-
Wyrok mógł być tylko jeden – dymisja
20 lutego 2025 r. Agnieszka Kwiatkowska-Gurdak przestała być Szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Oficjalnie złożyła, na ręce premiera Donalda Tuska, wniosek o zwolnienie. Wniosek został przyjęty i w ten sposób Kwiatkowska-Gurdak po czternastu miesiącach od powołania na stanowisko Szefa CBA zakończyła swoją misję kierowania służbą antykorupcyjną.
Tyle suchych faktów. Decyzja premiera rodzi jednak szereg pytań i wątpliwości. Po pierwsze, co było rzeczywistym powodem odwołania Szefowej CBA wybranej nieco ponad rok temu na to stanowisko przez premiera Donalda Tuska, tuż po powołaniu jego rządu? Warto w tym miejscu przypomnieć, że odwołanie poprzedniego Szefa tej służby przez premiera nastąpiło przed upływem jego kadencji, i to bez wskazania konkretnej przyczyny odwołania. To poważne uchybienie, ponieważ zgodnie z prawem dokonanie odwołania Szefa CBA przed upływem gwarantowanej ustawowo kadencji może nastąpić jedynie we wskazanych w Ustawie przypadkach. Można tutaj śmiało pokusić się o stwierdzenie, że odwołanie przez premiera Tuska Andrzeja Stróżnego z funkcji Szefa CBA odbyło się z rażącym naruszeniem prawa, stanowiącym przesłankę, w rozumieniu przepisów kodeksu postępowania administracyjnego, do stwierdzenia nieważności decyzji premiera. Nawiasem mówiąc premier Tusk dokonał takiego posunięcia nie po raz pierwszy. W październiku 2009 r podjął decyzję odwołującą pierwszego Szefa CBA Mariusza Kamińskiego, również przez upływem jego kadencji.
Wówczas premier Tusk posłużył się pretekstem – zarzutami, jakie Mariuszowi Kamińskiemu postawiła kilka dni wcześniej prokuratura. Zarzuty te były karą za wykrycie afery korupcyjnej w szeregach Platformy Obywatelskiej, a Tuskowi dały możliwość pozbycia się Kamińskiego. W ustawie o CBA nie było i nie ma wprawdzie możliwości odwołania Szefa CBA z powodu postawienia zarzutów karnych (szczególnie tych, którymi najłatwiej można go zaatakować, czyli przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków), niemniej w treści Ustawy o CBA znajduje się przesłanka możliwości odwołania jej Szefa przed upływem kadencji z powodu utraty przymiotów posiadania nieskazitelnej postawy moralnej, obywatelskiej i patriotycznej. Premier Tusk, uzasadniając swoją decyzję o odwołaniu Mariusza Kamińskiego, wskazał jako przyczynę skrócenia mu kadencji naruszenie tego właśnie punktu, argumentując, że w wyniku postawienia zarzutów w procesie karnym, wiążących się z działaniami CBA, Mariusz Kamiński utracił te przymioty. Pamiętając kontekst i okoliczności tamtej decyzji, trzeba stwierdzić, że było to skrupulatnie zaplanowane pozbycie się niewygodnego szefa służby, który wykrył wcześniej i poinformował o tym premiera, przypadki popełniania poważnych przestępstw korupcyjnych na szkodę państwa, popełnianych w procesie legislacyjnym z udziałem ministra i posłów rządu Donalda Tuska.
Przypomnienie tych zdarzeń z przeszłości jest o tyle ważne, że pokazuje ogromne trudności w sprawowaniu funkcji szefa służby antykorupcyjnej, mającej w swych zadaniach patrzenie na ręce władzy, w zderzeniu z będącym jego formalnym zwierzchnikiem Prezesem Rady Ministrów. Pomimo posiadania przez Szefa CBA ustawowej gwarancji w postaci kadencyjności mającej wzmacniać jego pozycję okazuje się, że premier ma możliwości szybkiego pozbycia się takiej osoby.
Wracając do sytuacji z rezygnacją Agnieszki Kwiatkowskiej-Gurdak, trzeba powiedzieć, że jej powołanie na stanowisko Szefowej CBA przez nowo wybranego premiera w grudniu 2023 r. wiązało się z bardzo dużymi oczekiwaniami, jakie wobec niej zostały wyrażone nie tylko przez premiera, ale całą koalicję rządzącą, sprowadzające się do szybkiego i spektakularnego rozliczenia poprzedniej władzy. Oczywiście, miało się to odbyć przy współdziałaniu z innymi służbami i prokuraturą, jak również z powołanymi do życia komisjami śledczymi. Z pośród powołanych komisji, z punktu widzenia przeszłego funkcjonowania CBA kluczową była komisja o bardzo długiej nazwie i szerokim zakresie przedmiotowym, którą w skrócie można nazwać Komisją ds. nadużyć w działaniach operacyjnych służb, posługujących się oprogramowaniem zwanym Pegasus. Nowo mianowane szefostwo CBA na czele z Agnieszką Kwiatkowską-Gurdak szybko zabrało się do realizacji zadań wynikających z rozliczeniem poprzedniej ekipy rządzącej jak również poprzedniego kierownictwa CBA. Powołany został zespół audytowy, dokonano zmian kadrowych na kluczowych stanowiskach, rozpoczęto cały szereg spraw prowadzonych przy pomocy – działającego w zmienionym składzie i pod zmienionym kierownictwem – Departamentu Ochrony. W efekcie przeprowadzonych działań audytowych oraz postępowań wewnętrznych, złożonych zostało do prokuratury dziewięć zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, ponadto wiele materiałów z prowadzonych przez CBA spraw dostarczono na żądanie prokuratur prowadzących własne śledztwa. Według zeznań złożonych przed komisją śledcza przez Agnieszkę Kwiatkowską-Gurdak, materiały z CBA trafiły również do śledztwa prowadzonego przez tzw. Zespół Śledczy nr 3 prowadzący śledztwo w sprawie nadużyć przy zakupie i używaniu systemu Pegasus.
Szefowa CBA, stawiając się na przesłuchanie w dniu 18 lutego przed tzw. Komisja Śledcza ds. Pegasusa, najprawdopodobniej sądziła, że przekazane przez nią, zeznającą w charakterze świadka, ogólne i statystyczne informacje o intensywnych działaniach CBA w ramach szeroko zakrojonych postępowań audytowych zadowolą przesłuchujących ją członków komisji. Naiwnie sądziła również, że członkowie działającej już od ponad roku komisji śledczej, zdołali w sposób dostateczny zapoznać się i zrozumieć obowiązujące szefów i funkcjonariuszy wszystkich służb specjalnych przepisy prawa, nakładające na nich obowiązek szczególnej ochrony przed ujawnieniem form, metod oraz środków pracy operacyjnej, jakimi posługują się służby specjalne w celu realizacji nałożonych na nie zadań. Dość powiedzieć, że w świetle obowiązujących przepisów prawa, ochrona wymienionych form, metod i środków pracy operacyjnej służb ma charakter bardzo restrykcyjny i ścisły, uniemożliwiający jakiekolwiek jej ujawnianie podmiotom i osobom trzecim – z wyłączeniem – w ściśle określonych przypadkach sądów i prokuratury. Zakazy ujawnienia materiałów operacyjnych dotyczą również sejmowych komisji śledczych. Nie są one bowiem ani sądami ani prokuraturami, a przepisy ustaw kompetencyjnych służb specjalnych oraz ustawy o ochronie informacji niejawnych są w tej materii jednoznaczne i nie przewidują żadnych wyjątków. Sankcją za ujawnienie tajemnic z pracy operacyjnej służb specjalnych jest odpowiedzialność karna osób, które się tego dopuszczą. Odpowiedzialność ta obowiązuje również po ustaniu stosunku służbowego.
Niestety okazało się, ze oczekiwania komisji śledczej wobec Szefowej CBA były zupełnie inne. Posłowie komisji spodziewali się po prostu, że Szefowa CBA objawi im i opinii publicznej „prawdę” o „ogromie zbrodni dokonanych przez zbrojne ramię PiS jaką było pod poprzednimi rządami CBA.” Ku rozczarowaniu śledczych z komisji, nie tylko nic takiego nie miało miejsca, ale nawet Szefowa CBA miała czelność powiedzieć, że nigdy nikt jej podczas ośmiu lat służby w CBA nie mówił, jak i w którym kierunku ma prowadzić postępowania przygotowawcze, oraz że nie jest ona od tego, aby przesadzać zeznając przed komisją śledczą, czy zakup oprogramowania Pegasus był złamaniem prawa przez CBA. Składając przed komisją zeznania o takiej treści, Szefowa CBA nie zrozumiała po prostu „prawdy etapu” tj. roli jaką miała odegrać w teatrze dla mas, jakim było jej jawne przesłuchanie. Nikogo z członków komisji, ani członków rządu z premierem na czele, nie interesują żadne fakty i ustalenia. Oni już dawno wydali wyroki skazujące. Potrzebują tylko aktorów, którzy potwierdzą głoszone przez nich wszem i wobec tezy – o bezprawiu działania „pisowskich służb”. Wobec tego, że Szefowa CBA nie wykazała się dostateczną gorliwością w ujawnianiu i ściganiu „PiS-owskich zbrodni”, a już szczególnie za brak zachowania „obywatelskiej czujności i zaangażowania” w tak ważnym propagandowo momencie, jakim było jawne przesłuchanie przed komisja śledczą, wyrok za takie postępowanie mógł być tylko jeden – dymisja.
Oczywiście tym razem premier Tusk, prawdopodobnie doinformowany przez swoich współpracowników, że są sposoby na odwołanie Szefa CBA bez formalnego łamania prawa, tym razem był łaskaw przekazać za pośrednictwem Ministra Koordynatora swoje oczekiwanie dotyczące dymisji Szefowej, bez uciekania się do jakichkolwiek bardziej drastycznych oświadczeń czy gróźb. Sądzę, że przy tym spotkaniu Szefowa CBA, tym razem – bez trudu zrozumiała – „prawdę etapu”, że jeśli nie złoży z własnej inicjatywy wniosku ze swoją rezygnacją, to będący jej bezpośrednim przełożonym, działający w imieniu premiera Minister Koordynator, najpierw podejmie decyzję o odebraniu jej premii i dodatku specjalnego, które mogą wynosić w sumie sześćdziesiąt procent wynagrodzenia, a następnie premier Tusk, nie zważając na przepisy prawa, tak jak w przeszłości i tak podejmie decyzję o jej odwołaniu. Mając na uwadze fakt, że Agnieszka Kwiatkowska-Gurdak może pochwalić się dwudziestoletnim stażem pracy w policji i służbach specjalnych, przysługują jej już teraz prawa emerytalne po odejściu ze służby. Nie trzeba tłumaczyć, że odebranie sześćdziesięciu procent uposażenia w postaci premii i dodatku specjalnego, w sposób znakomity obniżyłoby podstawę wymiaru świadczenia emerytalnego, przypadającego Agnieszce Kwiatkowskiej-Gurdak. W gruncie rzeczy wybór był zatem oczywisty i jak sadzę, Szefowa CBA, idąc na spotkanie z Ministrem Siemoniakiem, miała najprawdopodobniej przygotowany z góry projekt rezygnacji ze stanowiska.
Po zwolnieniu Szefowej CBA tego samego dnia na stanowisko pełniącego obowiązki Szefa CBA powołany został Tomasz Strzelczyk, dotychczasowy zastępca Szefa CBA. Dokonana zmiana potwierdza tylko tezę, że Centralne Biuro Antykorupcyjne jest traktowane przez obecny rząd jako służba podejrzana i „politycznie skażona”. Wobec powyższego niezależnie od faktów, jedyną słuszną decyzją ma być likwidacja tej służby. Co ciekawe, postulat likwidacji służby, nie stoi dla obecnie rządzących w sprzeczności z tym, iż to właśnie CBA, w oparciu o zgromadzone wcześniej materiały własne Biura, prowadzi choćby jedną z ważniejszych spraw dotyczących rozliczeń poprzedniej ekipy rządzącej, jaką jest sprawa nieprawidłowości w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Dla obecnego rządu nie ma również znaczenia fakt, że w procedowanym aktualnie na forum Unii Europejskiej projekcie dyrektywy antykorupcyjnej znalazł się zapis o konieczności powołania w każdym kraju członkowskim wyspecjalizowanej, wyodrębnionej organizacyjnie agencji, dedykowanej do zwalczania zjawiska korupcji.
Wydaje się, że wobec CBA na najbliższe miesiące zarysowują się dwa scenariusze. W pierwszym aktualnie powołany pełniący obowiązki Szefa CBA Tomasz Strzelczyk, pozostanie na stanowisku do wyborów prezydenckich, prowadząc powtórne działania audytowe. W drugim scenariuszu, według mnie mniej prawdopodobnym, z uwagi na brak chętnych do podjęcia się takiego zadania, zostanie znaleziona nowa osoba do objęcia stanowiska Szefa CBA, która będzie spoza tej służby. Jej powołanie będzie się wiązać z ponownym przeprowadzaniem procedur audytowych i kontrolnych, kolejnymi szybkimi zmianami kadrowymi, wszystko w celu zwiększenia intensywności i gorliwości w poszukiwaniu „zbrodni” poprzedniej ekipy. Dla służby oznaczać to będzie przechodzenie przez okres kolejnych wstrząsów wewnętrznych, utrudniających realizację jej głównego zadania, jakim jest ściganie zjawiska korupcji oraz przestępstw godzących w interes ekonomiczny państwa.
Niezależnie od scenariusza ostatnie wydarzenia potwierdzają tylko, że obecnemu rządowi nie zależy na skutecznym zwalczaniu zjawiska korupcji w Polsce.
Ernest Bejda
-
Kolejna prowokacja Rosji wymierzona w Polskę
Rosyjska propaganda wraca do kolportowania treści dezinformacyjnych przeciwko Ukrainie, przekonując, że kraje ten nie ma prawa istnienia jako samodzielne państwo. Ten typ oddziaływania przeciwko Ukrainie widać od wielu lat. Tym razem Kreml osadza własne działania dezinformacyjne w kontekście historycznym, wykorzystując po raz kolejny kłamstwa historyczne do bieżących działań imperialnych. Znów kampania wymierzona jest także w Polskę.
Siergiej Naryszkin, szef rosyjskiego wywiadu cywilnego (Służby Wywiadu Zagranicznego) i jednocześnie Dyrektor Rosyjskiego Towarzystwa Historycznego, zaprezentował analizę, z której ma wynikać, że Ukraina nie powinna istnieć, a historyczne prawa do jej ziem ma Rosja, Polska, Węgry i Słowacja, które wspólnie powinny Ukrainą się „podzielić”. To kolejny już przekaz dezinformacyjny wymierzony w Ukrainę, ale i Polskę. Nasz kraj po raz kolejny został przedstawiony, jako rzekome zagrożenie dla Ukraińców.
Tego typu treści Rosja kolportuje w sposób przemyślany i zaplanowany. To nie przypadek, że właśnie teraz Naryszkin zaproponował, aby Rosyjskie Towarzystwo Historyczne rozpoczęło dyskusję na temat „praw do ukraińskich ziem z perspektywy historycznej”. Ma to swój oczywisty antypolski kontekst. Już wcześniej pojawiały się kłamliwe insynuacje rosyjskich służb specjalnych, sugerujące, że Polska intensyfikuje przygotowania do przejęcia zachodnich obszarów Ukrainy, a nawet zamierza przeprowadzić referenda na tych terenach w celu uzasadnienia planowanych aneksji. Kampania w tej sprawie toczy się od samego początku pełnoskalowej agresji Rosji przeciwko Ukrainie. Wątek, który pojawiał się wielokrotnie, wraca teraz i ulega intensyfikacji. Trudno nie wiązać tego z wydarzeniami wokół Ukrainy, tj. rozpoczętą fazą wstępną rozmów dot. negocjacji pokojowych między Rosją i Ukrainą.
Wątek kontynuowany przez struktury realizujące walkę informacyjną Rosji ma na celu stymulować napięcia między Ukrainą i sojusznikami, izolować Ukrainę, ale i deprecjonować Polskę i ukazywać nasz jako niewiarygodny i niebezpieczny. To świadomie prowadzona operacja informacyjna, której celem jest rozgrywanie i osłabianie Zachodu. Jednocześnie Rosja kontynuuje w ten sposób działania realizowane od wielu lat, które mają tłumaczyć odbiorcom, że Ukraina nie jest państwem samodzielnym, a inwazja Rosji była uzasadniona.
Temat rzekomego planu udziału Polski w podziale terytorium Ukrainy wraca jak bumerang za każdym razem kiedy Rosja chce Polskę postawić w wygodniej dla siebie pozycji, czyli podzielić się odpowiedzialnością za stosowanie agresji wobec innych państw. Tego typu rosyjskie „propozycje” miały się pojawić nawet w bezpośrednich rozmowach z polskimi politykami. W 2014 roku na łamach amerykańskiego „Politico” ukazał się wywiad z Radosławem Sikorskim, ówczesnym Marszałkiem Sejmu, wcześniej szefem Ministerstwa Spraw Zagranicznych, w którym zasugerował że propozycja podziału Ukrainy między Polskę a Rosję padła już w 2008 roku podczas spotkania Władimir Putin – Donalda Tusk. Słowa Sikorskiego wywołały w polskiej przestrzeni publicznej burzę, a sam Sikorski wycofał się z nich i stwierdził, że „zawiodła go pamięć”. Ciężko jednak uwierzyć, by tak doświadczony polityk pozwolił sobie na nieprecyzyjne słowa w krytycznej dla Polski sprawie. Debata była bardzo gorąca także dlatego, że nie widać było żadnej reakcji w ówczesnych działaniach Donalda Tuska na słowa Putina. Wydaje się, że nie zidentyfikował on realnych zagrożeń dla państwa polskiego i Europy. Dzisiejsze działania Naryszkina pokazują, że tego typu oddziaływanie i zagrożenia są realne i są kontynuowane w ramach operacji dezinformacyjnych przeciwko Polsce.
Rosyjska propaganda do wątku podziału Ukrainy i rzekomych polskich roszczeń wobec naszego sąsiada wracała już wielokrotnie. I wszystko wskazuje na to, że w okresie trwania negocjacji dot. wojny Rosji przeciwko Ukrainie tego typu „podgrzewanie” emocji z naciskiem na deprecjonowanie Polski będzie w dalszym ciągu wykorzystywane przez Kreml. Choćby po to, by osłabić naszą wiarygodność i zdolność do prowadzenia rozmów dotyczących naszych interesów i perspektyw.
Marcin Lidka
-
Pod chińską kontrolą
W ostatnich latach Chiny stały się jednym z globalnych rozgrywających. Pekin przez dekady stawał się potęgą gospodarczą, ale ostatnio sięga również po inne mechanizmy, np. militarne czy technologiczne, by szerzej oddziaływać na arenę międzynarodową. Coraz śmielej wykorzystuje także służby specjalne do szpiegowania oraz oddziaływania na globalnej scenie. W ostatnim czasie doszło od kilku incydentów z udziałem obywateli Chin, które potwierdzają wzrost zagrożeń wywiadowczych ze strony Pekinu.
Jak wynika z informacji przekazanych przez amerykańskie media, 30 listopada 2024 r. obywatel Chin – Yinpiao Zhou sterował dronem i robił zdjęcia ważnej bazy wojskowej Vandenberg w Kalifornii (Vandenberg Space Force Base). Według śledczych, na zdjęciach zostały ujęte wrażliwe obszary bazy, w tym kompleks wykorzystywany przez SpaceX. Lot drona miał miejsce kilka godzin po tym, jak z bazy wystartowała rakieta SpaceX, która wyniosła na orbitę satelitę. Zhou został zatrzymany i oskarżony o posiadanie niezarejestrowanego drona niespełniającego wymogów transportu oraz o naruszenie przestrzeni powietrznej nad obiektami obrony narodowej. Śledczy poinformowali, że zatrzymany nie tylko wykonał zdjęcia bazy, co jest niezgodne z prawem, ale też wcześniej zhakował oprogramowanie drona w ten sposób by mógł on latać wyżej niż jest to możliwe w przypadku tego typu sprzętu.
Do podobnych incydentów doszło w innych regionach m.in. na Filipinach, gdzie władze aresztowały obywatela Chin oraz dwóch obywateli Filipin podejrzanych o szpiegostwo oraz gromadzenie i rozpowszechnianie poufnych informacji związanych z obroną narodową przy użyciu zaawansowanej technologii. Jak wynika z informacji przekazanych przez śledczych, skonfiskowany podczas zatrzymania sprzęt zawierał poufne dane, w tym materiały topograficzne i mapy kluczowej infrastruktury.
W Szwecji z kolei zatrzymano pięciu obywateli Chin, którzy w pobliżu ważnych obiektów państwowych, w tym instalacji radarowej w Västerbotten, portu Umeå czy kopalni w Kirunie, sterowali dronami. Ze względu na ograniczenia w tych obszarach oraz zagrożenie nielegalnym fotografowaniem krytycznej infrastruktury kraju szwedzkie służb podjęły decyzję o cofnięciu wiz zatrzymanych osób. Jak wyjaśniają śledczy, incydent rodzi podejrzenie potencjalnych działań szpiegowskich wymierzonych w krytyczną infrastrukturę Szwecji.
W ostatnim czasie również w Norwegii doszło do podobnego incydentu z udziałem obywateli Chin, którzy latali dronem nad centrum Oslo, gdzie obowiązują ograniczenia używania tego typu sprzętu. Jak wynika z informacji medialnych, w grudniu 2024 r. do bardzo podobnej sytuacji doszło w strefie zakazu lotów dronów i tam również dopuścili się tego obywatele Chin. Śledczy po zatrzymaniu i skonfiskowaniu sprzętu, w kilku przypadkach zadecydowali o wydaleniu „pilotów” dronów spoza strefę Schengen. Jednocześnie trwają śledztwa mające wyjaśnić motywy wszystkich zaistniałych incydentów.
Warto przypomnieć także, że w grudniu ub. r. niemiecka policja wszczęła dochodzenie przeciwko Chińczykowi, który miał robić zdjęcia w bazie marynarki wojennej na wybrzeżu Morza Bałtyckiego. Jak podają media, Państwowy Urząd Policji Kryminalnej (LKA) w Szlezwiku-Holsztynie oraz Federalne Biuro Służby Kontrwywiadu Wojskowego (BAMAD)prowadzą śledztwo w sprawie podejrzenia o szpiegostwo.
Doniesienia medialne z różnych stron świata układają się w obraz zwiększonej aktywności, ofensywnych już wcześniej, służb wywiadowczych Chin. Wykorzystują one nowoczesną technikę do zbierania danych o ważnych dla państw Zachodu miejscach i infrastrukturze. Działania te sugerują, że chińskie państwo intensyfikuje działania związane z rozpoznaniem interesujących Pekin państw. Wygląda to jak celowe, zaplanowane działanie chińskiego rządu nastawione na zdobycie istotnych, z punktu widzenia bezpieczeństwa czy obronności, informacji. Każdy tego typu incydent to ujawienie nie tylko danych dotyczących konkretnego obiektu, ale także testowanie procedur bezpieczeństwa konkretnych jednostek, baz wojskowych, infrastruktury krytycznej danego państwa. W zeszłym roku na łamach „Wall Street Journal” opublikowany został artykuł, w którym powołując się na jedną z europejskich agencji wywiadowczych podkreślono, że operacje szpiegowskie Pekinu mają bezprecedensową skalę i łączą działania służb wywiadowczych, prywatnych firm i obywateli ChRL, z tym że tych ostatnich zaangażowanych w szpiegowanie może do 600 tys. osób! zatem, co do jednego można być pewnym, Chiny szpiegują na potęgę.
Państwa Zachodu, które stają się coraz częściej obiektem zainteresowania chińskich służb, powinny wyciągać z tego wnioski. Możliwość operowania chińskiego wywiadu w państwach Zachodu, popularność chińskich technologii, działaniach instytucji z zakresu chińskiego soft power powinny stać się przedmiotem audytów i analiz z zakresu bezpieczeństwa narodowego. Państwa NATO powinny chińskie wpływy traktować jako zagrożenie dla własnych interesów.
Marcin Lidka
Fot. Canva
-
Polska w uścisku „resetu”
Unia Europejska pracuje nad nowym pakietem sankcji na Rosję w związku z jej agresją przeciwko Ukrainie oraz prowadzoną wojną hybrydową przeciwko Zachodowi. Jak donoszą nieoficjalnie media, liderzy UE nie chcą zgodzić się na propozycję (m. in. Polski), by sankcje dotyczyły rosyjskiego gazu LNG, który wciąż zapewnia Rosji gigantyczne wpływy do budżetu państwa. W tym samym czasie, międzynarodowa prasa informuje, że import rosyjskiego gazu LNG osiąga właśnie rekordowe wyniki. Głównie przez politykę Niemiec. Wszystko wskazuje na to, że najbliższe miesiące będą okresem mocnej rywalizacji energetycznej, która stanie się częścią walki o strategiczne wpływy w Europie. Dla Polski to nie będzie neutralny spór. Trzeba oczekiwać opowiedzenia się po konkretnej stronie. A to, co dla Polski korzystniejsze i ważniejsze, dla obecnego Rządu może nie być oczywistym wyborem.
Donald Trump w pierwszych godzinach urzędowania podjął decyzję o zniesieniu limitów na wydobycie amerykańskich surowców energetycznych. Jego strategia zakłada m.in. zwiększenie eksportu amerykańskiego gazu LNG, co wcześniej było blokowane przez administrację Joe Bidena. Pierwsze zapowiedzi nowego prezydenta sugerują, że może on być zainteresowany wykorzystaniem przewagi energetycznej do osłabienia Rosji. Takie podejście sugeruje, i zapowiedź działań na rzecz obniżenia ceny ropy na świecie, i właśnie wyższy eksport amerykańskiego LNG. Wygląda na to, że USA będą te zasoby wykorzystywać do walki o dominację i amerykańskie strategiczne cele.
Dla Polski to dobra okazja, by zaprezentować USA ofertę włączenia polskiego potencjału do działań, które powinny wypychać interesy rosyjskie z Europy. Oddanie do użytku dodatkowych mocy przeładunkowych terminala LNG w Świnoujściu wzmacnia potencjał Polski w zakresie importu LNG, co stabilizuje polski miks energetyczny, ale również buduje możliwości ulokowania właśnie w naszym kraju silnego punktu wejścia do europejskich sieci gazu. Jeśli prezydent Trump chciałby użyć LNG w ramach strategicznej rywalizacji z Rosją, oferta Polski powinna być dla niego interesująca. Nam dałaby z kolei większą siłę oddziaływania, możliwość wypychania rosyjskiej energetyki z Europy oraz większe wpływy. Polska dzięki terminalowi, systemowi interkonektorów oraz gazociągom ma szanse stać się hubem energetycznym, który pozwoliłby USA na eksport LNG do Europy Środkowej, Zachodniej oraz krajów Bałtyckich. Dodatkowo, Polska mogłaby wnosić o dodatkowe korzyści w postaci udziału USA w ochronie infrastruktury energetycznej na naszym wybrzeżu. Z kolei Waszyngton miałby szanse na większe wpływy z eksportu gazu oraz grę strategiczną w Europie przeciwko rosyjskim interesom. O taką szansę dla Polski warto powalczyć.
Problem w tym, że – jak wskazują dane statystyczne – decyzja Polski o większej współpracy dot. LNG z USA szłaby w poprzek coraz lepiej widocznym tendencjom w Niemczech oraz Zachodniej Europie. Jak donoszą media międzynarodowe (m.in. Politico) Niemcy sprowadzają do siebie rekordowe ilości gazu LNG… tyle, że z Rosji. Jak wskazuje Politico, Europa kupuje rosyjski gaz na „niespotykaną wcześniej skalę”, co daje Moskwie miliardy dolarów, którymi Kreml może zasilać budżet wojenny. Dane, na które powołuje się artykuł (pochodzące z firmy Kpler), wskazują, że tylko w ciągu pierwszych 15 dni 2025 r. 27 krajów Unii Europejskiej zaimportowało 837 300 ton skroplonego gazu ziemnego z Rosji! Jak tłumaczy autor artykułu, wzrost wolumenów ma związek z faktem, iż Rosja przestała mieć możliwość tłoczenia gazu przez terytorium Ukrainy. To spowodowało silną presję na kraje Europy Zachodniej, by pozyskać większe ilości LNG. Tyle tylko, że Europa nie zaczęła szukać nowych kierunków dostaw, tylko mocno współpracować z Rosją.
Niestety ten trend może się utrzymywać. W najbliższych miesiącach – przy dominującej na świecie narracji, że czas na rozmowy pokojowe i zamrożenie wojny przeciwko Ukrainie – współpraca energetyczna krajów Zachodniej Europy z Rosją będzie zapewne wzmacniana. Nie jest również wykluczone, że wróci temat współdziałania niemiecko-rosyjskiego nie tylko przy okazji dostaw LNG, ale też… gazu tłoczonego gazociągiem Nord Stream. Jak informują duńskie media, władze Danii wydały pozwolenie stronie rosyjskiej dot. napraw rur w miejscu uszkodzenia (na NS2). Na razie mowa oficjalnie o ich lepszym zabezpieczeniu, ale niestety można mieć obawy, że to pierwszy krok w kierunku odbudowy tego gazociągu. Jeśli to się uda, zapewne tym razem ukończona zostanie certyfikacja w Niemczech, co pozwoli na tłoczenie gazu lub wodoru z Rosji do RFN. Na takie zagrożenia wskazała jeszcze administracja Joe Bidena, która odwiesiła sankcje na podmioty zaangażowane w budowę tego projektu. Tłumaczono to próbami „wskrzeszenia” inicjatywy.
Wydaje się, że na naszych oczach rysuje się pole rywalizacji strategicznej, które będzie miało wpływ na Polskę, nasze bezpieczeństwo i status w relacjach z USA. Jeśli Amerykanie będą zainteresowani silną współpracą z Europą, by walczyć o swoje wpływy, ale i wykorzystywać energetykę do walki z interesami Rosji i jej osłabienia, a także przymuszenia ws. agresji przeciwko Ukrainie, będą szukali kontrahenta do działań – na szczeblu politycznym, finansowym, ale i strategicznym, tj. choćby militarnym. To oferta dla Polski korzystna i ważna. Ale idąca przeciwko widocznym już coraz lepiej tendencjom powrotu do silnej współpracy między Zachodem a Rosją. Pytanie, jaką drogą pójdzie Polska? Czy zdecyduje się na współpracę z USA kosztem relacji z Niemcami, czy nie – to może być ważny element szerszej układanki, która przesądzi o bezpieczeństwie naszego regionu. Donald Trump od lat wskazuje, że nie będzie akceptował sytuacji, w której Europa Zachodnia napędza budżet agresywnej Rosji, a potem bezradnie apeluje do USA o pomoc wobec rosyjskiego zagrożenia. Zapewne tej sprawy nowa administracja nie odpuści…
Stanisław Żaryn
Fot. Kremlin.ru/Wikimedia Commons
-
Rosja atakowała poprzedni rząd
Rosyjska siatka szpiegowska promowała hasło „j***ć PiS”, które stało się kanwą działalności politycznej opozycji wobec poprzedniego rządu. Rosja płaciła za to swoim współpracownikom…
Fot. Canva W 2023 roku polska ABW rozbiła siatkę szpiegowską, która prowadziła w Polsce różnorodne zadania na zlecenie rosyjskiego FSB. Praca współpracowników rosyjskiego wywiadu koncentrowała się na monitorowaniu tras kolejowych, mapowaniu transportów z pomocą dla Ukrainy, w tym z transportem sprzętu wojskowego. Siatka przygotowywała się również do prowadzenia aktów dywersji, terroru i sabotażu. Rosjanie chcieli zmontować w Polsce siatkę szpiegowską, która prowadziłaby także zabójstwa czy pobicia zgodnie z wytycznymi Kremla.
Wśród zadań były jednak również inne zlecenia – siatka szpiegowska prowadziła działania propagandowe, które wpisywały się w systemową walkę informacyjną przeciwko Polsce. W ramach tych działań rosyjski wywiad zlecał kampanię oddziaływania informacyjno-psychologicznego na Polskę i polskie społeczeństwo. Promowano hasła antyNATOwskie, antyukraińskie i polityczne wymierzone w ówczesną władzę w Polsce. ABW udało się pozyskać jasne dowody, że rosyjski wywiad promował m. in. wulgarne hasło polityczne „j***ć PiS”, które za swoje przyjęła ówczesna opozycja. Zlecenie od rosyjskich służb było jasne – promocja hasła antyrządowego, w realu lub mediach elektronicznych, w zamian za pieniądze. Ewidentne ingerowanie rosyjskich służb specjalnych w debatę i sytuację polityczną w naszym kraju. Na początku 2023 roku ABW udało się rozpoznać nowe modus operandi rosyjskiego wywiadu – dzięki temu sukcesowi polski kontrwywiad do dziś jest w stanie identyfikować kolejne działania rosyjskich służb. Ale, co ciekawe udało się również pozyskać DOWÓD, że Rosja poprzez swoje służby specjalne promowała za pieniądze wulgarne hasło, będące formą walki politycznej przeciwko PiS.
To nie jest odosobniona sprawa, która pokazuje polityczny kontekst pracy wywiadowczej Rosji przeciwko Polsce. Głośna sprawa Pawła Rubcowa ma również swoje konotacje polityczne, ponieważ ten agent rosyjskiego GRU bardzo aktywnie promował i kolportował tezy polityczne wpisujące się w bieżące ataki na rząd i Polskę. Rubcow wszedł łatwo w środowiska liberalno-lewicowe, bowiem był przykładem lewicującego radykała. W swoich działaniach informacyjnych chętnie promował hasła i treści wpisujące się w bieżącą debatę publiczną (choćby ws. sytuacji na granicy z Białorusią, czy rzekomego niszczenia w Polsce zasad demokracji, dyskryminowania mniejszości seksualnych itp.), a jego narracja była tożsama z działaniami ówczesnej opozycji, która wykorzystywała bardzo podobne treści i tezy do ataków na rząd. Rubcow, opłacany przez rosyjskie GRU, swoją działalnością stymulował ataki na Rząd PiS – zarówno w Polsce, jak i na arenie międzynarodowej.
Rosjanie wiele razy aktywnie szkodzili wybranym środowiskom politycznym – operacja GhostWriter, prowadzona przez grupę hakerską na usługach służb Rosji i Białorusi, skupiała się na atakach cybernetycznych oraz operacji dezinformacyjnej opracowanej na podstawie ukradzionych materiałów. Służby rosyjskie i białoruskie prowadziły te działania przez wiele lat i w różnych krajach. Ale przez dłuższy czas koncentrowały się właściwie jedynie na Polsce. W RP prowadziła skuteczne ataki przeciwko wielu osobom z różnych ugrupowań. Ale operacje dezinformacyjne i dyfamacyjne wymierzone były głównie w rządzących, czyli PiS.
To również PiS był ofiarą dywersji informacyjnej jesienią 2023 roku, gdy Polska była ofiarą działań rosyjskiego wywiadu, które miały wywrzeć wpływ na polskie wybory. Rosyjska operacja dezinformacyjna posługiwała się spreparowanym przekazem, który miał kompromitować PiS i ośmieszać w oczach wyborców. Kampania miała miejsce tuż przed ciszą wyborczą w 2023 roku, więc była obliczona na uderzenie właśnie w to ugrupowanie i osłabienie jego szans wyborczych. W sposób oczywisty więc należy wskazać, że przed wyborami rosyjskie służby próbowały osłabić pozycję polityczną ówczesnych władz.
Przez lata rosyjskie działania destabilizujące były wymierzone w PiS. I realizowane konsekwentnie. Wspomniane działania to jedynie fragment szerszej układanki. Rosja z reguły zainteresowana jest destabilizowaniem kręgów władzy, ale należy wskazać, że PiS był przez rosyjski wywiad systematycznie atakowany. Rosja inspirowała wojnę polityczną przeciwko Polsce w Unii Europejskiej, na co dowodem są także choćby ustalenia ABW dot. zatrzymanego za szpiegostwo Janusza N. Jego działalność skupiała się na infekowaniu elit w Parlamencie Europejskim przekazem przeciwko Ukrainie i Polsce, a także organizowaniu operacji dezinformacyjnych. Znów w tych działaniach widać próbę stymulowania ataków politycznych na RP, które wpisywały się w bieżącą debatę polityczną wokół Polski.
W świetle tych ustaleń można pokusić się o cztery stwierdzenia – 1. Rosja od wielu lat ingeruje w polską politykę, stymuluje ataki polityczne i podziały, 2. Rosyjskie służby promowały za pomocą swojej siatki szpiegowskiej hasło „j***ć PiS”, które stało się kanwą działalności politycznej opozycji wobec poprzedniego rządu. Rosja płaciła za promocję tego hasła, 3. Rosyjskie służby systematycznie atakowały Rząd RP stworzony przez Zjednoczoną Prawicę, 4. Formułowane ostatnio przez Rząd i osobiście Premiera Tuska oskarżenia pod adresem PiS o agenturalne związki z rosyjskimi służbami są operacją insynuacyjną obliczoną na uzyskanie korzyści politycznych oraz niszczenie oponentów. Ataki ze strony Rosji wskazują, że służby specjalne Federacji Rosyjskiej walczyły z rządem PiS.
Stanisław Żaryn

Instytut Bezpieczeństwa Narodowego
Numer KRS: 0001117730
NIP: 1182288207
REGON: 52923234700000
Adres: Aleja Zjednoczenia 50/U1
01-801 Warszawa
e-mail: kontakt@fibn.pl