• Przegrana bitwa o pamięć może kosztować Polskę

    Dla Polski odpuszczenie walki o silną tożsamość narodową i historyczną to nie tylko błąd, ale także bardzo poważne zagrożenie. Od lat znajdujemy się pod silną presją, której skutki dotykają spraw fundamentalnych dla Polski i Polaków.

    Polska od wielu lat jest obiektem agresywnych działań dezinformacyjnych dotyczących historii. Fałszowanie i manipulowanie przeszłością Polski jest wykorzystywane, by RP osłabiać i oskarżać. Niestety działania w tym zakresie są realizowane niezależnie przez różnorodne podmioty państwowe. Mają jednak wspólny mianownik, co stanowi bardzo poważne zagrożenie dla Polski. Nie tylko w sferze historycznej.

    Rosyjskie działania propagandowe manipulujące historią Polski są prowadzone na szczeblu strategicznym. Władimir Putin osobiście wielokrotnie oskarżał Polskę o współpracę z nazistowskimi Niemcami, kolaborowanie z Hitlerem i przyczynienie się do wybuchu II wojny światowej. Okres pełnoskalowej wojny Rosji przeciwko Ukrainie sprzyjał rozwojowi tych narracji. Polska była i jest prezentowana, jako kraj owładnięty skrywaną ideą imperialną, agresywny wobec Rosji, ale też Ukrainy czy Białorusi. Propaganda Kremla wskazywała, że Polska ma roszczenia terytorialne wobec zachodniej Ukrainy, zachodniej Białorusi, Litwy i Czech. Jesteśmy konsekwentnie prezentowani jako kraj, który jest niebezpieczny i przy sprzyjających warunkach „ruszy po swoje”. Podobny obraz Polski kształtowany jest przez białoruską propagandę, której przekaz był jeszcze brutalniejszy – Polska była oskarżana o ludobójcze praktyki prowadzone przez II RP wobec mniejszości białoruskiej. Nasz kraj konsekwentnie jest oczerniany. Rosja przywiązuję ogromną wagę do tych działań i ataków. Świadczy o tym nie tylko zaangażowanie polityków z najwyższego szczebla, ale również fabrykowanie „dowodów” w postaci archiwalnych „dokumentów” wytworzonych na potrzeby uwiarygodnienia oskarżeń. Moskwa prowadzi celową i świadomą operację przeciwko Polsce bazującą na zakłamanej wersji historii.

    Celem działań Kremla jest podważenie zaufania do Polski oraz osłabienie wiarygodności naszego kraju. Rosja chce przekonać swoich odbiorców (w Rosji, na Ukrainie, Białorusi, krajach globalnego południa, ale też naszych sojuszników), że Polska jest krajem agresywnym, niepewnym i groźnym, że u podstaw funkcjonowania Polski stoją imperialne zamierzenia skrywane z uwagi na brak możliwości ich realizacji. Choć ten typ oddziaływania jest chwilami tak kuriozalny, że aż śmieszny (Putin publicznie ostrzegał Ukraińców przez „polskim imperializmem”, który ma być rzekomo największym zagrożeniem dla Ukrainy), ale rosyjskie działania mają konkretny cel i są realizowane zgodnie z założeniami. A Rosja takich operacji nie prowadzi hobbystycznie. To element szerszego strategicznego planu, który ma doprowadzić do izolacji Polski w NATO i pozwolić Rosji na realizację jej planu wobec Europy Środkowej. Polska w tych planach ma przypisaną rolę państwa buforowego, co oznacza wciągnięcie ją w sferę oddziaływania rosyjskiego i trwałe osłabienie poziomu bezpieczeństwa w RP. Kłamstwa historyczne prezentujące Polskę jako państwo agresywne, napadające na innych, zbrodnicze i niebezpieczne mają więc konkretny cel. I jest on dla Polski bardzo poważnym zagrożeniem.

    Inne motywacje, ale podobne skutki, mają dwie analogiczne kampanie, które są prowadzone od lat na światową skalę. Polska jest oskarżana w ramach nich o współudział w Holokauście, fałszowanie historii i „swoich grzechów”. Te działania obecnie są prowadzone zarówno przez część środowisk żydowskich jak i niemieckich. W przypadku RFN mamy do czynienia z działalnością stricte państwową, która jest logicznym skutkiem kampanii niemieckiej prowadzonej od dekad przeciwko pamięci o II wojnie światowej. Niemcy rozpoczęli kampanię zamazywania prawdy o własnej zbrodniczej historii, by uniknąć wizerunku zbrodniarza i sprawcy największego ludobójstwa w historii. Ta operacja była rozłożona na lata, pierwotnie jej celem było „wynarodowienie” zbrodni z czasów II wojny, przekonanie, że nie były one związane z narodem i państwem niemieckim. W miejsce Niemców wstawiono „nazistów”, co pozwoliło oderwać zbrodnie od RFN i Niemców. Z czasem narracja przyjęła wyraz karykatury – dziś Niemcy uznają się za ofiary „nazistów” i świętują „wyzwolenie od nazistów”. Jednak Polakom nie powinno być do śmiechu. Bowiem coraz mocniej w debacie publicznej pojawiały się tezy, przenoszone również na grunt polski, o polskim współsprawstwie i odpowiedzialności Polski za Holokaust i… II wojnę światową. Operacja prowadzona – nie mam cienia wątpliwości – pod czujnym okiem niemieckich służb specjalnych już pozwoliła wybielić Niemców i oskarżyć Polskę o zbrodnie. Ten typ insynuacji wymierzonych w dobre imię Polaków i historię Polski przyspieszył w ostatnich miesiącach, gdy Polska przestała realizować aktywną politykę historyczną. Dziś w mediach pojawiają się kolejne dowody, że rząd promuje w Polsce niepolski punkt widzenia wpisując się w rozmywanie prawdy o historii.

    W swoich działaniach manipulujących historią niemieckiej III Rzeszy oraz wojny Berlin zyskał sojusznika, którym stała się część środowisk żydowskich, wraz z częścią elit politycznych Izraela. W tych środowiskach również pojawiają się oskarżenia pod adresem Polaków oraz oczekiwania, że „przyznamy się” i przyjmiemy na siebie część win za Holokaust, a zatem i także za II wojnę światową. Ten typ oddziaływania jest uderzeniem de facto w pamięć o Zagładzie i II wojnie, co nie przeszkadza środowiskom żydowskim oczerniać Polski i kolportować nonsensów przeciwko naszemu krajowi.

    Skutkiem opisanych działań jest nie tylko zakłamywanie prawdy o II wojnie światowej, wybielanie Niemców oraz oskarżanie Polski i Polaków o zbrodnie, z którymi nie mieliśmy nic wspólnego (historia pokazuje, że Polacy zrobili dla Żydów więcej niż ktokolwiek w czasie wojny), ale także budowanie wizerunku Polaków jako narodu sprawców ludobójstwa, do którego nie chcemy się przyznać. Opisane działania, prowadzone przez podmioty niemieckie i żydowskie, mają więc te same skutki, co starannie reżyserowana operacje rosyjskich służb wywiadowczych przeciwko Polsce. Zakładać należy, że motywacje tych, którzy kolportują w Niemczech czy Izraelu manipulacje o polskiej historii, są inne niż elity na Kremlu. Ale skutki będą dokładnie te same. Wszystkie opisane wątki mają w sobie bowiem te same linie narracyjne, które przekonują, że Polacy są narodem sprawców, groźnym społeczeństwem, które jest współodpowiedzialne za II wojnę. Ten przekaz – idący równolegle z rosyjskimi operacjami – legitymizuje działania Kremla, który stara się przekonać świat, że Polska była, jest i będzie niebezpieczna i zagraża pokojowi. Środowiska niemieckie czy żydowskie prowadzą swoje działania być może z wyrachowania, zemsty, kalkulacji, chciwości – można spekulować. Ale Rosja kolportując kłamstwa o Polsce chce zyskać zgodę, by Polska stała się rosyjskim protektoratem. Ci, którzy oczerniają nasz kraj i nagłaśniają kłamstwa o naszej historii, pomagają Rosji w osiąganiu jej agresywnych wobec Polski, ale i całego Zachodu, celów.

    Opisane powyżej działania powinien rozumieć każdy Rząd RP i każdy Prezydent RP. Polska dziś musi prowadzić aktywną politykę historyczną, aktywnie wzmacniać i budować poczucie tożsamości narodowej, zakorzeniać polskie społeczeństwo w historii i edukować Polaków. Jeśli to zostanie zaniedbane, zagrożenia będą eskalowały. A są one bardzo poważne. Analiza działań aktualnego rządu nie napawa niestety optymizmem. Władze Polski odpuściły sobie walkę o silną tożsamość narodową, nie chcą walczyć o prawdę dotyczącą historii ani formułować oczekiwań wobec Niemców. Odpuściły sobie również walkę z rosyjską propagandą historyczną oraz polską politykę historyczną jako taką. Niestety nasze milczenie będzie działało na korzyść tych, którzy o polskiej polityce mają dużo do powiedzenia. Skutki ich działań mogą być dramatyczne…

    Stanisław Żaryn

    P.S.

    W świetle tej analizy:

    • odpuszczenie walki z dezinformacją i propagandą historyczną Rosji to sabotaż interesów RP
    • odpuszczenie polityki historycznej i walki o polską narrację o historii to sabotaż interesów RP
    • odpuszczenie walki z kłamstwami i manipulacjami niemieckimi dotyczącymi II wojny światowej to sabotaż interesów RP
    • przyjmowanie niepolskiej perspektywy w narracjach historycznych to sabotaż interesów RP
    • wygłaszanie opinii manipulujących historią II wojny światowej to sabotaż interesów RP
    • organizowanie wystaw wpisujących się w scenariusz rozmywania polskiej narracji o historii to sabotaż interesów RP

    W przypadku Polski polityka historyczna ma wpływ na bezpieczeństwo narodowe. Każde działania osłabiające polską tożsamość, pomagające w manipulowaniu historii czy osłabiające wizerunek Polski w kontekście polityki historycznej – rzutuje negatywnie na bezpieczeństwo informacyjne Polski i stwarza zagrożenia dla naszego kraju.

  • Kontrola nie wystarczy. Potrzebna tama

    Od 7 lipca br. na granicy z Niemcami oraz Litwą powróciły kontrole. Będą one obowiązywały – jak zapowiada rząd – na razie przez 30 dni. Straż Graniczna ma wyrywkowo kontrolować osoby przekraczające granicę z Polską. Jest to odpowiedź na politykę migracyjną Niemiec wdrożoną przez aktualny rząd w Berlinie. Ta decyzja gabinetu Donalda Tuska jest jednak nie tylko mocno spóźniona, ale też – wszystko na to wskazuje – została podjęta jedynie pod naciskiem Polaków mających coraz większe obawy o sytuację w Polsce.

    Przypomnijmy, już kilku miesięcy Niemcy zaczęły stosować nową politykę migracyjną, która polega na dużo większej asertywności wobec osób nielegalnie przybywających do RFN, jak i przebywających w RFN. Aktualnie strona niemiecka nie przyjmuje wniosków o ochronę międzynarodową od cudzoziemców, którzy przybyli na terytorium Niemiec z innego państwa członkowskiego. Tacy ludzie są dziś przepychani na teren sąsiadów, w ramach rozszerzonej procedury „zawracania z granicy”. Niemieckie władze zapowiadają również masowe odsyłanie tych, którzy przebywają nielegalnie w RFN od dłuższego czasu. Co więcej, strona niemiecka od października 2023 r. prowadzi kontrole na granicy z Polską, a od września 2024 r. – na granicach ze wszystkimi sąsiadami.

    W świetle już tych informacji, decyzja polskiego rządu o wprowadzeniu kontroli na granicy z Niemcami dopiero 7 lipca br. wydaje się nie tylko mocno spóźniona, ale wręcz opieszała i uległa wobec niemieckiej polityki. Z pewnością na decyzję rządu, który wcześniej nie widział problemu, miał wpływ Ruch Obrony Granic oraz debata publiczna świadcząca o tym, że Polacy coraz bardziej niepokoją się niemieckimi praktykami. Pod naciskiem rząd Tuska zmienił zdanie – przez dłuższy czas przekonywał, że nic złego na granicy z Niemcami się nie dzieje, atakował nawet tych, którzy alarmowali.

    Niemieckie praktyki dotyczące przerzucania migrantów do Polski rozpoczęły się już jakiś czas temu. Co więcej, były zapowiadane przez nową niemiecką koalicję jeszcze na etapie rozmów o rządzie. Politycy niemieccy jasno wskazywali, że swoje wewnętrzne problemy będą rozwiązywać ze szkodą dla sąsiadów. Mowa o ogromnej skali. Jeden z polityków informował, że nawet 240 tysięcy migrantów w RFN otrzymało w ostatnich latach wezwanie do opuszczenia Niemiec. I rząd chce się ich pozbyć. Wydaje się więc, że Donald Tusk i jego ministrowie powinni przewidzieć jakie będą konsekwencje walki z nielegalną migracją przez nowo wybrany rząd RFN. Tymczasem nic bardziej mylnego. Polska nie tylko w żaden sposób nie zareagowała, kiedy wprowadzono nowe praktyki, ale rządzący postanowili działać dopiero kiedy sytuację na granicy zaczęli „kontrolować” obywatele.

    Taktyka kanclerza Friedricha Merza to bardzo poważne zagrożenie dla Polski i innych państw granicznych w UE. Niemcy próbują pozbywać się migrantów uznając, że powinni oni wrócić do innych państw Unii. Taka polityka Niemiec przy cichej akceptacji polskiego rządu jest bardzo szkodliwa dla bezpieczeństwa Polaków. Tylko zdecydowana, twarda postawa Rządu RP, asertywność i dbanie o interesy Polski może doprowadzić do zmiany polityki Niemiec wobec RP. Inaczej niemiecka praktyka zniszczy dotychczasowe procedury i zagrozi polskim interesom.

    Obecnie bardzo ważną sprawą jest zatem nie tylko utrzymanie kontroli na granicach z Niemcami, ale również stosowanie odpowiedniej polityki i taktyki. Jeśli rząd Tuska nadal będzie przyzwalał na działania Niemiec, jeśli nie będziemy wymagali stosowania procedur przez stronę niemiecką, same kontrole niczego nie zmienią. Polski rząd musi opracować nowe podejście, musi zaangażować się w rozmowy z Niemcami, by szkodliwe praktyki się skończyły. Jak donoszą niemieckie media, jest to możliwe – Włochy odmówiły przyjmowania od Niemców kogokolwiek, Szwajcaria również, a Grecja przyjęła do tej pory… 20 osób. Polska jest dziś zdaje się najmocniej obarczona nową niemiecką polityką. To musi się skończyć.

    Marcin Lidka

    Fot. Straż Graniczna

  • Niemiecka maszyna się rozpędza

    Sytuacja na granicy z Niemcami robi się coraz poważniejsza. Rząd nie tylko nie reaguje w sposób adekwatny, ale wręcz potęguje społeczne odczucia abdykacji państwa. Działania na granicy oraz katastrofalna komunikacja na poziomie strategicznym to kolosalny błąd i realne zagrożenia.

    Od dłuższego czasu na granicy niemiecko-polskiej nie obowiązują zasady Strefy Schengen, bowiem RFN przywróciły kontrolę graniczną. Oficjalnie tłumaczono to potrzebą walki z nielegalną migracją, ale działania te jednoznacznie uderzają w polskie interesy. Bowiem tworzą do dziś utrzymywaną nierówność między polskimi i niemieckimi służbami i procedurami. Rząd RP z niejasnych przyczyn nie odpowiedział na decyzje Niemców adekwatnymi rozwiązaniami, co daje niemieckiej stronie korzyść w postaci większej kontroli na granicy – Niemcy starają się kontrolować ludzi przed wpuszczeniem do RFN, a Polska tego nie robi.

    Niemcy przywrócili kontrole graniczne oficjalnie tłumacząc, że chcą walczyć i zapobiegać napływowi nielegalnej migracji. Ale jednocześnie nowy rząd RFN od początku zapowiadał szkodliwą dla Polski politykę odsyłania migrantów przebywających nielegalnie w ich kraju. Niemieccy politycy przyznawali w ostatni czasie, że ponad 240 tysięcy (!) migrantów w Niemczech ma zobowiązanie do wyjazdu z kraju, a nowy rząd będzie próbował się pozbyć przynajmmniej części z nich w porozumieniu z krajami sąsiednimi. Ten proceder jest właśnie prowadzony. I to na coraz większą skalę.

    Na granicy dzieją się rzeczy zaskakujące. Sygnały ze Straży Granicznej wskazują, że nie są obecnie stosowane procedury, które powinny być wypełniane przez stronę niemiecką. Zamiast nich Niemcy po prostu odsyłają migrantów na stronę polską. Nie ma tu mowy o procedurach, które muszą być oparte choćby na dowodach, że migranci przesyłani do Polski mają z naszym krajem jakikolwiek związek. Jeśli nie mają – takie osoby nie powinny być do Polski wpuszczane. W istocie od służb niemieckich strona polska powinna otrzymywać stosowne informacje i dokumenty dotyczące zastosowania wybranej procedury powrotowej. Zaś na jednym z filmików – głośny materiał TV Republika – widać jednoznacznie, że Straż Graniczna nie ma kontaktu ze służbami niemieckimi tylko trzema migrantami wypchniętymi z Niemiec do Polski. Weryfikacja tych ludzi powinna odbywać się natomiast po niemieckiej stronie, z udziałem polskiej SG oraz służb niemieckich, które powinny przedstawić materiał dokumentujący podstawową faktografię dotyczącą zaistniałej sytuacji. Tego nie widzimy, co jest bardzo poważnym błędem i zaniechaniem polskiej strony.

    Wypowiedzi niemieckich polityków i przyjęte rozwiązania, w tym nowe wytyczne rządu w Berlinie dla policji chroniącej ich granicę, dowodzą, że Niemcy przygotowały się systemowo do nowej praktyki stosowanej na granicy z Polską. Polski rząd w tej sprawie zaspał, a dziś zawodzi. Premier Donald Tusk wciąż nie podejmuje decyzji, która pozwoliłaby na adekwatne reagowanie na działania strony niemieckiej. A te będą eskalować, co wynika z doniesień niemieckiej prasy. W ostatnich dniach media niemieckie opisywały plany reformy niemieckiej Policji, którą przygotowuje minister spraw wewnętrznych Niemiec Alexander Dobrindt. Rząd pracuje nad zmianą ustawy o policji federalnej i zwiększeniu uprawnień funkcjonariuszy. Szczegóły opisała właśnie gazeta „Welt am Sonntag”. Plany rządu w Berlinie zakładają wprowadzenie zmiany dotyczącej uprawnień funkcjonariuszy Policji Federalnej. Mają oni uzyskać dodatkowo:

    – możliwość kontroli przekazów telekomunikacyjnych w celu instalacji oprogramowania szpiegującego na telefonach komórkowych podejrzanych oraz umożliwienia wykorzystania sztucznej inteligencji (takie uprawnienia miały w RFN już wcześniej służby specjalne);

    – możliwość używania taserów, jako broni, na terenie całego kraju;

     – możliwość stosowania „środków zakończenia pobytu” po zatrzymaniu migrantów, którzy nielegalnie wjechali do Niemiec (obecnie mogą to robić wyłącznie funkcjonariusze policji krajów związkowych);

    – możliwość wnioskowania o tymczasowe zatrzymanie lub areszt do czasu wyjazdu, aby zapewnić deportację cudzoziemców zobowiązanych do opuszczenia kraju;

    – możliwość przeprowadzania kontroli losowych w tymczasowo ustanowionych strefach, w których obowiązuje zakaz noszenia broni (obecnie są one możliwe w przypadku uzasadnionego podejrzenia).

    – integralnym elementem tych działań jest zwiększone finansowanie (dodatkowe 500 mln euro na lata 2024/2025), dodatkowe 1000 stanowisk oraz dodatkowe wyposażenie Policji Federalnej (w tym zakup dronów i modernizacja obiektów).

    – wprowadzony zostanie również nowy proces selekcji do służby, który ma zapewnić ochronę przed infiltracją ze strony organizacji ekstremistycznych.

    Według doniesień medialnych prace nad projektem reformy są na ukończeniu – obecnie mają trwać nieformalne uzgodnienia międzyresortowe.

    Z polskiego punktu widzenia niepokój mogą budzić szczególnie te przepisy, które rozszerzają uprawnienia niemieckiej policji w zakresie ekspresowego wydalania nielegalnych migrantów z kraju. Może to rodzić dodatkowe, poważne zagrożenia dla bezpieczeństwa RP w postaci nasilenia już prowadzonego przez niemiecką policję procederu przerzucania do Polski migrantów.

    Ostatnie plany niemieckie budzą niepokój i obawy. Z uwagi na już podejmowane działania na granicy z Polską, reforma uprawnień policyjnych będzie wiązała się ze zwiększonym ryzykiem przyspieszenia szkodliwych dla Polski praktyk na naszej zachodniej granicy. Niestety skończy się to powstaniem w Polsce nowych zagrożeń, które będą uderzały w polskie społeczeństwo, bezpieczeństwo RP oraz poczucie bezpieczeństwa Polaków. Jeśli rząd nie odpowie adekwatnie, będzie winny dramatowi…

    Marcin Lidka

    https://www.welt.de/politik/deutschland/plus256316942/Bundespolizeigesetz-Wie-Dobrindt-gruene-Lieblingsprojekte-bei-der-Polizei-streicht.html

    https://www.wa.de/politik/dobrindt-will-massive-reform-bundespolizei-erhaelt-mehr-macht-kritik-wird-laut-93807389.html

    https://www.schiene.de/news-9354/Dobrindt-will-Bundespolizei-mehr-Befugnisse-geben.html

  • Ktoś pracuje na przeciwnika…

    Mecenas Giertych przechodzi samego siebie. Dziś przekonuje, że „obwodowe komisje wyborcze zostały w sposób nielegalny przejęte przez ludzi typu Pana Olszańskiego, braci kamraci…” Działalność pos. Giertycha jest od dawna szkodliwa dla Polski. Ale obecnie – staje się wielką kompromitacją całej koalicji rządowej, z premierem Tuskiem na czele.

    Nie jest przypadkiem, że R. Giertych przywołał i promował radykalne, skrajnie prorosyjskie środowisko. Bowiem aktualna kampania Giertycha wygląda analogicznie do założeń rosyjskiej strategii oddziaływania informacyjno-psychologicznego przeciwko Zachodowi.

    Związki te można wywieźć dość łatwo przywołując cytaty sowieckich, a potem rosyjskich strategów zajmujących się walką informacyjno-psychologiczną oraz operacjami z użyciem środków aktywnych. W wielu opracowaniach rosyjskich i sowieckich funkcjonariuszy pojawia się wątek prowadzenia działań przeciwko Zachodowi w celu deprecjonowania instytucji państwowych, przywództwa politycznego, wytwarzania chaosu i dezorientacji społeczeństwa, a także podważania zaufania do obywateli.

    „Termin „środki aktywne” pojawił się w latach 50. XX w., czyli w okresie, który Amerykanie nazywają zimną wojną, jakkolwiek sowieckie przywództwo wykorzystywało je od siedmiu dekad, czyli od początku istnienia Związku Sowieckiego. Są to jawne i tajne techniki wywierania wpływu na działanie i zachowanie poszczególnych państw. Działania aktywne stosowano w celu podważenia zaufania obywateli do politycznego przywództwa kraju, zniszczenia wiarygodności rządu lub narodu, zakłócenia stosunków pomiędzy państwami. Przez wykorzystanie środków (działań) aktywnych podejmowano próby wypaczenia percepcji wydarzeń lub znaczenia tych wydarzeń w świadomości opinii publicznej” – tłumaczył Stanisław Lewczenko, funkcjonariusz GRU (wywiad wojskowy) a następnie Służby „A” I Zarządu Głównego KGB.

    Podobne fragmenty definiujące działania sowieckich służb specjalnych można znaleźć choćby w podręcznikach dla słuchaczy szkół resortowych z czasów sowieckich.

    „Działania (środki) aktywne (…) działania o charakterze agenturalno-operacyjnym, ukierunkowane na: (…) zakłócanie agresywnych planów i aspiracji państw imperialistycznych, osłabianie politycznych, wojskowych, ekonomicznych oraz ideologicznych pozycji imperializmu, wywieranie wpływu na politykę zagraniczną i sytuację wewnętrzną państw imperialistycznych w sposób korzystny dla ZSRS, wzmacnianie lub osłabianie pozycji partii politycznych, innych organizacji i grup, poszczególnych polityków, działaczy społecznych oraz innych osób publicznych, wspieranie światowego ruchu komunistycznego i ruchów narodowo-wyzwoleńczych, dezintegrację i kompromitację antysowieckich organizacji emigracyjnych” – czytamy we fragmencie opracowania pt. Wywiad polityczny z terytorium ZSRS, zalecanego przez KGB jako podręcznik dla słuchaczy Instytutu Czerwonego Sztandaru im. Jurija Andropowa w Moskwie (obecnie: Akademia Wywiadu Zagranicznego). Cytat ten wskazuje, że właśnie wrogie oddziaływanie na społeczeństwo może być elementem strategii szerokiego atakowania i niszczenia innych państw, poddanych operacjom wywiadowczym Rosji.

    Antolij Nogowicyn, wieloletni funkcjonariusz struktur siłowych Rosji, związany ze Sztabem Generalnym SZ Rosji, wskazywał z kolei na znaczenie inspirowania przez Rosję walki wewnętrznej, która skupia się na wytwarzaniu niepewności i dezorientacji obywateli Zachodu.

    Głównym zadaniem walki informacyjnej jest zniszczenie fundamentów tożsamości narodowej i sposobu życia obywateli wrogiego państwa. W sferze ideologicznej celem walki informacyjnej jest rozmycie filozoficznych i metodologicznych podstaw aktywności poznawczej narodu, zasianie chaosu w jego świadomości, pozbawienie go pewności siebie w przyszłości oraz ustanowienie fałszywej nadbudowy moralnej i ekonomicznej” – pisał Nogowicyn.

    Dla Moskwy osłabianie państw Zachodu to od dekad element realnej walki. Jak wskazuje Jurij Bezmienow, specjalista od sowieckiej propagandy, dezinformacji i dywersji, oficer KGB, kraj poddany operacji informacyjno-psychologicznej ma być na tyle osłabiony, by Rosja mogła bez przeszkód go podbić lub poddać kontroli.

    „Rzadko używamy broni, aby zabić ludzi i wziąć ich kraj. Najczystszym sposobem jest szantaż, demoralizacja, przekupstwo, kłamstwa oraz zastraszanie polityków i mediów, a oni zdestabilizują i rozbiją swój kraj za nas. Wtedy wszystko co pozostaje do zrobienia, to uzbroić prokomunistyczne lub po prostu kryminalne frakcje i mamy kolejny zamach stanu i kolejny «wyzwolony» kraj. Jakie to jest czyste” – mówił Bezmienow po ucieczce na Zachód.

    Ten sam były oficer KGB przyznawał, że klasyczne szpiegostwo dla Rosji jest mniej istotne niż sianie zamętu, które „służy nadzorowaniu powolnego procesu, który nazywamy dywersją ideologiczną, strategią małych kroków, działaniami aktywnymi lub wojną psychologiczną. Oznacza to zmienianie percepcji rzeczywistości każdego Amerykanina w taki sposób, aby nikt, pomimo obfitości informacji, nie był w stanie wyciągnąć rozsądnych wniosków prowadzących do podjęcia działań w celu obrony siebie, swojej rodziny, społeczeństwa i państwa. To potężny i bardzo powolny proces prania mózgów” – podkreśla.

    Obecne działania podejmowane w imieniu koalicji rządzącej przez posła Romana Giertycha, a także – po jego naciskach – przez Prokuratora Generalnego Adama Bodnara wpisują się w opisany przez rosyjskich strategów i praktyków model działania sowiecko-rosyjskich służb specjalnych. Właśnie trwa proces deprecjonowania następnego Prezydenta RP, podważania jego legitymizacji, osłabiania Polski oraz siania zamętu w społeczeństwie, co skutkować będzie podważaniem zaufania do państwa i jego instytucji u zradykalizowanej części społeczeństwa. Mamy do czynienia z operacją, która prowadzi – zgodnie z opisanym modelem – do zaburzenia percepcji rzeczywistości, co będzie mocno rzutowało na bezpieczeństwo naszej Ojczyny. Te działania są niebezpieczne nie tylko przez oddziaływanie na społeczeństwo w Polsce, ale także z uwagi na otwarcie Polski na dalszą destabilizację, tym razem organizowaną przez służby specjalne Rosji czy Białorusi. Zawsze trzeba pamiętać, że rosyjski system walki informacyjnej oraz wywiad obserwują na bieżąco wydarzenia w Polsce i identyfikują kolejne działania, które można wykorzystać przeciwko nam. Obecne wydarzenia, służące destabilizacji, a nawet prowadzące być może do chaosu ustrojowego, są dla Rosji prezentem, ale i szansą do mapowania podatności Polski i polskiego społeczeństwa. Moskwa będzie z tego korzystać w przyszłości.

    Na koniec jeszcze jeden cytat, który wielu Polakom wyda się coraz mocniej dotyczyć polskiej rzeczywistości. Tym razem W. Lisiczkin oraz L. Szelepin, dwaj sowieccy analitycy i twórcy doktryn oddziaływania na inne państwa:

    „Żadne społeczeństwo nie jest jednorodne: istnieją w nim różne interesy grupowe, elity narodowe i regionalne, a także ludzie pozostający u władzy bądź związani z nią siecią interesów lub zależności. Oprócz osadzenia swoich ludzi w sferze ideologii i w strukturach władzy, należy więc wynajdować i promować idiotów, karierowiczów oraz bezideowców, a także podtrzymywać i stwarzać warunki rozwoju dla tych, którzy reprezentują nurty prowadzące państwo w ślepy zaułek”. Nie dajmy się prowadzić w ślepy zaułek…

    Stanisław Żaryn

  • Niemieckie praktyki, rządowa absencja

    Sytuacja na granicy Polski z Niemcami stanowi realne zagrożenie dla interesów RP. Nowy rząd niemiecki zapowiadał, że będzie chciał prowadzić szkodliwą dla sąsiadów politykę migracyjną. I właśnie przyspiesza. Dlaczego na to pozwalamy? I dlaczego zaspaliśmy?

    Gdy w kwietniu toczyły się rozmowy dotyczące przyszłej koalicji w Niemczech, Fundacja Instytut Bezpieczeństwa Narodowego alarmowała, że założenia nowej polityki migracyjnej Berlina są dla Polski zagrożeniem. Rząd RFN zapowiadał, że będzie próbował zmierzyć się z problemem zalewu nielegalnej migracji, działając kosztem sąsiadów. Uczestniczący w rozmowach koalicyjnych polityk CDU, obecnie członek rządu, Thorsten Frei wskazywał na ogromną skalę zadań związanych z wydaleniami osób przebywających w Niemczech nielegalnie. „Mamy około 240 000 osób, które są prawnie zobowiązane do opuszczenia kraju. I potrzebujemy dla nich rozwiązania” – mówił wtedy Thorsten Frei. W wypowiedziach i doniesieniach medialnych przewijały się różne głosy dotyczące skali tych, „z którymi nie ma co zrobić”. Niemieccy politycy zapowiadali, że około 40 tysięcy nielegalnie przebywających w RFN migrantów będzie musiało zostać przekazanych do krajów sąsiednich, zaś w mediach pojawiały się doniesienia, że Berlin jest w tej sprawie dogadany z ich rządami.

    Dziś coraz częściej pojawiają się sygnały i obrazki dowodzące, że Niemcy realizują swoje zapowiedzi, a Polska jest coraz mocniej obarczana wewnętrznymi problemami RFN. Niemieckie służby co chwilę przekazują na naszą stronę tych, którzy mają opuścić RFN. Dzieje się to albo potajemnie – niemiecka strona nie informuje naszej o wszystkich przekazaniach, albo poprzez przekazanie osób w terenie przygranicznym spotkanemu patrolowi. Z polskiej Straży Granicznej dochodzą sygnały o powszechnej praktyce działania Niemców „na telefon” oraz braku jakiejkolwiek ewidencji, kto i na jakiej podstawie do nas trafia. Wydaje się, że sytuacja na zachodniej granicy Polski przypomina wolną amerykankę, z której cynicznie i bez oporów korzystają niemieckie służby i rząd RFN. Skala tego procederu nie jest ujawniana, ponieważ dane nie wpadają do systemu, a przekierowanie migrantów odbywa się często bez podstaw formalnych i faktycznych. Nie wiadomo, czy podrzuceni do Polski migranci mieli jakikolwiek kontakt z Polską wcześniej, czy mają wszczęte jakiekolwiek procedury dot. pobytu w Polsce, ani nawet czy do Niemiec trafili z RP. Jeśli nie ma takiego śladu, Polska nie powinna ich przyjmować.

    Sytuacja narasta, budząc realny niepokój Polaków. W kolejnych przygranicznych miejscowościach widoczne są grupki migrantów, którzy nie powinni znajdować się w naszym kraju. Tymczasem Rząd nie tylko sprawę bagatelizuje, próbując wyciąć temat z bieżącej agendy publicznej, ale także nie podejmuje żadnych działań kontrujących niemieckie praktyki. Sytuacja wymaga natomiast natychmiastowej interwencji – na poziomie politycznym oraz roboczym. Premier, Szef MSWiA, Komendant Główny Straży Granicznej powinni natychmiast podjąć rozmowy z niemieckimi odpowiednikami, a także wprowadzić kontrolę na granicy z Niemcami. By przeciwdziałać praktykom RFN, które szkodzą Polsce.

    Sytuacja dziś jest kuriozalna i szkodliwa na wielu poziomach. Zalewanie Polski migrantami z Zachodu spowoduje realne obniżenie bezpieczeństwa w Polsce. Niestety już za chwilę mogą to odczuć mieszkańcy polskich miejscowości przygranicznych. Nielegalna masowa migracja przyniosła wielokrotnie dramatyczne skutki na Zachodzie. Kończy się w jeden sposób – wzrostem zdarzeń kryminalnych, zagrożeń terrorystycznych i problemów społecznych. Takie skutki przynosiły w ostatnich latach błędy popełnione w polityce migracyjnej w wielu krajach Zachodu. Polska takich błędów uniknęła. Ale dziś jesteśmy obarczani skutkami błędów Niemiec, które widzą, że nie można już dalej udawać i przyznają, że masowa migracja stanowi dla nich problem. Niestety to my będziemy obarczeni niemieckim sposobem rozwiązywania tego problemu.

    Działania na naszej zachodniej granicy spowodują realne zagrożenia dla Polaków, co odczujemy za chwilę. A już dziś skutkują poważnym osłabieniem morale funkcjonariuszy Straży Granicznej. Ta formacja odpowiedzialna za bezpieczeństwo i szczelność granic jest dziś przymuszana do działania wbrew swojej misji i właściwości. Na zachodniej granicy funkcjonariuszy zmieniono w paprotki, które jedynie mają się przyglądać niemieckim praktykom. Słychać nieoficjalnie, że Rząd RP nie chce zaogniać stosunków z Niemcami, więc nakazał SG, by zaadoptowała się do niemieckich poczynań. Fala nielegalnej migracji z RFN jest faktem, co oburza funkcjonariuszy Straży coraz mocniej. Ich emocje i wściekłość to rzecz zrozumiała, nie tylko z uwagi na ustawowe zadania, ale też fakt iż od lat polska Straż Graniczna jest na froncie walki z operacją hybrydową destabilizującą naszą granicę z Białorusią. Straż Graniczna, Policja i wojsko walczą o bezpieczną granicę wschodnią, a w tym samym czasie, na Zachodzie granica staje się fikcją. A rząd nie reaguje. Sytuacja groźna, ale też niszcząca dla ludzi w strukturach odpowiedzialnych za bezpieczeństwo Polski.

    W czasie kampanii wyborczej pojawił się temat paktu migracyjnego, który wejdzie w życie w 2026 roku. Rząd zapewniał, że Polska nie odczuje jego skutków, że są mechanizmy gwarantujące nam ochronę interesów. Do dziś nie ma podstaw tego twierdzenia, a dodatkowo Polska już jest zalewana migrantami z Niemiec. Gdy pakt wejdzie w życie, to zjawisko przyspieszy i będzie generowało dramatyczne dla Polski i Polaków skutki. Sytuacja wymaga rządowej reakcji, a skoro jej nie ma – nacisków społecznych.

    Polska ma prawo do podmiotowej polityki migracyjnej, Polska ma prawo do bezpiecznych granic, Polacy mają prawo czuć się bezpiecznie w swojej Ojczyźnie. Nikt nie ma prawa nam tego odbierać. Ani przeciwnicy, ani sojusznicy, ani bezczynność Rządu…

    Stanisław Żaryn

Instytut Bezpieczeństwa Narodowego

Numer KRS: 0001117730
NIP: 1182288207
REGON: 52923234700000
Adres: Aleja Zjednoczenia 50/U1
01-801 Warszawa

e-mail: kontakt@fibn.pl