-
Islamskie „przykrywki”
Meczety, uniwersytety czy szkoły walki – to przykłady miejsc wykorzystywanych jako przykrywki przez radykalne islamskie organizacje do zaszczepiania i szerzenia na Zachodzie swojej ideologii oraz werbowania przyszłych terrorystów. Warto przyjrzeć się, jak rosnąca liczba islamskich ośrodków przyczyniła się do obniżenia poziomu bezpieczeństwa w Niemczech. Niektóre z nich stały się wylęgarnią islamskiego terroryzmu, o czym świadczą działania niemieckich służb opisywane w tamtejszych mediach.
Niedawno niemiecki dziennik „Bild” poinformował, że berlińskie służby dysponują tajną listą potencjalnych pomocników terrorystów i szpiegów pracujących dla Iranu. Według gazety chodzi o nazwiska blisko 700 osób należących do środowiska międzynarodowego irańskiego Uniwersytetu Al-Mustafa, którego filia znajduje się w stolicy Niemiec. Berliński oddział irańskiej uczelni, gdzie oficjalnie odbywają się wykłady z teologii, znalazł się na celowniku niemieckich służb specjalnych jako miejsce rekrutacji islamskich terrorystów.
W dokumentach sankcyjnych Departamentu Skarbu USA widnieje informacja, że „międzynarodowy Uniwersytet Mustafa, który ma oddziały na całym świecie, jest wykorzystywany przez siły Quds irańskiej Gwardii Rewolucyjnej (IRGC-QF) jako platforma rekrutacyjna do gromadzenia danych wywiadowczych i prowadzenia działań o takim charakterze, w tym do rekrutacji do zagranicznych bojówek dowodzonych przez siły Quds”.
W kwietniu 2019 roku irańska formacja Al-Quds została uznana przez USA za zagraniczną organizację terrorystyczną. Niemieckie służby prowadzą obecnie działania, które mają doprowadzić do wykrycia członków tej formacji w Republice Federalnej Niemiec.
Inny przykład miejsca stanowiącego przyczółek ideologii islamskich radykałów w Niemczech, opisany w ostatnich dniach przez tamtejsze media, to szkoła walki dla dzieci w Wandsbek, jednej z biedniejszych dzielnic Hamburga. Fundatorem szkoły jest islamski lekarz Omar Samadzade, który znalazł się w zainteresowaniu niemieckiego kontrwywiadu ze względu na informacje wskazujące na jego przynależność do organizacji Hizb ut-Tahrir (HuT) – organizacji zakazanej w Niemczech od 2003 r. za popieranie przemocy i wzywanie do zabijania Żydów, domagającej się wprowadzenia prawa kalifatu i szariatu. Samadzadee prowadzi swoje gabinety w hamburskiej dzielnicy Steilshoop, gdzie prawie 60 proc. mieszkańców ma pochodzenie migracyjne.
We wrześniu br. niemieckie media poinformowały, że Samadzade i jego gabinety mogą pełnić funkcję punktów kontaktowych wspomnianej islamskiej organizacji. Co ciekawe, działają one na terenie należącym do miasta i tamtejsze władze miały możliwość zablokować ich powstanie w tym miejscu, a jednak tego nie zrobiły. Dziś brak sprzeciwu tłumaczą niedostatecznym poziomem dostępu do podstawowej opieki zdrowotnej w dzielnicy, a także brakiem informacji na temat lekarzy pracujących w gabinetach doktora Samadzade. Tymczasem już w 2020 r. wspomniany lekarz pod swoim nazwiskiem publikował na Facebooku takie opinie, jak chociażby ta: „Mamy nadzieję, że islam jako globalna idea przewodnia wkrótce zastąpi skorumpowany system świecko-kapitalistyczny i że w ten sposób ludzkość osiągnie postęp intelektualny, ideowy i cywilizacyjny”.
Niemiecki lekarz Omar Samadzade poprzez swoją fundację „Amin” wspiera liczne przedsięwzięcia na terenie Niemiec: budowę meczetu w Norderstedt przez Turecko-Islamską Unię Instytutu Religii (DITIB), młodzieżowy klub piłki nożnej czy właśnie wspomnianą wcześniej szkołę sztuk walki „UMMAH”. UMMAH to skrót od nazwy: United Mixed Martial Arts Hamburg, ale też słowo w języku arabskim oznaczające społeczność islamską. Według dziennika „Bild” istniejąca od 2022 r. szkoła jest prowadzona m.in. przez jednego ze zwolenników organizacji Hizb ut-Tahrir. Charakter szkoły ma wyraźne zabarwienie religijne. Na zdjęciach szkoły zamieszczanych na Instagramie widać dzieci z uniesionym w górę palcem wskazującym w islamskim geście Tauhid.
O liczbie i skali zagrożeń, z jakimi borykają się Niemcy, świadczy również chociażby wielka akcja tamtejszych służb w listopadzie ubiegłego roku. Ponad 500 funkcjonariuszy na terenie kilku landów wkroczyło do 58 budynków powiązanych z organizacjami i stowarzyszeniami islamistycznymi obserwowanymi przez Federalny Urząd Ochrony Konstytucji. W samym Hamburgu przeszukano 32 obiekty, w tym Centrum Islamskie w Hamburgu (IZH), stowarzyszenie Islamska Akademia w Niemczech (IAD) oraz Stowarzyszenie zwolenników irańsko-islamskiego meczetu w Hamburgu.
Jednym z celów operacji niemieckich służb był Błękitny Meczet sponsorowany przez wspomniane Centrum Islamskie w Hamburgu (IZH). Centrum to – jak podało wówczas federalne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych – pozostaje pod wpływem irańskiego reżimu. Jest ono podejrzewane o „działania wbrew porządkowi konstytucyjnemu i idei międzynarodowego porozumienia” – informował resort. W lipcu tego roku, po kolejnym przeszukaniu w Błękitnym Meczecie, niemieckie MSW zakazało działalności Centrum IZH, a także powiązanych z nim 5 innych stowarzyszeń. Oprócz naruszania porządku konstytucyjnego jako powód zakazu niemieckie władze wskazały szerzenie przez centrum agresywnych antysemickich i antyizraelskich treści, gloryfikowanie aktów terroru dokonywanych przez Hamas oraz wspieranie – poprzez werbowanie nowych zwolenników oraz zbiórki środków pieniężnych – organizacji terrorystycznej Hezbollah. Centrum, które zbudowało ogólnokrajową strukturę i wyznaczało kierunki polityczne i religijne lokalnym meczetom, zarzucono również propagowanie ideologii totalitarnego islamizmu reprezentowanego przez irański reżim.
Podając powyższe przykłady akcji niemieckich służb warto przytoczyć ostatnie informacje niemieckiego rządu na temat śledztw prowadzonych przez Prokuratora Generalnego. Z odpowiedzi udzielonej na pytanie jednej z lewicowych posłanek do Bundestagu wynika, że większość postępowań wszczętych w tym roku to śledztwa w sprawie międzynarodowego terroryzmu islamskiego – jest ich 97. W poprzednim roku tego typu śledztw wszczęto jeszcze więcej, bo aż 357. Spośród wspomnianych 97 śledztw 83 dotyczy utworzenia organizacji terrorystycznej za granicą, w tym członkostwa w takiej organizacji (na przykład w tzw. Państwie Islamskim).
Jakie wnioski wynikają z nakreślonej powyżej pobieżnie sytuacji Niemiec? I z jakimi zagrożeniami trzeba się liczyć?
Po pierwsze, muzułmańskie instytucje oficjalnie mające być miejscem kultu czy ośrodkiem edukacyjnym są często wykorzystywane do „hodowli” muzułmańskich terrorystów, werbowania nowych zwolenników, gromadzenia środków dla organizacji terrorystycznych oraz szerzenia propagandy terrorystycznej. Z tego typu zjawiskiem będziemy mieli do czynienia coraz częściej w związku z zaostrzającą się sytuacją na Bliskim Wschodzie i coraz większą liczbą islamskich nielegalnych migrantów przenikających do Europy. Dodatkowo radykalizuje się drugie i trzecie pokolenie muzułmanów mieszkających w Europie. Takie zjawiska są już powszechne w Europie Zachodniej, co ma swoje wymierne, dramatyczne skutki. Radykalizujące się kolejne pokolenia migrantów muzułmańskich stają się poważnym wyzwaniem dla służb odpowiedzialnych za zwalczanie terroryzmu.
Po drugie, radykalne organizacje islamskie wykorzystują słabość państw Zachodu, które są sparaliżowane poprawnością polityczną i przedkładają fałszywie rozumianą tolerancję i otwartość na inne religie i kultury nad bezpieczeństwo swoich obywateli. Pochopne decyzje władz publicznych przyczyniają się do wzrostu zagrożenia islamskim terroryzmem. Często wynika to z braku sprawnej współpracy na linii władze samorządowe – instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo. Konieczne jest uwzględnienie w procesach decyzyjnych dotyczących organizacji islamskich stanowisk służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo.
Jak dotąd Polska szczęśliwie pozostaje wolna od ataków terrorystycznych. Zagrożenie terroryzmem islamskim dla Polaków wydaje się być odległe i zupełnie nierealne. To jednak jest ułudą. Polska jest zagrożona terroryzmem, o czym choćby świadczą działania ABW z ostatnich lat. Agencja kilkukrotnie informowała o zatrzymaniach osób powiązanych z radykalnymi organizacjami islamskimi czy wręcz planujących zamachy mające podłoże terroryzmu islamskiego. Dodatkowo Polska jest zagrożona obecnością osób stanowiących zaplecze logistyczne i finansowe organizacji terrorystycznych, co również miało swoje przełożenie na działania podejmowane przez ABW. Pokazuje to, że Polska choć nie dotknięta zamachami terrorystycznymi, nie jest w pełni wolna od tego typu wyzwań. Również podróże Polaków po krajach zagrożonych dowodzą, że jako społeczeństwo musimy zachować czujność. Bowiem terroryzm, jako zagrożenie ponadnarodowe może mieć swoje oddziaływanie również na Polaków. Dlatego też konieczność monitorowania przez polskie służby wszelkich sygnałów mających związek z terroryzmem jest podstawowym elementem zapewnienia bezpieczeństwa Polaków.
Prognozy dla Polski, na podstawie wydarzeń u naszych zachodnich sąsiadów, mogą być alarmujące. Radykalne organizacje islamskie, których możliwości działania w Niemczech są od jakiegoś czasu przez tamtejsze służby systematycznie osłabiane i ograniczane, będą szukać nowych przyczółków w Europie mających stanowić ich bazę werbunkową, propagandową i finansową. Jeśli polskie władze nie podejdą do tego zagrożenia z należytą powagą i odpowiedzialnością, to wkrótce możemy mieć do czynienia z podobnymi problemami co nasi zachodni sąsiedzi. Rozwój radykalizmu islamskiego w Europie Zachodniej pokazuje, że Polska musi na poważnie podchodzić do tego wyzwania od samego początku. Bowiem łatwo popełniony błąd potem skutkować może powstaniem zagrożeń, które trudno zwalczać. Trzeba być więc przewidywalnym i twardym nawet wtedy, gdy zagrożenia kryją się za dobrze brzmiącymi hasłami o tolerancji czy otwartości.
Stanisław Żaryn/mr
Źródło:
https://www.dw.com/pl/niemcy-islami%C5%9Bci-z-tiktoka-wyszli-na-ulic%C4%99/a-69058689
https://wgospodarce.pl/informacje/146305-meczet-w-centrum-stolicy-tanio-od-trzaskowskiego
https://www.dw.com/pl/sze%C5%9B%C4%87-fakt%C3%B3w-o-meczetach-w-niemczech/a-63331463https://www.tagesschau.de/investigativ/ndr-wdr/verbot-islamischeszentrum-hamburg-100.html
-
Nie czas na wątpliwości
Negocjacje pokojowe oraz zawieszenie broni, które coraz mocniej Zachód próbuje wymusić na Ukrainie, mogą mieć negatywne skutki dla Europy Środkowej. Jeśli kraje NATO podejdą do tej sprawy naiwnie lub nierozważnie, możemy sami napędzić niebezpieczne zjawiska w przyszłości.
Trzeba mieć pewność, że zawarcie „jakiegoś” układu z Rosją i zawieszenie broni będzie bardzo niestabilne. Dziś jest jasne, że Rosja rozpoczęła długofalowe działania o charakterze globalnym, a atak na Ukrainę jest jedynie częścią jej zamierzeń. Moskwa mówi zresztą o tym otwarcie. To oznacza, że wojna będzie prowadzona dopóki Kreml nie uzna, że cele zostały zrealizowane. A te zakładają zdobycie dominującej pozycji na Ukrainie, oderwanie UA od Zachodu i faktyczne wciągnięcie jej do rosyjskiej strefy wpływów. Jeśli zawieszenie broni zostanie wdrożone, to będzie jedynie fasadowe i chwilowe. Wojna się nie zakończy, a front odżyje, gdy będą do tego sprzyjające okoliczności.
Okres zawieszenia broni będzie czasem krytycznie ważnym dla zdolności obronnych i potencjału odstraszania krajów NATO. Pojawią się bowiem pokusy, by o zbrojeniach zapomnieć i przekierować środki na inne cele – skoro wojna „została zakończona”. Do głosu dojdą ci, którzy przebierają nogami, by wrócić do rozmów i układów z Rosją. Działania rosyjskiej propagandy i służb specjalnych będą napędzały takie środowiska. Zachód w tym okresie będzie musiał utrzymać wolę działania i nie dać się nabrać rosyjskim fasadom. Jeśli uwierzymy, że „już można” z Rosją rozmawiać, że „wojna nam nie grozi”, że czas na reset – zagrożenie uderzy w nas ze dwojoną mocą. A gdy się ockniemy, może być za późno.
Widać dziś w niektórych komentarzach bałamutne tezy, jak choćby pomysł – natychmiastowe wejście Ukrainy do NATO w zamian za zrzeczenie się prawa do terenów okupowanych przez Rosję. To niebezpieczny pomysł – i dla Ukrainy, i dla państw NATO. Jeśli tak by się stało, Ukraina i NATO zalegalizowałaby okupację i agresję, jako metodę działania na arenie międzynarodowej. Wojny by to nie zakończyło, a jedynie odłożyło w czasie jej następną fazę. A dodatkowo, Rosja otrzymałaby sygnał, że ten sposób działania jest skuteczny, a Zachód nie wytrzymał presji. Ale, co ważniejsze, ten scenariusz miałby bardzo złe skutki dla krajów Paktu potencjalnie zagrożonych przez Rosję. Jeśli państwa NATO zostałyby zaatakowane, mogłyby się spotkać z podobną „ofertą” – zrzeknijcie się „zaatakowanych terenów” i problemu nie ma. Ten scenariusz prowadziłby de facto do rozmycia gwarancji sojuszniczych NATO. Samobójcze.
W przekazach części komentatorów, szczególnie w USA, słychać również propozycje, by zakończyć szybko działania ofensywne na froncie wojny Rosji przeciwko Ukrainie, bowiem trzeba się skupić na zagrożeniach z Chin. To znów pułapka. Dziś widać wyraźnie próbę budowania nowej osi i sojuszu na linii Pekin-Moskwa-Teheran-Pjongjang, co oznacza, że alternatywa – neutralizacja zagrożeń w Europie albo neutralizacja zagrożeń na Dalekim Wschodzie – staje się ułudą. Nie da się obronić pokoju w świecie Zachodu bez działania na obu tych kierunkach. Eksperci w USA powinni mieć świadomość, że tracąc bezpieczną Europę i wpływy w naszym regionie, stracą szansę również na bezpieczne USA. A zatem konieczność szybkiego zawarcia pokoju przez Ukrainę, żeby USA mogły „skupić się na neutralizowaniu zagrożeń z Chin” to znów fałszywa opowieść, która dla całej wspólnoty Zachodu może mieć groźne konsekwencje.
Jakie zatem opcje zostają na stole? Jeśli chcemy myśleć o bezpieczeństwie w Europie, musimy planować długi marsz. Zachodowi nie pozostaje nic innego, jak dalsza pomoc Ukrainie. Kijów powinien nadal otrzymywać realną pomoc militarną, by bronić się przed rosyjską agresją. Kraje NATO powinny również znieść obostrzenia dot. wykorzystywania broni przez nie przekazywanej. Jeśli Ukraina ma przeważyć szalę w tej wojnie, musi mieć możliwość niszczenia zaplecza rosyjskiego, likwidowania logistyki, ale też przenoszenia działań wojennych na teren Rosji, by zdobywać teren i poprawiać swoją sytuację w relacjach z agresorem. Uderzenia na terenie Rosji powinny być dotkliwe także po to, by prowadzić operacje psychologiczne przeciwko społeczeństwu, a przede wszystkim przeciwko przedstawicielom elit rosyjskich. Oni powinni czuć na sobie skutki wojny, którą rozpętali. Ataki na cele w Rosji, likwidacja elit przywódczych, likwidacja propagandystów prowadzących wojnę na odcinku walki informacyjnej – to wszystko jest potrzebne, by Rosja ponosiła realne koszty działań wojennych, które rozpoczęła. Dodatkowo, Zachód musi urealniać reżim sankcyjny, identyfikować luki, sposoby obchodzenia, by te mechanizmy realnie oddziaływały na Moskwę i jej zdolność prowadzenia wojny. To są elementy kluczowe, by Ukraina miała w tej wojnie szansę, a Rosja zobaczyła, że popełniła błąd. Wymiernym sygnałem, że kraje NATO swoją misję w tej sprawie traktują poważnie będzie także dalsze wzmacnianie realnego potencjału wschodniej flanki NATO. Postawienie na Polskę, jako głównego partnera i sojusznika militarnego w Europie, będzie zrozumiane w sposób oczywisty – wschodnia flanka staje się dziś krytycznie ważna dla całego sojuszu. Rosjanie muszą otrzymać silny sygnał w tej sprawie.
Działania rosyjskie dowodzą, że Kreml swoją agresję planuje na dłużej. Rosja gromadziła zasoby przed wojną, po ataku przekierowała część kontraktów, przestawiła gospodarkę ma model wojenny, zmodernizowała przemysł zbrojeniowy, z powodzeniem szukała nowych możliwości napraw zniszczonego sprzętu. A przy okazji zwiększyła cenzurę i wprowadziła jeszcze mocniejszy system manipulowania społeczeństwem. Na naszych oczach rośnie w Rosji społeczeństwo barbarzyńców, którzy Zachodu nienawidzą i uznają za wroga. Sami będą szukać możliwości zniszczenia tego, co rzekomo im zagraża. A stała rozbudowa armii wskazuje, że być może Rosja da im taką „możliwość”. To wszystko wskazuje, że rosyjskie zagrożenia będą nad Zachodem wisieć przez pokolenia. O żadnym resecie dziś nie powinniśmy myśleć. To byłoby dla Zachodu ogromnym zagrożeniem.
Stanisław Żaryn
Prezes Fundacji Instytut Bezpieczeństwa NarodowegoTekst w języku angielskim został opublikowany na stronie StopFake!
-
Słuszne oceny. Zagrożenia są realne
Niemieckie służby biją na alarm – rośnie liczba wrogich akcji prowadzonych przez Rosję na terytorium Republiki Federalnej Niemiec. Chodzi m.in. o przypadki szpiegostwa, ataki hakerskie, kampanie dezinformacyjne czy wreszcie akty sabotażu. Co więcej, według ocen niemieckiego wywiadu pod koniec obecnej dekady Rosja będzie w stanie zaatakować jedno z państw NATO. Warto przyjrzeć się, na co w kontekście rosyjskich zagrożeń niemieckie służby zwracają największą uwagę i jak zamierzają sobie z tym dalej radzić.
Polska od lat ostrzega przed rosyjskim imperializmem. Intensywność działań rosyjskich służb w ramach wojny hybrydowej z Zachodem nasiliła się po ataku Rosji na Ukrainę. W ten sposób Putin chce zdestabilizować sytuację w atakowanych państwach, zasiać strach i niepokój ich społeczeństw, osłabić, a nawet rozbić jedność Sojuszu Północnoatlantyckiego, a także odciągnąć uwagę międzynarodowej opinii publicznej od zbrodniczych działań Rosji na Ukrainie. Na celowniku Kremla od kilku lat znajduje się Polska – nasze służby w ostatnich latach skutecznie zapobiegały akcjom rosyjskich służb na naszym terytorium.
Coraz agresywniej rosyjskie służby poczynają sobie również w Niemczech. Budzi to duży niepokój niemieckich służb, czemu ich szefowie dali wyraz podczas wysłuchania przed obradującym zazwyczaj za zamkniętymi drzwiami Parlamentarnym Gremium Kontrolnym (Parlamentarisches Kontrollgremium – PKG).
W czasie posiedzenia szefowie niemieckich służb prezentowali oceny dotyczące bezpieczeństwa Europy i zagrożeń ze strony Rosji. Upublicznili też kilka operacji wywiadowczych przeciwko Niemcom. W lipcu tego roku w ramach jednej z takich operacji omal nie doszło do groźnej katastrofy lotniczej. Na lotnisku w Lipsku w jednej z paczek krótko przed załadunkiem do samolotu eksplodował ładunek wybuchowy, w wyniku czego zapalił się kontener. Tragedii udało się uniknąć przez przypadek – samolot DHL miał tego dnia opóźnienie i paczka wybuchła jeszcze przed załadunkiem. Niemieckie służby uważają, że ten incydent należy wiązać z rosyjskim sabotażem.
Kilka miesięcy wcześniej, w kwietniu tego roku, niemieckie służby udaremniły plany ataków na bazę w bawarskim Grafenwöhr, gdzie ćwiczą Amerykanie i gdzie prowadzone są szkolenia dla żołnierzy z Ukrainy. Zatrzymani zostali dwaj mężczyźni, którzy na zlecenie rosyjskich służb prowadzili działania szpiegowskie i przygotowywali akty sabotażu, których celem miał być m.in. wspomniany obiekt wojskowy oraz drogi wykorzystywane do przewozu pomocy militarnej na Ukrainę.
Szef Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV) Thomas Haldewang, który dwa lata temu ostrzegał przed „burzą” nadciągającą z Rosji, stwierdził teraz, że ta „burza” przekształciła się w „huragan”, który od Ukrainy i krajów bałtyckich przemieszcza się z impetem ze wschodu na zachód. W tym kontekście wymieniał „zmasowane” ataki cybernetyczne, kampanie dezinformacyjne, takie jak kampania Doppelgänger, oraz loty dronów nad koszarami czy obiektami infrastruktury krytycznej.
Szpiegostwo może szybko przerodzić się w sabotaż. Dron wyposażony w materiały wybuchowe zamiast kamery stwarza ogromne zagrożenie – wskazywał Haldewang.
Jak mówił, rosyjskie działania szpiegowskie i sabotażowe uległy nasileniu „zarówno pod względem ilościowym, jak i jakościowym”.
„Działalność rosyjskich służb wywiadowczych w świecie realnym i w cyberprzestrzeni pokazuje, że Niemcy są w centrum rosyjskiej wojny hybrydowej wymierzonej przeciwko zachodnim demokracjom. W tym celu Rosja wykorzystuje cały swój zestaw narzędzi: od wpływania na wewnętrzne dyskusje polityczne w Niemczech, po cyberataki na infrastrukturę krytyczną oraz sabotaż. To, że Rosja akceptuje ryzyko spowodowania ofiar śmiertelnych, świadczy o jej gotowości do stosowania przemocy. Te metody wymierzone są nie tylko na poszczególne obszary życia gospodarczego czy politycznego, ale we wszystkie obszary naszego wolnego społeczeństwa” – podkreślił szef niemieckiego kontrwywiadu.
Dodał również, że Rosja coraz częściej wykorzystuje osoby ze środowisk przestępczych, którym zleca działania szpiegowskie w zamian za pieniądze.
Także szef Federalnej Służby Wywiadowczej (BND) Bruno Kahl, oceniając rosyjskie działania na terytorium Niemiec, stwierdził, że są to działania prowadzone z wykorzystaniem „wszelkich możliwych środków, bez ograniczeń prawnych i bez żadnych skrupułów”, na „niespotykanym dotąd poziomie”.
Kahl przestrzegł, że Putin w dalszym ciągu będzie testował „czerwone linie” Zachodu i „nadal będzie eskalował działania konfrontacyjne”. Podkreślał również to, przed czym od dawna ostrzega Polska – że celem Putina nie jest tylko Ukraina, ale ustanowienie nowego porządku światowego. Z ust szefa BND padło również ostrzeżenie przed rosnącym ryzykiem rozpadu Sojuszu Północnoatlantyckiego. Rosja ciągle się zbroi i – jak ocenił Kahl – pod koniec dekady będzie w stanie, pod względem kadrowym i materialnym, zaatakować NATO. Oczywiście wcześniej będzie dążyć do jego rozbicia, testując gotowość członków sojuszu do udzielenia pomocy innemu państwu członkowskiemu w przypadku otwartego ataku.
Także szefowa niemieckiego kontrwywiadu wojskowego (MAD) Martina Rosenberg mówiła o potrzebie „podwyższonej czujności” z powodu licznych akcji wywiadowczych Rosji wymierzonych w niemiecką Bundeswehrę.
Co niemieckie państwo zamierza zrobić z rosnącą skalą zagrożeń ze strony rosyjskich służb?
Podczas wysłuchania w Bundestagu szefowie instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo zgodnie wskazywali na konieczność zwiększenia uprawnień niemieckich służb. Pojawiły się następujące postulaty: dostosowanie środowiska prawnego, w którym poruszają się służby, do panujących realiów, połączenie sił wszystkich służb wywiadowczych i innych instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, wyraźne zwiększenie swobody w prowadzeniu działań operacyjnych.
Służby domagają się, aby zamiast rozszerzania kontroli politycznej nad ich pracą, skupić się na podniesieniem skuteczności ich działań i zwiększeniem wydajności struktur. Szef BND Bruno Kahl skrytykował plany koalicji rządzącej zmierzające do zwiększenia kontroli politycznej i prawnej nad służbami specjalnymi. Większa kontrola odbywa się kosztem wydajności, a zatem „kosztem życia w bezpieczeństwie i wolności” – przestrzegł Kahl.
Przy tej okazji warto również przytoczyć inne głosy płynące ze środowisk eksperckich i związanych ze służbami specjalnymi. One również wskazują na potrzebę redukcji biurokracji i poszerzenia uprawnień tak, aby służby mogły nadążyć za metodami i technologiami stosowanymi zarówno przez przeciwników państwowych, jak i niepaństwowych.
Cytowany przez ZDF były agent niemieckiego wywiadu i ekspert ds. służb specjalnych Gerhard Conrad zwraca uwagę na konieczność rozszerzenia możliwości gromadzenia i analizy danych.
„Największą potrzebę nadrobienia zaległości widzę w obszarze prowadzenia działań operacyjnych w Internecie, np. kontrolowania grup na czatach i możliwości dłuższego przechowywania danych o ruchu – na przykład w celu identyfikowania i rozpracowywania struktur międzynarodowych sieci terrorystycznych” – argumentuje.
Podkreśla również konieczność uproszczenia współpracy z zaprzyjaźnionymi służbami zagranicznymi. Według niego uproszczeniu powinny również ulec skomplikowane i długotrwałe procesy decyzyjne dotyczące przekazywania informacji, szczególnie w sytuacji gdy zagrożenie szybko ewoluuje.
Inny niemiecki ekspert – specjalista z zakresu prawoznawstwa prof. Markus Ogorek zwraca uwagę, że obecne przepisy i orzeczenia sądowe są na tyle krępujące dla służb specjalnych, że niektóre ich uprawnienia są właściwie martwe. A przecież – jak zauważa – niemieckie służby są w coraz większym stopniu uzależnione od partnerskich służb zagranicznych, nad których procedurami – z punktu widzenia praworządności – w ogóle nie mają kontroli. „To powinno dać do myślenia Federalnemu Trybunałowi Konstytucyjnemu przy ustalaniu standardów” – dodaje.
Opisane wystąpienie przed Bundestagiem rozpoczęło ciekawą dyskusję w Niemczech. Jak widać, przedstawiciele niemieckich służb specjalnych są świadomi zagrożeń i działań rosyjskiego wywiadu. Niestety nie widać, by ta wiedza i świadomość przekładała się na twarde decyzje polityków i władz RFN, które powinny – bazując na ocenach własnych służb – prowadzić asertywną politykę wobec Rosji. Oceniając przez pryzmat doniesień niemieckich służb, działania polityków dążących do przywrócenia intensywnych relacji z Rosją będą odbywać się w sposób niekorzystny dla bezpieczeństwa Europy ale i samych Niemiec. Należy mieć nadzieję, że upublicznienie ocen niemieckich służb utrudni przywrócenie relacji Berlin-Moskwa na poziomie sprzed 2022 roku.
Wydarzenia z Niemiec są również ciekawe z innego punktu widzenia. Postulaty zgłaszane przez tamtejsze służby oraz ekspertów wskazują na jednoznaczną potrzebę wzmocnienia służb specjalnych RFN. Takie działania należy podejmować we wszystkich krajach NATO. W ostatnich latach, szczególnie w kręgu państw UE, widać bowiem trendy osłabiania sektora bezpieczeństwa w krajach Zachodu. Ocena, że służby potrzebują wzmocnienia, jest oczywista. Również w kontekście zmian dot. polskich służb specjalnych.
Niemcy prowadziły przez lata kompromitującą politykę w sektorze bezpieczeństwa. I dziś nikt nie powinien mieć złudzeń – Berlin nie nadaje się na gwaranta i lidera polityki bezpieczeństwa w Europie. Oceny niemieckich służb chociaż słuszne i poprawne to za mało, by uratować wizerunek RFN w tym zakresie.
Stanisław Żaryn/awa
Źródło:
https://www.bundestag.de/presse/hib/kurzmeldungen-1024388
https://www.das-parlament.de/inland/innenpolitik/brisante-einschaetzungen-der-geheimdienstspitzen
https://taz.de/Deutsche-Geheimdienste-warnen/!6039805
https://taz.de/Mutmassliche-Russland-Spione/!6002082
https://www.tagesschau.de/inland/geheimdienste-russische-sabotage-deutschland-100.html
https://www.br.de/nachrichten/deutschland-welt/geheimdienste-warnen-vor-zunehmender-russischer-aktivitaet,URARyjLhttps://www.spiegel.de/panorama/bnd-und-verfassungsschutz-russische-sabotage-alarmiert-deutsche-geheimdienste-a-f1f03a1f-fa2e-42bb-a6ac-694bcc0e4219
-
Pochopne wnioski, poważny błąd
Dzięki ostatnim wizytom Szefa BBN oraz Szefa MSWiA na granicy z Białorusią opinia publiczna mogła poznać fragment zmodernizowanej bariery granicznej, którą chwalą się ostatnio rządzący. Widać, że na konstrukcji dodano dwie poprzeczne belki, uzupełniono je od polskiej strony pasem concentriny, a samo obelkowanie ma również ostre kolce, które stanowią dodatkowe zabezpieczenie. Rząd przekonuje od dłuższego czasu, że modernizacja ma być kluczem do uszczelnienia granicy. W oficjalnych przekazach najważniejszym problemem obecnie jest kwestia rozginania pionowych przęseł, co umożliwia przejście na polską stronę. Rządzący przekonują, że poprzeczne belki rozwiążą ten problem.
Rzeczywiście, wygląd nowej konstrukcji sugeruje, że trudniej będzie rozginać pionowe przęsła bariery. Ale myli się ten, kto już otwiera korki od szampana i zapowiada stabilizację. Od początku było jasne, że mamy do czynienia z przeciwnikiem, który analizuje nasze działania, zmienia własną taktykę i szuka luk w zabezpieczeniach. Jeśli my zmieniliśmy coś w barierze, to na pewno nie możemy spocząć na laurach. Pewne jest, że przeciwnik zmieni sposób działania i dalej będzie destabilizował naszą granicę. Szlak migracyjny przez granicę Polski z Białorusią nie ma charakteru naturalnego. Operacja hybrydowa przeciwko Polsce jest prowadzona w interesie i na rzecz Rosji. A zatem będziemy dalej atakowani. Nasze zabezpieczenia na granicy nie powstrzymają tego.
Pojawia się wręcz pytanie, czy zabezpieczając barierę przed jedną taktyką nie ułatwimy działań przy pomocy innych narzędzi i metod (o szczegółach nie należy pisać publicznie). Paradoksalnie bariera zabezpieczona przed jedną metodą – rozginaniem przęseł – może być łatwiejsza do pokonania przy pomocy innego sposobu. A na pewno służby rosyjskie i białoruskie będą takich sposobów szukać. Jest to oczywiste i należy to zakładać. Konstrukcja wzmocniona w jeden sposób, może był słabsza pod innym względem.
Kluczowe pytanie obecnie brzmi, czy w Straży Granicznej oraz MSWiA przeprowadzono odpowiednie analizy i symulacje, dotyczące tego, jak wzmocniona bariera będzie funkcjonować. Czy ujawniono zagrożenia związane z nowymi pomysłami autorów operacji hybrydowej przeciwko Polsce? Czy oszacowano ryzyka związane z możliwymi scenariuszami? Na jakiej podstawie podjęto decyzje o zastosowaniu rozwiązań, które w reakcji mogą rodzić nowe sposoby działania? Należy mieć nadzieję, że takie analizy miały miejsce, bowiem decyzje o uzupełnieniu zapory ataków na Polskę nie zakończą. Ataki będą, ale być może inne. Dodatkowe zagrożenia budzi fakt, iż wzmacnianie zapory może przekierować uwagę na inne kierunki graniczne, które mogą być również wyzwaniem dla Polski. Nawet większym. Czy ktoś to oceniał?
Niestety obecnie rządzący mają łatwość do prezentowania optymizmu i wyciągania bezpodstawnych przedwczesnych wniosków. Gdy wprowadzono tzw. strefę buforową rząd rozpoczął kampanię przekonywania, że to był klucz do bezpiecznej, stabilnej granicy. Rząd i koalicja prezentowały hasła wskazujące na przełom na pograniczu. Po kilku tygodniach nic z tego nie zostało, a rządzący musieli przenieść dużo większe siły wojskowe i policyjne na wschód Polski. Z promowanej przez dłuższy czas teorii niewiele zostało, co pokazuje nieodpowiedzialność tez koalicji rządzącej w Polsce, ale też budzi wątpliwości dotyczące profesjonalizmu w działaniach zabezpieczających granicę RP z Białorusią. Sprawa strefy buforowej pokazuje, że rządzący uprawiają bezpodstawną propagandę sukcesu. To odbija się na bezpieczeństwie.
Sytuacja na naszej granicy pozostaje bardzo trudna. Statystyki Straży Granicznej pokazują, że wrzesień 2024 roku był bardziej wymagający niż wrzesień w 2023 i 2022 roku razem wzięte. Pokazują to również dane FRONTEXu, które wskazują na 192 procentowy wzrost popularności szlaku migracyjnego właśnie przez Białoruś na Zachód. Polska musi skutecznie bronić swojej granicy. Pudrowanie rzeczywistości, czy działania pochopne tego nie gwarantują. Raczej utrudniają.
Stanisław Żaryn
-
Krok do europejskiej cenzury?
Niemiecka Federalna Agencja Sieci dopuściła pierwszego zaufanego sygnalistę, który ma wspomóc walkę z tzw. mową nienawiści, fake newsami czy propagandą terrorystyczną w internecie. Została nim prywatna fundacja, która prowadzi platformę do zgłaszania nielegalnych treści. Część niemieckich środowisk politycznych i medialnych bije na alarm, że rządowa agencja, na której czele stoi były polityk partii Zielonych Klaus Müller, w ten właśnie sposób ogranicza wolność słowa i wprowadza cenzurę.
1 października br. Federalna Agencja ds. Sieci Elektrycznych, Gazowych, Telekomunikacyjnych, Pocztowych i Kolejowych (Bundesnetzagentur) poinformowała o certyfikowaniu pierwszego zaufanego sygnalisty (Trasted Flagger) – została nim młodzieżowa fundacja z Badenii-Wirtembergii prowadząca internetowy punkt zgłoszeniowy „REspect!”. W kolejce do rozpatrzennia czeka kolejne 11 wniosków innych podmiotów ubiegających się o ten status.
Swój krok niemiecki urząd tłumaczy koniecznością wypełnienia unijnych zobowiązań służących zwalczaniu nielegalnych treści w internecie, tj, rozporządzania Digital Services Act, które przewiduje funkcjonowanie zaufanych podmiotów sygnalizujących.
Organizacje ze statusem „Trasted Flagger” mają dysponować szczególną wiedzą i doświadczeniem w rozpoznawaniu i zgłaszaniu treści niezgodnych z prawem, a platformy internetowe są „prawnie zobowiązane do priorytetowego traktowania takich zgłoszeń i niezwłocznego działania, na przykład poprzez usunięcie wskazanych treści” – wskazuje Federalna Agencja Sieci. Organizacje „Trasted Flagger” mają być również niezależne – i właśnie braku spełnienia tego warunku przez certyfikowaną fundację wydaje się dotyczyć większość krytycznych głosów kierowanych w stronę Federalnej Agencji Sieci.
Część niemieckojęzycznych mediów ostro zaprotestowała przeciwko decyzji Federalnej Agencji Sieci, wskazując na konkretne zagrożenia z nią związane. Według krytyków rząd federalny właśnie dopuścił do tego, że jakiś prywatny podmiot według własnego uznania będzie decydował o tym, które treści są zakazane i będzie mógł wykorzystywać uzyskaną pozycję w kontaktach z dostawcami serwisów internetowych. Ich zdaniem jest to sprzeczne z niemiecką konstytucją i funkcjonowaniem państwa prawa. Tylko sądy mają prawo decydować o tym, co jest zakazane i podlega karze, a co nie – wskazują. Zauważają również, że wszelkie podejrzane treści powinny być zgłaszane na policję, a nie do prywatnych osób lub podmiotów.
Szef Federalnej Agencji Sieci to nie jedyny polityk partii Zielonych, który pojawia się w kontekście walki niemieckiego rządu z nielegalnymi treściami w internecie. Fundacja, która właśnie została przez niego certyfikowana jako zaufany sygnalista, jest finansowana m.in. z pieniędzy ministerstwa rodziny, na którego czele stoi również polityk partii Zielonych. Dodatkowo premierem Badenii-Wirtembergii, gdzie działa certyfikowana przez Federalną Agencję ds. Sieci fundacja, także jest polityk parii Zielonych – Winfried Kretschmann. Łatwo więc przewidzieć, jak będą traktowane przypadki „mowy nienawiści” czy „dezinformacji” wymierzone na przykład w polityków tej partii – zauważają dziennikarze.
„Instytut zielonej cenzury” – tak decyzję Federalnej Agencji Sieci podsumował wiceprzewodniczący Bundestagu i prawnik Wolfgang Kubicki z FDP na portalu X.
Przy okazji toczącej się w Niemczech dyskusji warto zwrócić uwagę na kilka aspektów. Po pierwsze, zawsze duże wątpliwości i powody do obaw rodzą sytuacje, gdy prywatne podmioty lub osoby mają zastępować lub wyręczać instytucje państwowe w ich zadaniach i kompetencjach. Tym bardziej jeśli dotyczy to tak kardynalnych i delikatnych kwestii jak bezpieczeństwo czy wolność słowa.
Po drugie, prywatne podmioty działające na innych zasadach, często o niejasnych powiązaniach i sposobach finansowania, z reguły nie cieszą się takim zaufaniem obywateli co urzędy państwowe. Owszem, takie podmioty powinny wspomagać państwo w walce z nielegalnymi treściami, ale nie występować w jego imieniu w kontaktach np. z dostawcami serwisów społecznościowych. Kierują się one bowiem inną logiką działania niż instytucje państwowe i bardzo często jest tak, że – w mniejszym lub większym stopniu – nastawione są, a z pewnością bardziej wyczulone, na interesy tych środowisk, które je finansują. Dlaczego? Głównie dlatego, że od ich promotorów i mecenasów zależy ich istnienie.
Ale abstrahując od niemieckiego podwórka politycznego – unijne przepisy dotyczące zwalczania nielegalnych treści w internecie dotyczą wszystkich członków UE, niewykluczone więc, że podobne pomysły zawitają również do Polski. I pod płaszczykiem „zwalczania nielegalnych treści” w internecie również w naszym kraju dojdzie do wskazania podmiotów nierządowych, które będą „wspierały” te procesy. Będzie to prowadziło do poważnych zagrożeń dla wolności wypowiedzi i wolności słowa.
awa
Źródła:
https://eur-lex.europa.eu/legal-content/PL/TXT/?uri=CELEX%3A32022R2065
https://meldestelle-respect.de/#team
https://taz.de/Welt-diffamiert-Behoerde/!6042017/https://www.swr.de/swrkultur/leben-und-gesellschaft/meldestelle-respect-wird-bundesweit-erster-trusted-flagger-bundesnetzagentur-hate-speech-hassrede-100.html
Instytut Bezpieczeństwa Narodowego
Numer KRS: 0001117730
NIP: 1182288207
REGON: 52923234700000
Adres: Aleja Zjednoczenia 50/U1
01-801 Warszawa
e-mail: kontakt@fibn.pl