-
W ślepy zaułek. Ktoś pracuje na przeciwnika…
Mecenas Giertych przechodzi samego siebie. Dziś przekonuje, że „obwodowe komisje wyborcze zostały w sposób nielegalny przejęte przez ludzi typu Pana Olszańskiego, braci kamraci…” Działalność pos. Giertycha jest od dawna szkodliwa dla Polski. Ale obecnie – staje się wielką kompromitacją całej koalicji rządowej, z premierem Tuskiem na czele.
Nie jest przypadkiem, że R. Giertych przywołał i promował radykalne, skrajnie prorosyjskie środowisko. Bowiem aktualna kampania Giertycha wygląda analogicznie do założeń rosyjskiej strategii oddziaływania informacyjno-psychologicznego przeciwko Zachodowi.
Związki te można wywieźć dość łatwo przywołując cytaty sowieckich, a potem rosyjskich strategów zajmujących się walką informacyjno-psychologiczną oraz operacjami z użyciem środków aktywnych. W wielu opracowaniach rosyjskich i sowieckich funkcjonariuszy pojawia się wątek prowadzenia działań przeciwko Zachodowi w celu deprecjonowania instytucji państwowych, przywództwa politycznego, wytwarzania chaosu i dezorientacji społeczeństwa, a także podważania zaufania do obywateli.
„Termin „środki aktywne” pojawił się w latach 50. XX w., czyli w okresie, który Amerykanie nazywają zimną wojną, jakkolwiek sowieckie przywództwo wykorzystywało je od siedmiu dekad, czyli od początku istnienia Związku Sowieckiego. Są to jawne i tajne techniki wywierania wpływu na działanie i zachowanie poszczególnych państw. Działania aktywne stosowano w celu podważenia zaufania obywateli do politycznego przywództwa kraju, zniszczenia wiarygodności rządu lub narodu, zakłócenia stosunków pomiędzy państwami. Przez wykorzystanie środków (działań) aktywnych podejmowano próby wypaczenia percepcji wydarzeń lub znaczenia tych wydarzeń w świadomości opinii publicznej” – tłumaczył Stanisław Lewczenko, funkcjonariusz GRU (wywiad wojskowy) a następnie Służby „A” I Zarządu Głównego KGB.
Podobne fragmenty definiujące działania sowieckich służb specjalnych można znaleźć choćby w podręcznikach dla słuchaczy szkół resortowych z czasów sowieckich.
„Działania (środki) aktywne (…) działania o charakterze agenturalno-operacyjnym, ukierunkowane na: (…) zakłócanie agresywnych planów i aspiracji państw imperialistycznych, osłabianie politycznych, wojskowych, ekonomicznych oraz ideologicznych pozycji imperializmu, wywieranie wpływu na politykę zagraniczną i sytuację wewnętrzną państw imperialistycznych w sposób korzystny dla ZSRS, wzmacnianie lub osłabianie pozycji partii politycznych, innych organizacji i grup, poszczególnych polityków, działaczy społecznych oraz innych osób publicznych, wspieranie światowego ruchu komunistycznego i ruchów narodowo-wyzwoleńczych, dezintegrację i kompromitację antysowieckich organizacji emigracyjnych” – czytamy we fragmencie opracowania pt. Wywiad polityczny z terytorium ZSRS, zalecanego przez KGB jako podręcznik dla słuchaczy Instytutu Czerwonego Sztandaru im. Jurija Andropowa w Moskwie (obecnie: Akademia Wywiadu Zagranicznego). Cytat ten wskazuje, że właśnie wrogie oddziaływanie na społeczeństwo może być elementem strategii szerokiego atakowania i niszczenia innych państw, poddanych operacjom wywiadowczym Rosji.
Antolij Nogowicyn, wieloletni funkcjonariusz struktur siłowych Rosji, związany ze Sztabem Generalnym SZ Rosji, wskazywał z kolei na znaczenie inspirowania przez Rosję walki wewnętrznej, która skupia się na wytwarzaniu niepewności i dezorientacji obywateli Zachodu.
„Głównym zadaniem walki informacyjnej jest zniszczenie fundamentów tożsamości narodowej i sposobu życia obywateli wrogiego państwa. W sferze ideologicznej celem walki informacyjnej jest rozmycie filozoficznych i metodologicznych podstaw aktywności poznawczej narodu, zasianie chaosu w jego świadomości, pozbawienie go pewności siebie w przyszłości oraz ustanowienie fałszywej nadbudowy moralnej i ekonomicznej” – pisał Nogowicyn.
Dla Moskwy osłabianie państw Zachodu to od dekad element realnej walki. Jak wskazuje Jurij Bezmienow, specjalista od sowieckiej propagandy, dezinformacji i dywersji, oficer KGB, kraj poddany operacji informacyjno-psychologicznej ma być na tyle osłabiony, by Rosja mogła bez przeszkód go podbić lub poddać kontroli.
„Rzadko używamy broni, aby zabić ludzi i wziąć ich kraj. Najczystszym sposobem jest szantaż, demoralizacja, przekupstwo, kłamstwa oraz zastraszanie polityków i mediów, a oni zdestabilizują i rozbiją swój kraj za nas. Wtedy wszystko co pozostaje do zrobienia, to uzbroić prokomunistyczne lub po prostu kryminalne frakcje i mamy kolejny zamach stanu i kolejny «wyzwolony» kraj. Jakie to jest czyste” – mówił Bezmienow po ucieczce na Zachód.
Ten sam były oficer KGB przyznawał, że klasyczne szpiegostwo dla Rosji jest mniej istotne niż sianie zamętu, które „służy nadzorowaniu powolnego procesu, który nazywamy dywersją ideologiczną, strategią małych kroków, działaniami aktywnymi lub wojną psychologiczną. Oznacza to zmienianie percepcji rzeczywistości każdego Amerykanina w taki sposób, aby nikt, pomimo obfitości informacji, nie był w stanie wyciągnąć rozsądnych wniosków prowadzących do podjęcia działań w celu obrony siebie, swojej rodziny, społeczeństwa i państwa. To potężny i bardzo powolny proces prania mózgów” – podkreśla.
Obecne działania podejmowane w imieniu koalicji rządzącej przez posła Romana Giertycha, a także – po jego naciskach – przez Prokuratora Generalnego Adama Bodnara wpisują się w opisany przez rosyjskich strategów i praktyków model działania sowiecko-rosyjskich służb specjalnych. Właśnie trwa proces deprecjonowania następnego Prezydenta RP, podważania jego legitymizacji, osłabiania Polski oraz siania zamętu w społeczeństwie, co skutkować będzie podważaniem zaufania do państwa i jego instytucji u zradykalizowanej części społeczeństwa. Mamy do czynienia z operacją, która prowadzi – zgodnie z opisanym modelem – do zaburzenia percepcji rzeczywistości, co będzie mocno rzutowało na bezpieczeństwo naszej Ojczyny. Te działania są niebezpieczne nie tylko przez oddziaływanie na społeczeństwo w Polsce, ale także z uwagi na otwarcie Polski na dalszą destabilizację, tym razem organizowaną przez służby specjalne Rosji czy Białorusi. Zawsze trzeba pamiętać, że rosyjski system walki informacyjnej oraz wywiad obserwują na bieżąco wydarzenia w Polsce i identyfikują kolejne działania, które można wykorzystać przeciwko nam. Obecne wydarzenia, służące destabilizacji, a nawet prowadzące być może do chaosu ustrojowego, są dla Rosji prezentem, ale i szansą do mapowania podatności Polski i polskiego społeczeństwa. Moskwa będzie z tego korzystać w przyszłości.
Na koniec jeszcze jeden cytat, który wielu Polakom wyda się coraz mocniej dotyczyć polskiej rzeczywistości. Tym razem W. Lisiczkin oraz L. Szelepin, dwaj sowieccy analitycy i twórcy doktryn oddziaływania na inne państwa:
„Żadne społeczeństwo nie jest jednorodne: istnieją w nim różne interesy grupowe, elity narodowe i regionalne, a także ludzie pozostający u władzy bądź związani z nią siecią interesów lub zależności. Oprócz osadzenia swoich ludzi w sferze ideologii i w strukturach władzy, należy więc wynajdować i promować idiotów, karierowiczów oraz bezideowców, a także podtrzymywać i stwarzać warunki rozwoju dla tych, którzy reprezentują nurty prowadzące państwo w ślepy zaułek”. Nie dajmy się prowadzić w ślepy zaułek…
Stanisław Żaryn
-
Niemieckie praktyki, rządowa absencja
Sytuacja na granicy Polski z Niemcami stanowi realne zagrożenie dla interesów RP. Nowy rząd niemiecki zapowiadał, że będzie chciał prowadzić szkodliwą dla sąsiadów politykę migracyjną. I właśnie przyspiesza. Dlaczego na to pozwalamy? I dlaczego zaspaliśmy?
Gdy w kwietniu toczyły się rozmowy dotyczące przyszłej koalicji w Niemczech, Fundacja Instytut Bezpieczeństwa Narodowego alarmowała, że założenia nowej polityki migracyjnej Berlina są dla Polski zagrożeniem. Rząd RFN zapowiadał, że będzie próbował zmierzyć się z problemem zalewu nielegalnej migracji, działając kosztem sąsiadów. Uczestniczący w rozmowach koalicyjnych polityk CDU, obecnie członek rządu, Thorsten Frei wskazywał na ogromną skalę zadań związanych z wydaleniami osób przebywających w Niemczech nielegalnie. „Mamy około 240 000 osób, które są prawnie zobowiązane do opuszczenia kraju. I potrzebujemy dla nich rozwiązania” – mówił wtedy Thorsten Frei. W wypowiedziach i doniesieniach medialnych przewijały się różne głosy dotyczące skali tych, „z którymi nie ma co zrobić”. Niemieccy politycy zapowiadali, że około 40 tysięcy nielegalnie przebywających w RFN migrantów będzie musiało zostać przekazanych do krajów sąsiednich, zaś w mediach pojawiały się doniesienia, że Berlin jest w tej sprawie dogadany z ich rządami.
Dziś coraz częściej pojawiają się sygnały i obrazki dowodzące, że Niemcy realizują swoje zapowiedzi, a Polska jest coraz mocniej obarczana wewnętrznymi problemami RFN. Niemieckie służby co chwilę przekazują na naszą stronę tych, którzy mają opuścić RFN. Dzieje się to albo potajemnie – niemiecka strona nie informuje naszej o wszystkich przekazaniach, albo poprzez przekazanie osób w terenie przygranicznym spotkanemu patrolowi. Z polskiej Straży Granicznej dochodzą sygnały o powszechnej praktyce działania Niemców „na telefon” oraz braku jakiejkolwiek ewidencji, kto i na jakiej podstawie do nas trafia. Wydaje się, że sytuacja na zachodniej granicy Polski przypomina wolną amerykankę, z której cynicznie i bez oporów korzystają niemieckie służby i rząd RFN. Skala tego procederu nie jest ujawniana, ponieważ dane nie wpadają do systemu, a przekierowanie migrantów odbywa się często bez podstaw formalnych i faktycznych. Nie wiadomo, czy podrzuceni do Polski migranci mieli jakikolwiek kontakt z Polską wcześniej, czy mają wszczęte jakiekolwiek procedury dot. pobytu w Polsce, ani nawet czy do Niemiec trafili z RP. Jeśli nie ma takiego śladu, Polska nie powinna ich przyjmować.
Sytuacja narasta, budząc realny niepokój Polaków. W kolejnych przygranicznych miejscowościach widoczne są grupki migrantów, którzy nie powinni znajdować się w naszym kraju. Tymczasem Rząd nie tylko sprawę bagatelizuje, próbując wyciąć temat z bieżącej agendy publicznej, ale także nie podejmuje żadnych działań kontrujących niemieckie praktyki. Sytuacja wymaga natomiast natychmiastowej interwencji – na poziomie politycznym oraz roboczym. Premier, Szef MSWiA, Komendant Główny Straży Granicznej powinni natychmiast podjąć rozmowy z niemieckimi odpowiednikami, a także wprowadzić kontrolę na granicy z Niemcami. By przeciwdziałać praktykom RFN, które szkodzą Polsce.
Sytuacja dziś jest kuriozalna i szkodliwa na wielu poziomach. Zalewanie Polski migrantami z Zachodu spowoduje realne obniżenie bezpieczeństwa w Polsce. Niestety już za chwilę mogą to odczuć mieszkańcy polskich miejscowości przygranicznych. Nielegalna masowa migracja przyniosła wielokrotnie dramatyczne skutki na Zachodzie. Kończy się w jeden sposób – wzrostem zdarzeń kryminalnych, zagrożeń terrorystycznych i problemów społecznych. Takie skutki przynosiły w ostatnich latach błędy popełnione w polityce migracyjnej w wielu krajach Zachodu. Polska takich błędów uniknęła. Ale dziś jesteśmy obarczani skutkami błędów Niemiec, które widzą, że nie można już dalej udawać i przyznają, że masowa migracja stanowi dla nich problem. Niestety to my będziemy obarczeni niemieckim sposobem rozwiązywania tego problemu.
Działania na naszej zachodniej granicy spowodują realne zagrożenia dla Polaków, co odczujemy za chwilę. A już dziś skutkują poważnym osłabieniem morale funkcjonariuszy Straży Granicznej. Ta formacja odpowiedzialna za bezpieczeństwo i szczelność granic jest dziś przymuszana do działania wbrew swojej misji i właściwości. Na zachodniej granicy funkcjonariuszy zmieniono w paprotki, które jedynie mają się przyglądać niemieckim praktykom. Słychać nieoficjalnie, że Rząd RP nie chce zaogniać stosunków z Niemcami, więc nakazał SG, by zaadoptowała się do niemieckich poczynań. Fala nielegalnej migracji z RFN jest faktem, co oburza funkcjonariuszy Straży coraz mocniej. Ich emocje i wściekłość to rzecz zrozumiała, nie tylko z uwagi na ustawowe zadania, ale też fakt iż od lat polska Straż Graniczna jest na froncie walki z operacją hybrydową destabilizującą naszą granicę z Białorusią. Straż Graniczna, Policja i wojsko walczą o bezpieczną granicę wschodnią, a w tym samym czasie, na Zachodzie granica staje się fikcją. A rząd nie reaguje. Sytuacja groźna, ale też niszcząca dla ludzi w strukturach odpowiedzialnych za bezpieczeństwo Polski.
W czasie kampanii wyborczej pojawił się temat paktu migracyjnego, który wejdzie w życie w 2026 roku. Rząd zapewniał, że Polska nie odczuje jego skutków, że są mechanizmy gwarantujące nam ochronę interesów. Do dziś nie ma podstaw tego twierdzenia, a dodatkowo Polska już jest zalewana migrantami z Niemiec. Gdy pakt wejdzie w życie, to zjawisko przyspieszy i będzie generowało dramatyczne dla Polski i Polaków skutki. Sytuacja wymaga rządowej reakcji, a skoro jej nie ma – nacisków społecznych.
Polska ma prawo do podmiotowej polityki migracyjnej, Polska ma prawo do bezpiecznych granic, Polacy mają prawo czuć się bezpiecznie w swojej Ojczyźnie. Nikt nie ma prawa nam tego odbierać. Ani przeciwnicy, ani sojusznicy, ani bezczynność Rządu…
Stanisław Żaryn
-
Porządkowanie niemieckich sumień. Kamieniem…
Uroczystość odsłonięcia kamienia nie tylko nie przybliża, ale wręcz oddala nas od perspektywy uregulowania przez Niemcy rachunku za zbrodnie i zniszczenia na terenie okupowanej Polski.
W Berlinie odsłonięto głaz, który ma upamiętniać polskie ofiary niemieckiej agresji. Jednak wbrew temu, co piszą o tym „tymczasowym pomniku” polskie, a szczególnie niemieckie, media, przedstawiając go jako kolejny ważny krok na drodze do pojednania, to nie jest on niczym więcej, jak elementem niemieckiej polityki historycznej, w której dla Polski przewidziano jedynie puste i niewiele warte gesty. Zamiast realnego zadośćuczynienia za zbrodnie i zniszczenia dokonane przez Niemców podczas II wojny światowej mamy kolejny przykład lekceważenia relacji z Polską przez rząd w Berlinie.
Osiemdziesiąt lat po zakończeniu drugiej wojny światowej Niemcy – państwo, które spowodowało tę największą hekatombę XX wieku, wymordowało miliony Polaków, spustoszyło polskie miasta i wsie oraz zrabowało polskie mienie – doszło do wniosku, że dobrym pomysłem na upamiętnienie polskich ofiar swoich zbrodni będzie ustawienie prowizorycznego pomnika w formie kamienia. Rzecz wydawałaby się nie do pomyślenia jeszcze kilka lat temu, kiedy strona polska, na podstawie gruntownych obliczeń, sformułowała wobec Niemiec poważne i konkretne żądanie liczonych w bilionach złotych reparacji za straty poniesione podczas II wojny światowej. Po zmianie rządu w Warszawie w 2023 r., kiedy premierem został Donald Tusk, władze w Berlinie uznały, że jest to doskonały moment, aby spróbować ostatecznie zakończyć dyskusję o należnych Polsce reparacjach i przejąć inicjatywę w dialogu z Polską dotyczącym odpowiedzialności za II wojnę światową. Spotykający się z Donaldem Tuskiem kolejni kanclerze wykorzystywali swoje wizyty w Warszawie do podkreślania, że Polsce z prawnego punktu widzenia żadne reparacje się nie należą i do akcentowania dobrej woli narodu niemieckiego przejawiającej się w chęci przystąpienia – w ramach zadośćuczynienia za niemieckie zbrodnie – do wspólnych polsko-niemieckich inicjatyw. W ślad za tymi zapowiedziami nie poszły jednak żadne realne działania, co wypominały rządowi w Berlinie nawet niemieckie media, analizując przyczyny porażki w wyborach prezydenckich kandydata z obozu Donalda Tuska.
W tym kontekście nie powinno dziwić, że pomysł upamiętnienia polskich ofiar w Berlinie, nad którym debatowano od lat, zmaterializował się w takiej prowizorycznej formie właśnie teraz. Niemieckie media, opisując genezę odsłonięcia tzw. kamienia pamięci, cofają się w czasie do 2012 r., kiedy to Władysław Bartoszewski, były minister spraw zagranicznych i ocalały z niemieckiego obozu zagłady Auschwitz, miał zapytać, dlaczego w Berlinie nie ma właściwie żadnego pomnika dla polskich ofiar niemieckiej okupacji. Wtedy ten głos się nie przebił, gdyż – jak zauważa np. portal Tagesschau – w centrum zainteresowania Niemców znajdował się wówczas projekt „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie” – przedsięwzięcie, które dla RFN było elementem przeniesienia ciężkości narracji o Niemcach i próbą przekonania, że niemieckie społeczeństwo to taka sama ofiara wojny, jak narody napadnięte przez niemiecką III Rzeszę. Idea upamiętnienia Polaków była podnoszona co kilka lat. W 2017 r. dwustu przedstawicieli świata polityki, nauki i społeczeństwa obywatelskiego wystosowało apel do Bundestagu o budowę pomnika upamiętniającego polskie ofiary. W 2020 r. Bundestag przyjął uchwałę wzywającą rząd federalny do utworzenia miejsca pamięci i pojednania w Berlinie. Trzy lata później niemiecka minister kultury zatwierdziła koncepcję „Domu Niemiecko-Polskiego”, który miał powstać na terenie dawnej Opery Krolla, w której Hitler ogłosił napaść na Polskę. Zamiast tego w 2025 r. w stolicy Niemiec ustawiono prowizoryczny pomnik, na którego rychłe zniknięcie i budowę stałego, oficjalnego miejsca pamięci, już w dniu odsłonięcia kamienia, nadzieję wyrażali uczestnicy tego wydarzenia. Fakt, że o tym pomyśle dyskutuje się w Niemczech od tak wielu lat bezskutecznie wskazuje na fasadowość tej debaty. Można mieć wrażenie, że miejsce upamiętniające Polaków w sposób godny nigdy nie powstanie.
Pierwotnie spekulowano, że w odsłonięciu głazu wezmą udział kanclerz Friedrich Merz i premier Donald Tusk. Szczególnie na takie spotkanie w tym miejscu czekały niemieckie media, które mogłyby udokumentować kolejny akt mierzenia się narodu niemieckiego ze swoją trudną historią, gest dobrej woli wobec Polski i symboliczne pojednanie kolejnego pokolenia polityków. Jednak kiedy zauważono, szczególnie po wizytach niemieckich kanclerzy w Warszawie i ich kompromitujących wypowiedziach na konferencjach prasowych, że te pozorne gesty jedynie szkodzą wspieranemu przez nich rządowi Tuska, pomysł udziału Merza i Tuska w tym wydarzeniu znikł. Ostatecznie rządy obu krajów reprezentowali przedstawiciele na szczeblu ministerialnym.
Uroczystość odsłonięcia kamienia nie tylko nie przybliża, ale wręcz oddala nas od perspektywy uregulowania przez Niemcy rachunku za zbrodnie i zniszczenia na terenie okupowanej Polski, ponieważ jest kolejną próbą sprowadzenia rozliczeń do wymiaru czysto symbolicznego. To pomnik tymczasowy, ale przecież wkrótce na jego miejscu ma stanąć prawdziwy – czyli zapowiadany „Dom Niemiecko-Polski” (choć tak naprawdę nikt nie wie, kiedy to dokładnie nastąpi – najpewniej nieprędko, bo niemieckim władzom najwidoczniej zależy na przeciąganiu w czasie i dawkowaniu tego rodzaju gestów, nawet jeśli mają one tak lichy i prowizoryczny charakter). Wtedy zapewne, gdy już umrą Polacy, którzy przeżyli niemieckie zbrodnie – ostatni żyjący świadkowie tamtych tragicznych wydarzeń, wobec których Niemcy formułują jeszcze od czasu do czasu mgliste zapowiedzi jakiegoś materialnego zadośćuczynienia, temat zostanie uznany za ostatecznie zakończony.
To dlatego niemieckie media tak mocno angażują się w zwalczanie obozu patriotycznego w Polsce, i również z tych samych powodów brutalnie atakowały podczas kampanii wyborczej i atakują nadal Karola Nawrockiego, który zapowiedział, że jako prezydent będzie twardo domagał się reparacji od Niemiec.
Rządzący Polską postanowili grać w niemiecką grę do jednej bramki. Premier Tusk przytakiwał niemieckim kanclerzom, gdy ci zaprzeczali prawnemu uzasadnieniu polskich żądań dotyczących reparacji wojennych. Obecna na uroczystości odsłonięcia kamienia w Berlinie minister kultury Hanna Wróblewska określiła to wydarzenie, jako „pierwszy materialny krok ku realizacji właściwego upamiętnienia polskich ofiar III Rzeszy w stolicy Niemiec”. W zamieszczonym na X-ie komentarzu podkreślała, że „pomnik to odpowiedzialność. Odpowiedzialność polegająca na odwadze spojrzenia w przeszłość – bez unikania trudnych spraw, bez przemilczania, bez zapomnienia”. W podobnym tonie wypowiedział się wiceminister spraw zagranicznych Teofil Bartoszewski, syn wspomnianego wcześniej Władysława Bartoszewskiego, nazywając odsłonięcie kamienia „krokiem milowym”.
Tego typu przekazy płynące z Warszawy to miód dla uszu niemieckich rządzących, bo doskonale wpisuje się to w kształtowaną przez nich politykę historyczną. To daje im pewność, że polskie władze są zachwycone i usatysfakcjonowane ich pustymi gestami i – przynajmniej dopóki będzie rządziła ekipa Donalda Tuska – temat podnoszonych wcześniej przez rząd Zjednoczonej Prawicy reparacji nie wróci na agendę.
Nie da się również nie zauważyć, w jak niebezpieczną dla Polski stronę zmierza niemiecka polityka historyczna. Coraz częściej w wypowiedziach najważniejszych niemieckich polityków pojawia się narracja, że Niemcy sami padli „ofiarą nazizmu”, a koniec wojny był dla nich „wyzwoleniem”. Tego typu kłamliwe przedstawianie historii służy dystansowaniu się współczesnych Niemców nie tylko od zbrodni popełnionych przez ich przodków, ale również od odpowiedzialności za nie jako narodu i od obowiązku zadośćuczynienia ofiarom, które nigdy nie nastąpiło.
W niemieckich mediach opisujących wydarzenie w Berlinie pojawiły się głosy ubolewające nad tym, jak mała jest w niemieckim społeczeństwie świadomość zbrodni i szkód wyrządzonych Polakom podczas II wojny światowej, a także wyrażające nadzieję, że podejmowane obecnie przez niemiecki rząd inicjatywy, takie jak ten prowizoryczny pomnik, to zmienią. To oczywiście naiwność, bardzo wygodna z punktu widzenia niemieckich interesów. Stan świadomości naszych zachodnich sąsiadów jest bowiem skutkiem prowadzonej od lat niemieckiej polityki historycznej, w której rozmywa się odpowiedzialność za popełnione zbrodnie, a realne rozliczenia zastępują niewiele znaczące słowa i gesty. Jest również skutkiem zaniedbań, uległości, kompleksów, konformizmu, a pewnie i tchórzostwa części polskich elit politycznych, których egzemplifikacją jest rząd Donalda Tuska.
Jeśli naszym zachodnim sąsiadom naprawdę zależałoby na pojednaniu z Polakami i uporządkowaniu swoich niemieckich sumień, to naturalną konsekwencją powinno być adekwatne do wyrządzonych Polsce strat zadośćuczynienie. Najkrócej rzecz ujmując, tego wymaga tzw. sprawiedliwość dziejowa. Zamiast tego mamy i będziemy mieli, jeśli nie zmieni się polityka Warszawy wobec Berlina, bezkształtny „kamień pamięci” oraz kolejne zapowiedzi i obietnice, a być może nawet symboliczne działania, które nic nie zmieniają i nic nie zmienią w rachunku za niemieckie zbrodnie i zniszczenia, a jedynie będą potęgować w polskim narodzie poczucie krzywdy i niesprawiedliwości. I wyrażane coraz częściej za Odrą zdziwienie – czego ci Polacy jeszcze od nas chcą?
Marcin Lidka
-
Rządowe uderzenie w bezpieczeństwo państwa
Szokujące praktyki. Prokuratura, w imię interesów politycznych rządu, dewastuje system kontroli operacyjnej i de facto paraliżuje służby oraz prokuraturę. Każde postanowienie sądu ws. kontroli operacyjnej czy aresztu będzie można w ten sposób podważać. Nieodpowiedzialni politycy igrają z ogniem…
Nie milkną echa działań prokuratury wobec byłych funkcjonariuszy CBA. Sprawa budzi coraz większe emocje, zarówno z uwagi na wymiar polityczny (wydaje się, że Minister Bodnar ratuje się przed dymisją), jak i merytoryczny. Decyzja prokuratury może mieć bardzo niebezpieczne skutki. Również dla obecnego rządu.
1. Z komunikatu Prokuratury Krajowe wynika, że podejrzani usłyszeli zarzuty dotyczące przekroczenia uprawnień oraz wyłudzenia poświadczenia nieprawy od sądu. Mowa o tzw. przestępstwach urzędniczych – oba czyny zagrożone są karą pozbawienia wolności do lat 3. Taka kwalifikacja czynu oznacza z kolei, że zarzucane podejrzanym przestępstwa przedawniają się – zgodnie z art. 101 kodeksu karnego – po 5 latach od popełnienia czynu. Zarzucany podejrzanym czyn miał mieć formę wykonywanych przez nich czynności operacyjno-rozpoznawczych „w okresie od listopada 2018 r. do maja 2019 r.” W momencie wszczęcia w prokuraturze śledztwa w tej sprawie – w dniu 8 marca 2024 roku – uległy już przedawnieniu wszystkie domniemane przestępstwa popełnione przed 8 marca 2019! Realnie więc w tym śledztwie prokuratura może ścigać i rozpoznawać co najwyżej czyny popełnione po 8 marca 2019 roku – czyli działania podejrzanych między 8 marca a „do maja 2019 roku”. Być może – taka jest logika pracy operacyjnej – CBA nie kierowało już do sądu żadnych wniosków, a tylko kończyło swoją kontrolę operacyjną.
Tak sformułowane zarzuty oznaczają, że prokurator decydując się na postawienie zarzutów sam naraża się na ZARZUTY dotyczące przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków. A co więcej mógł dopuścić się poświadczenia nieprawdy, gdyby się okazało, że między 8 marca 2019 roku a „do maja” CBA nie kierowało już do sądów żadnych wniosków o kontrolę operacyjną. Postanowienie o zarzutach w tej sprawie może być w przyszłości bardzo poważnym dowodem na popełnienie przestępstwa w Prokuraturze.
2. Ta historia rodzi jednak dużo gorsze skutki systemowe. Z materiału prasowego prokuratury wynika, że kontrola operacyjna, którą dziś się kwestionuje, była prowadzona i przedłużana za zgodą sądów! To postanowienie sądu jest w Polsce kluczowe, by kontrola operacyjna została uruchomiona. System prawny i praktyka stawiają kwestie zgody sądu w centrum systemu kontroli i nadzoru nad kontrolą operacyjną. Sąd ma realny wgląd w sprawę, której dotyczy wniosek. Może służby dopytać o szczegóły, MUSI być informowany w uzasadnieniu skąd wynika potrzeba prowadzenia kontroli operacyjnej i dlaczego akurat takie działania służba chce rozpocząć. Warto pamiętać, że wniosek dot. kontroli operacyjnej musi zostać przygotowany profesjonalnie i zawierać szereg informacji o prowadzonej sprawie, a także otrzymać akceptację Szefa służby i Prokuratury. Materiał prokuratury wskazuje, że takie zgody zostały udzielone, co oznacza, że Sąd otrzymał od CBA odpowiednie materiały, wraz z uzasadnieniem, w tej sprawie.
Dziś, post factum, jakiś prokurator na nowo zobaczył materiały w tej sprawie. I uznał, że postanowienie Sądu zostało wyłudzone, a byli funkcjonariusze CBA powinni za to odpowiedzieć. To przykład niebezpiecznego relatywizmu, który będzie prowadził do paraliżu służb specjalnych. Od dziś KAŻDĄ kontrolę operacyjną prowadzoną zgodnie z przepisami – czyli za zgodą sądów – będzie można zakwestionować, a funkcjonariuszy prowadzących te działania ścigać. Co więcej, podobna sprawa dotyczy choćby decyzji Sądów ws. stosowania aresztu czy prokuratury w sprawie zarzutów, czy wolnościowych środków zapobiegawczych. Tu też państwo wymaga zgody i decyzji odpowiednich instytucji. Tu też prokuratura możne uznać post factum, że decyzje zostały wyłudzone. Takie sprawy również można po latach ocenić na nowo.
W związku z politycznymi działaniami Rządu za chwilę dojdzie do gigantycznego chaosu w kluczowych dla bezpieczeństwa Polski sprawach. Sygnał już poszedł. Każda decyzja o zarzutach, postanowienia sądu o kontroli operacyjnej, decyzja o tymczasowym areszcie może być wzruszona i w przyszłości oceniona zupełnie inaczej, na podstawie politycznych przesłanek i potrzeb.
Działania Ministra Bodnara i Prokuratury w tej sprawie to skandal. I osłabianie całego systemu bezpieczeństwa narodowego. W obszarze kontroli operacyjnej i organów ścigania nie może być tego typu relatywizmu, jaki obecnie wprowadza się do działań państwa. Jeśli służba złożyła dokumenty, a sąd wydał postanowienie o zarządzeniu kontroli operacyjnej to służba musi być pewność, że prowadzi działania zgodne z prawem. W sytuacji, w której nikt nie ma pewności, jak obecne działania zostaną ocenione przez inną ekipę rządową w przyszłości, ludzie w służbach przestaną robić cokolwiek, co może ich narażać na zemstę, nawet jeśli będą to czynności legalne wynikające z obowiązków ustawowych.
Szokujący przykład niszczenia państwa. Ten rząd w sprawie Pegazusa ratuje się przed gigantyczną kompromitacją. Jak widać, robi to za wszelką cenę – nawet niszcząc system bezpieczeństwa narodowego.
Stanisław Żaryn
-
Wybory prezydenckie a bezpieczeństwo Polski
Wygrana Karola Nawrockiego w wyborach na Prezydenta RP nie jest bez znaczenia dla bezpieczeństwa narodowego. Z uwagi na przebieg kampanii wyborczej oraz deklaracje składane przez dwóch głównych pretendentów, prezydentura Karola Nawrockiego daje nadzieje na lepszy poziom bezpieczeństwa RP. Taka ocena bazuje na kilku konkretnych planach i zapowiedziach.
1. Sprzeciw wobec Paktu Migracyjnego
Od dawna wiadomo, że nielegalna, niekontrolowana migracja przeciwko Europie jest niebezpieczna i rodzi realne ryzyka dla krajów Zachodu. Masowa migracja, która od wielu lat dotyka kraje Europy Zachodniej, już spowodowała wzrost zagrożeń dla bezpieczeństwa wewnętrznego państw nią dotkniętych. Seria zamachów i zdarzeń terrorystycznych – jest tego najlepszym przykładem. W propagandzie takich organizacji terrorystycznych, jak Al.-Kaida, czy Państwo Islamskie, wprost wskazywano, że nielegalna migracja do Europy sprzyja lokowaniu terrorystów i radykałów w Europie. I tak się działo, co potwierdzają publicznie dostępne dane o zamachach i zamachowcach z ostatnich lat. Wielu z nich na Zachód przybyło właśnie dzięki nielegalnym szlakom masowej migracji. Również Polska, choć dużo bezpieczniejsza niż kraje Europy Zachodniej, jest zagrożona ze strony świata terroryzmu. Również w śledztwach i ustaleniach ABW można znaleźć było przykłady ludzi, którzy generowali zagrożenia terrorystyczne, a do Polski przybywali właśnie dzięki niekontrolowanej migracji.
Pakt migracyjny te zagrożenia jedynie powiększy i spowoduje osłabienie poziomu bezpieczeństwa Polski. Jego wejście w życie będzie mechanizmem, przez który Polska stanie się mniej bezpieczna i bardzo podatna na zagrożenia. Sytuacja ta w Europie osłabia stabilność wewnętrzną i poczucie bezpieczeństwa, z uwagi na dramatyczny wzrost także zdarzeń kryminalnych. Niestety to będziemy obserwować także w Polsce.
Nielegalna migracja to element dający szanse organizacjom terrorystycznym, ale też obcym służbom specjalnym. Rosyjscy stratedzy i tamtejsze służby wielokrotnie prezentowały szlaki nielegalnej migracji jako czynnik sprzyjający osiąganiu rosyjskich interesów w wojnie hybrydowej przeciwko Zachodowi. Rosyjskie służby specjalne wręcz otwarcie wskazywały, że takie ruchy Kreml promuje i powinien promować, by destabilizować NATO oraz nasycać Zachód szpiegami i terrorystami. Ten proces się dzieje!
Sprzeciw wobec Paktu migracyjnego i zapowiedź jego wypowiedzenia będzie dla Polski korzystną polityką. Ale musi za tym iść również realne wzmocnienie ochrony granic RP. Dziś mamy problem zarówno na Wschodzie – granica z Białorusią wciąż jest destabilizowana, jak i na Zachodzie – z uwagi na niemieckie praktyki przewożenia migrantów na stronę Polski, poza jakimikolwiek systemowymi procedurami. Pakt migracyjny należy zatrzymać, granice urealnić i wzmocnić ich ochronę. Dla Polski deklaracja Nawrockiego w tej sprawie jest ważnym sygnałem, a jej realizacja będzie kluczowa.
2. Rozbudowa armii
Karol Nawrocki bardzo mocno stawiał w kampanii wyborczej postulat rozbudowy armii w Polsce. Wojsko Polskie jest wzmacniane i modernizowane. Politykę taką rozpoczął rząd Zjednoczonej Prawicy. Obecny deklaruje kontynuowanie tych planów, jednak wątpliwości budzi ich realizacja. Z jednej strony spowolniono tempo rozbudowy Wojska Polskiego, armia nie szuka nowych żołnierzy już tak efektywnie. Z drugiej strony – podważane są kluczowe dla Polski kierunki modernizacyjne. Z uwagi na politykę Unii Europejskiej oraz strategię polityki zagranicznej opóźnieniom uległy kontrakty amerykański i koreański, mimo że oba mają fundamentalne znaczenie dla polskiego bezpieczeństwa. Nie jest wciąż jasne, jak będą wpływać na rozwój polskiego potencjału zasady funkcjonujące w Unii Europejskiej, które mają promować zamawianie uzbrojenia w krajach UE. Proces uwspólnotowienia zakupów popierany przez obecny rząd może być dla Polski szkodliwy.
Polska dziś potrzebuje systematycznego zwiększania armii, rozbudowy potencjału wojska, dalszej modernizacji sprzętowej, ale także budowy nowych mocy produkcyjnych w Polsce. Niestety dyskutowane obecnie w Unii Europejskiej zasady i polityki dot. bezpieczeństwa stwarzać mogą więcej problemów Polsce niż mechanizmów wsparcia. Poparcie, jakiego dla tych pomysłów, udzielił obecny rząd sugeruje, że wygrana Rafała Trzaskowskiego mogłaby być niebezpieczna z punktu widzenia interesów Polski. Zapowiedź Nawrockiego, że będzie kontynuował politykę rozbudowy i wzmacniania armii należy traktować jako korzystną dla Polski. To powinien być dziś priorytet.
3. Wzmacnianie polskiej tożsamości
W czasie kampanii wyborczej Rafał Trzaskowski ogłosił, że jako Prezydent RP podpisze ustawę, uznającą dialekt śląski za „język regionalny”. Ta decyzja, analizowana przez Fundację IBN w dedykowanym opracowaniu, otworzyłaby Polskę na realne zagrożenia związane z autonomizmem i tendencjami separatystycznymi. Środowiska, stojące za tą inicjatywą, otwarcie przyznają, że jej realizacja to jedynie pierwszy z serii kroków, prowadzących do wzmacniania odrębności Śląska. Podpisanie ustawy o „języku” śląskim oznaczałoby osłabienie Polski, wejście na drogę polaryzacji i antagonizowania Śląska i reszty kraju.
Deklaracja złożona przez Rafała Trzaskowskiego wynikała z wieloletniej tendencji widocznej w środowisku Platformy Obywatelskiej, w której działa wielu polityków zaangażowanych we wzmacnianie odrębności śląskiej i hodowanie postulatów autonomistycznych. To działania szkodliwe, które – wszystko na to wskazuje – miałyby w Rafale Trzaskowskim patrona.
Karol Nawrocki kilkukrotnie wspominał z kolei w czasie kampanii, że będzie dążył do wzmacniania polskiej tożsamości. Przywoływał zapisy Strategii Bezpieczeństwa Narodowego odwołujące się właśnie do budowy systemu wartości i tożsamości narodowej, jako gwaranta bezpieczeństwa narodowego. Jako Prezes IPN Nawrocki odpowiadał za politykę i działania związane ze wzmacnianiem edukacji patriotycznej oraz właśnie krzewieniem wartości w polskim społeczeństwie. Należy oczekiwać, że jako Prezydent RP będzie prowadził te działania w równie znaczącej formie. Budowa odrębności Śląska stoi w sprzeczności wobec tego planu. Należy liczyć, że Prezydent Karol Nawrocki będzie pilnował obu tych płaszczyzn i jednoznacznie będzie kontynuował wzmacnianie Polski.
4. Likwidacja Centralnego Biura Antykorupcyjnego
W czasie kampanii wyborczej temat nie był eksploatowany, ale przez wiele miesięcy rządzący podtrzymywali, że po wyborach i wygranej Rafała Trzaskowskiego będą chcieli wrócić do swojego planu zlikwidowania CBA. Projekt został zamrożony, gdy Prezydent Andrzej Duda powiedział jednoznacznie, że takiej ustawy nie podpisze. Projekt przygotowany przez Ministra Tomasza Siemoniaka, nie tylko likwiduje CBA, ale też dewastuje cały system bezpieczeństwa narodowego. Rozczłonkowanie CBA, zgodnie z projektem, odbyłoby się ze szkodą dla całego państwa. Polska mogłaby utracić część kompetencji i realnej sprawczości związane z tropieniem i ściganiem przestępczości korupcyjnej oraz gospodarczej.
Należy wspomnieć, że pomysł powołania służby zajmującej się ściganiem korupcji i innych przestępstw gospodarczych był elementem szerszego planu odnowy Polski. W ramach szukania pomysłów na uzdrowienie rzeczywistości postkomunistycznej powstał plan powołania dwóch specjalistycznych instytucji – właśnie CBA oraz Instytutu Pamięci Narodowej. Oba udało się powołać do życia. I oba wniosły bardzo istotny wkład w uzdrowienie życia publicznego w Polsce. Dziś rząd bierze ma na celowniku obie te instytucje. W umowie koalicyjnej jasno wskazano, że rząd zamierza zlikwidować, i CBA, i IPN. Wygrana Nawrockiego stawia tamę tym złym dla Polski projektom.
Cztery analizowane powyżej obszary działania wskazują, że wygrana Karola Nawrockiego ma korzystne dla bezpieczeństwa i interesów Polski skutki. Ratuje nas przed groźnymi planami rządu i obietnicami Rafała Trzaskowskiego, daje nadzieje na realne wzmocnienie RP.
Stanisław Żaryn

Instytut Bezpieczeństwa Narodowego
Numer KRS: 0001117730
NIP: 1182288207
REGON: 52923234700000
Adres: Aleja Zjednoczenia 50/U1
01-801 Warszawa
e-mail: kontakt@fibn.pl