-
Społeczeństwo szyte na… wojnę
Trudno zrozumieć, czym dziś jest Rosja, i jakie są realne szanse na sukces w rozmowach „pokojowych”, bez refleksji dotyczącej stanu rosyjskiego społeczeństwa. Analitycy i komentatorzy z zachodnich państw wielokrotnie popełniają błąd przykładając do oceny sytuacji w Rosji miarę zachodnioeuropejską. Tymczasem warunki życia i formowania rosyjskiego społeczeństwa to zupełnie inny świat niż to, co widać w Europie czy USA.
Przyczynkiem do analizy może być bardzo ciekawy wywiad, jakiego tygodnikowi „Gość Niedziely” udzielił o. Wojciech Ziółek SJ. Posługujący na stałe w Rosji duchowny wyjaśniał i opisywał obrazowo, jak zmienia się społeczeństwo rosyjskie w ostatnich latach.
„Miejscowy młody chłopak ogląda telewizję i myśli, że gdy pójdzie na wojnę, czy jak to oni mówią, na specjalną wojenną operację (propagandowy slogan fałszujący prawdę o inwazji przeciwko Ukrainie), to – nawet jeśli go zabiją – jego nazwisko, jego fotografia zostaną umieszczone na głównym placu wioski, tam, gdzie stoi pomnik poświęcony bohaterom wielkiej wojny ojczyźnianej. I wtedy on też będzie coś znaczył. A jeśli zostanie, to będzie tylko pił, bo tam nie ma żadnych innych perspektyw” – mówi o. Ziółek. Zaznacza, że rosyjska propaganda skupiona wokół przekazu o rosyjskim imperializmie zapewnia społeczeństwu poczucie wspólnoty i sensu życia. „Wszystko wokół brudne, na jakimś starym, rozklekotanym samochodzie przyklejona „zetka”, ale to jest poczucie robienia czegoś wielkiego. Propaganda umiejętnie to podpowiada i uzasadnia” – tłumaczy.
W innym fragmencie jezuita przywołuje tezy książki Kuby Benedyczaka „Oddział chorych na Rosję. Opowieść o Rosjanach czasów putinizmu”, dodając: „Jej teza jest taka, że Rosja, jako jeden z nielicznych krajów na świecie, ma dostęp do takiego ekskluzywnego narkotyku, jakim jest imperialność. Kiedy ci źle, kiedy wszystko się wali i ty sobie nie radzisz, to wciągasz grubą kreskę tego narkotyku i czujesz, że jesteś wielki. Gdy zaczęła się wojna, to Rosjanie natychmiast tę swoją kreskę wciągnęli i teraz są przekonani, że mogą wszystko wytrzymać: niestraszne im sankcje, widmo głodu ani żaden Zachód. Ważne, że inni znów się boją”.
Relacja o. Ziółka wynika z jego osobistych doświadczeń, ale ma bardzo ważny walor. Duchowny bowiem posługuje w dalekiej Rosji w parafii, której obszar jest większy niż Polska (ma więc kontakt z wieloma Rosjanami), a dodatkowo – mowa o regionie małych rosyjskich miejscowości, a nie elitarnych wielkich miast. Tu Rosja zupełnie nie przypomina Moskwy czy Petersburga. Na takim obszarze mieszka większość Rosjan i tacy mieszkańcy przede wszystkim są dla Kremla cenni. Relacja jezuity jest bardzo ważna także dlatego, że wynika z kontaktu z tzw. zwykłymi Rosjanami, którzy żyją propagandowym przekazem, i dają się karmić wizją imperialnej Rosji, zagrożonej przez Zachód, ale i rzucającej ten Zachód na kolana. To właśnie zrozumienie tego sposobu spojrzenia na świat jest kluczowe, by ocenić gdzie znajduje się dziś Rosja. I jakie cele jest obecnie przyświecają.
Przytoczona powyżej relacja, ale i raporty ekspertów oraz ośrodków zajmujących się badaniem realiów rosyjskich są zbieżne – dziś Rosjanie są przesiąknięci ideą imperializmu, wrogością wobec Zachodu, przekonani, że Rosja jest i musi być wielka, musi się bronić, a Kreml ma słuszność podejmując działania przeciwko Ukrainie i Zachodowi. Dziś przekonywanie, że sytuację w rosyjskim społeczeństwie można oceniać przez pryzmat standardów świata zachodniego – to pułapka i absurd, który prowadzić może jedynie na manowce. Rosjanie stali się społeczeństwem barbarzyńskim, które coraz mocniej przypomina cywilizację Zachodu opartą na zupełnie innych wartościach. Ta różnica bazuje oczywiście także na tym, co wynika z relacji przytoczonej powyżej. Rosjanie chcą iść na wojnę, chcą mordować i ginąć, zarówno dla chwały i czci, ale także z powodu braku innych opcji. Na rosyjskiej prowincji młodych ludzi czeka alkoholizm, nuda lub bieda. Tam nie ma perspektyw, o czym świadczą choćby wydarzenia z pierwszej fazy wojny. Wtedy rosyjscy żołnierze atakujący Ukrainę wywozili stamtąd nawet wanny, umywalki i sprzęt z toalet. Bowiem w rosyjskich wioskach często nie ma takiego wyposażenia. Na wojnę nadal Rosjanom opłaca się iść.
Dzisiejsza rosyjska rzeczywistość przepełniona jest biedą, brakiem perspektyw, ale także wiarą, że Rosja ma dziejową misję do spełnienia, a zagrożenia są dziś porównywalne z tymi z 1941 roku. Przeciętny Rosjanin karmiony propagandowymi przekazami wie, że nie należy zadawać pytań, trzeba ponosić wyrzeczenia i cierpieć dla ojczyzny, a także jednoczyć się wokół Kremla. Ten przekaz sączony od dziecka – pierwsze projekty propagandowe są prowadzone już w rosyjskich przedszkolach – sprawia, że Rosjanie dziś nie tylko nie buntują się wobec biedy i barbarzyństwa rosyjskiej wojny. Oni tę wojnę i władzę popierają. Ten typ kształtowania społeczeństwa rosyjskiego to jeden z aspektów, który pokazuje, że dziś nie ma co robić sobie nadziei na pokojowe zatrzymanie rosyjskiego imperializmu. Rosja jest w fazie rozpalania swoich wrogich zdolności, jest w fazie budowania społecznego poparcia dla agresywnych działań i operacji wymierzonych w kraje Zachodu. I ma stabilną bazę społecznego poparcia. To wszystko buduje obraz kraju realnie zagrażającego NATO przez najbliższe dekady. Próba ugłaskania Rosji i wynegocjowania pokojowego współistnienia to dziś niebezpieczna mrzonka.
Stanisław Żaryn
ZACHĘCAMY DO LEKTURY NASZEJ ANALIZY
-
RPO stawia tamę relatywizmowi rządu
Rzecznik Praw Obywatelskich w ostatnim wywiadzie jednoznacznie odciął się od promowanych przez stronę rządową tez dotyczących Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. „Stan prawny jest taki, jaki jest, i nie istnieją podstawy do tego, aby uznawać, że orzeczenia Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych nie istnieją” – mówił Marcin Wiącek w rozmowie z portalem Niezalezna.pl.
To bardzo ważne słowa w kontekście niepokojącej narracji rządu, który przekonuje, że ta Izba nie jest wiarygodna. Rządowe stanowisko niepokoi, bowiem może mieć związek z wiarygodnością wyborów. Słowa RPO wskazują, że nie widzi on podstaw faktycznych do wywołania chaosu ustrojowego na podstawie kwestionowania IKNiSP Sądu Najwyższego.
Wraz ze zbliżaniem się I tury wyborów rośnie ryzyko wystąpienia działań i decyzji, które mogą wytworzyć chaos i poważny kryzys ustrojowy. Niepokoje wytwarza rządowa komunikacja społeczna, która zawiera wątek relatywizowania działań Sądu Najwyższego. Gdy jest to wygodne dla Rządu kwestionuje on pozycję i legitymację Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, która – zgodnie z Ustawą – zatwierdza wybory w Polsce. Choć rząd uznał orzeczenia tej Izby w sprawie wyborów parlamentarnych z 2023 roku oraz wyborów z 2024 roku, obecnie kwestionuje prawo podjęcia decyzji ws. wyborów prezydenckich. Koalicja rządowa uznała nawet, że należy zmienić na szybko prawo, by inna Izba SN orzekła o ważności wyborów. Wszystko wskazuje na to, że rząd może – jeśli będzie to dla niego korzystne – kwestionować legalność orzeczeń Izby SN i nie uznać jej decyzji.
Rządowe tezy komentował w wywiadzie Rzecznik Praw Obywatelskich. W rozmowie z portalem Niezależna.pl Marcin Wiącek odniósł się do wielu prawnych aspektów polskiej rzeczywistości: Trybunału Konstytucyjnego, Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, a także sędziów, których orzeczenia są obecnie kwestionowane. W odpowiedzi na pytanie czy najbliższe wybory mogą być w Polsce zagrożone jasno odpowiada: „Konstytucja mówi o stwierdzeniu ważności wyborów przez Sąd Najwyższy, a ustawa precyzuje, że chodzi o Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. (…) Wybory się odbędą, Sąd Najwyższy orzeknie o ich ważności i to jest tyle, co mogę na ten moment powiedzieć”.
Jednocześnie Marcin Wiącek zwraca uwagę na bardzo ważny aspekt, uznania już i opublikowania w Dzienniku Ustaw uchwał o wyborach do PE i uzupełniających do Senatu. „Chciałbym zwrócić uwagę, że w grudniu ub.r. w Dzienniku Ustaw zostały opublikowane dwie uchwały Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych: uchwała stwierdzająca ważność wyborów do Parlamentu Europejskiego i uchwała stwierdzająca ważność wyborów uzupełniających do Senatu. Zostały one opublikowane i wywołały skutek prawny. I od tamtej pory, jeśli chodzi o stan prawny, nic się nie zmieniło. Wolno więc sądzić, że taka praktyka będzie kontynuowana” – wyjaśnia Rzecznik.
Wiącek przyznaje, że nie widzi żadnego merytorycznego uzasadnienia, by kwestionować Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN. „Stan prawny jest taki, jaki jest, i nie istnieją podstawy do tego, aby uznawać, że orzeczenia Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych nie istnieją. Powtórzę, że potwierdzeniem tej tezy jest fakt opublikowania w grudniu ubiegłego roku w Dzienniku Ustaw dwóch uchwał, o których wspomniałem” – tłumaczy Marcin Wiącek, RPO.
W świetle tez przedstawicieli Rządu RP oraz wydarzeń, takich jak unieważnienie I tury wyborów w Rumunii, słowa Rzecznika Praw Obywatelskich są bardzo ważne. Przypomnijmy jeszcze raz: „Nie istnieją podstawy do tego, aby uznawać, że orzeczenia Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych nie istniejące”.
Rzecznik Praw Obywatelskich zabrał głos w bardzo ważnej sprawie. Jego stanowisko wyrażone dziś może być kluczowe za kilka miesięcy. Warto przypomnieć, w jakich okoliczościach Marcin Wiącek został powołany na Rzecznika Praw Obywatelskich – zgłoszony został przez opozycję w 2021 roku, a wybrany ponad podziałami. Uzyskał poparcie zarówno opozycji jak i partii rządzącej. Jego stanowisko nie będzie więc łatwe do zbicia czy zbagatelizowania. Nie da się go zbyć przpisaniem Marcina Wiącka do tego czy innego obozu politycznego. Tym bardziej warto zapamiętać jego słowa. Obyśmy nie musieli do nich wracać…
Patrycja Bryt
W związku z zagrożeniami dla wyborów Fundacja Instytut Bezpieczeństwa Narodowego prowadzi projekt #OchronaWyborów. Zachęcamy do monitorowania naszych publikacji i komentarzy.
Wcześniej analizowaliśmy działania informacyjne rodzące zagrożenia dla bezpieczeństwa RP i wyborów:
-
Cyrylicą pisane. Niebezpieczna abdykacja państwa
Rosyjskie służby wywiadowcze, odpowiedzialne nie tylko za zbieranie informacji, ale również dezinformacje i destabilizowanie RP przy pomocy środków aktywnych, od wielu lat liczą na powstanie w Polsce silnego środowiska politycznego, które będzie dbało o interesy rosyjskie. Moskwa wspiera również te kręgi, które jawnie lub ukrycie kolportują tezy wpisujące się w rosyjskie oddziaływanie propagandowe przeciwko Zachodowi. Niestety środowiska takie od lat rosną w siłę. A dziś, w czasie kampanii wyborczej, zyskują możliwości promocji. Będzie to rzutowało na bezpieczeństwo narodowe, w tym bezpieczeństwo informacyjne RP.
W 2016 roku dzięki działaniom Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego udało się zatrzymać i postawić zarzuty Mateuszowi P. Materiał dowodowy wskazywał, że prowadzi on działalność na rzecz rosyjskiego i chińskiego wywiadu. Zgromadzone przez ABW materiały świadczyły o zaangażowaniu Mateusza P. w działania m.in. związane z dezinformacją i środkami aktywnymi, w tym przypadku m. in. politycznym wsparciem Rosji i jej agresji przeciwko Ukrainie. Jak wynika z ustaleń, był jednak jeszcze cel systemowy i długotrwały – Mateusz P. był liderem formacji politycznej, którą miał w planie wprowadzić do Sejmu. Rosjanie wyczuli we współpracy z nim okazję do promowania i budowania prorosyjskiego środowiska, które miało swoje polityczne cele. Mateusz P. nie był zresztą wyjątkiem, bowiem rosyjski wywiad w jego otoczeniu szukał również innych chętnych do kolaborowania. ABW namierzyła kolejną osobę powiązaną z tym właśnie środowiskiem. Janusz N. został zatrzymany w roku 2021. Materiał polskiego kontrwywiadu świadczył o jego zaangażowaniu i współpracy z rosyjskimi służbami. N. swoją działalność prowadził głównie na arenie międzynarodowej, w tym na forum Parlamentu Europejskiego. Organizował tam działania dezinformacyjne i polityczne wymierzone w Polskę oraz – przede wszystkim – Ukrainę. Jego aktywność należy rozpatrywać przez pryzmat budowy struktur oddziaływania politycznego na Unię Europejską oraz przygotowywanie propagandowe do pełnoskalowej wojny, jaką Rosja rozpętała kilka miesięcy po zatrzymaniu Janusza N. Działania N. były groźne również dlatego, że w ramach pracy na rzecz Rosjan stworzył on strukturę organizacyjną, ukrywając swoje działania pod płaszczykiem organizacji pozarządowej. Podobne historie w ostatnich latach można mnożyć – rosyjskie służby starały się budować w Polsce różne środowiska, które były wspierane i budowane przez rosyjski wywiad. To rodzaj systemowego oddziaływania, które dla Kremla było korzystne. Należy zakładać, że tych prób Rosja nie porzuci, a zagrożenia związane z takimi działaniami będą kontynuowane. Kreml bardzo liczy na powstanie w polskiej polityce jawnie prorosyjskiego środowiska.
Zagrożenia tworzy jednak również inna działalność – aktywność informacyjna środowisk prorosyjskich. Jest ona mniej uchwytna dla polskich służb, często bowiem jej źródłem nie są mechanizmy związane z działaniami rosyjskich czy białoruskich służb. Mogą wynikać z politycznego czy ideologicznego zauroczenia, przekonań, czy cynicznej kalkulacji biznesowej. Bez względu jednak na motywacje takie działania, z uwagi na oczywiste zagrożenia, są monitorowane przez polskie służby kontrwywiadowcze. Ich zadaniem jest badanie, czy aktywność propagandowa nie wkracza już w obszar przestępczy związany właśnie z działaniem na rzecz obcego wywiadu. Ale tu motywacje bywają różne. Jednak skutki zawsze są szkodliwe i groźne. Bowiem mają one swój wspólny mianownik – prowadzą do rozmywania prawdy o zagrożeniach ze strony Rosji, manipulują obrazem rzeczywistości lub w sposób jawny próbują zachęcać do realizowania agendy korzystnej dla Federacji Rosyjskiej. Analiza aktywności informacyjnej wskazanych środowisk często koresponduje z założeniami dotyczącymi bieżących potrzeb rosyjskiej propagandy. Służby specjalne Rosji, odpowiedzialne za walkę informacyjną przeciwko Zachodowi, nawet jeśli nie inspirują takich zachowań, chętnie z nich korzystają, by osiągać cele w swojej wojnie przeciwko Polsce. Środowiska prorosyjskie są więc dla Moskwy propagandowym prezentem. Rosja promuje je chętnie, a także nagłaśnia w swoich „mediach”, używając ich przedstawicieli do legitymizowania własnych kłamstw używanych przeciwko Polsce.
Kampania wyborcza zawsze daje duże możliwości promowania osób i środowisk prowadzących polityczną działalność. Od wielu lat w okresach kampanii słyszymy o prorosyjskich środowiskach politycznych, które szykują się do startu w wyborach, czy próbują założyć partię polityczną. Takie działania podejmują od dłuższego czasu ludzie związani ze środowiskiem Leszka Sykulskiego, który od lat prezentuje tezy wpisujące się w założenia rosyjskiej propagandy, czy też agresywne środowiska Kamratów, które kilka już razy próbowały założyć partię polityczną i jasno deklarowały chęć wprowadzenia swoich działaczy do parlamentu. Niestety również obecna kampania wyborcza stała się okazją do promowania osób, których oddziaływanie informacyjne jest korzystne dla Federacji Rosyjskiej. Do tej pory najjaskrawszym przykładem były wypowiedzi Macieja Maciaka, kandydata na Prezydenta RP, który wziął udział w debacie prezydenckiej organizowanej przez sztab Rafała Trzaskowskiego. Maciak w sposób jawny i jasny wypowiadał się w sposób korzystny dla Rosji, atakując także Polskę za jej politykę wobec Kremla. Od wielu lat Maciak prowadzi zresztą działania informacyjne korzystne dla Rosji i Białorusi, w tym występuje w programach tamtejszych „mediów”, które stale prowadzą ataki na Polskę. To działanie szkodliwe, a dzięki kampanii prowadzone z dużym rozmachem, z czego Moskwa może być bardzo zadowolona. Kandydatów, którzy budzą niepokój jest jednak więcej – to także Grzegorz Braun, czy Marcin Woch. Braun, budujący wokół siebie wizerunek buntownika, awanturnika i wywrotowca, wielokrotnie wypowiadał się w sposób powielający działania rosyjskiej propagandy przeciwko Polsce, a jego aktywność polityczna często prowadzona jest w sposób, który kompromituje nasz kraj oraz ważne dla polskich interesów postulaty. Braun jest osobą, która jest często wykorzystywana przez rosyjską propagandę do ośmieszania Polski, deprecjonowania Polski lub legitymizowania rosyjskich ataków na Zachód. Ostatni z tej trójki – Marcin Woch – jest oficjalnie popierany przez Związek Słowiański, niszową partię polityczną, która nie kryje się z prowadzeniem działalności politycznej korzystnej dla Rosji i Białorusi. Od wielu lat ugrupowanie próbowało promować polityków, startujących w wyborach na różnych szczeblach. Dziś popierany przez nie kandydat zyskuje możliwości promocji dzięki realiom kampanii wyborczej.
Sytuacja jest niepokojąca. Od lat widać presję polityczną środowisk prowadzących działalność polityczną i informacyjną sprzyjającą rosyjskim celom. Powoli budowane są w Polsce środowiska, które kolportują tezy i przekaz ułatwiający rosyjskie operacje dezinformacyjne przeciwko RP i Zachodowi. Ma to swoje bardzo poważne skutki – prowadzi do legitymizowania rosyjskich operacji przeciwko Zachodowi, infekuje debatę publiczną tezami tożsamymi z przekazem rosyjskich służb specjalnych oraz wprowadza zamęt wśród polskiego społeczeństwa poprzez manipulowanie obrazem sytuacji, w sposób korzystny dla Rosji. Takie działania prowadzą do budowy kolejnych przyczółków, które Rosjanie identyfikują jako środowiska przyjazne dla ich interesów, gdzie można prowadzić akcje werbunkowe, inspirować działania dezinformacyjne w interesie Kremla czy też zarzucać sieci kontaktów na bazie choćby wspólnoty ideologicznej. To sytuacja dla Rosjan bardzo korzystna, a dla Polski zagrożenie. Dziś poważniejsze, z uwagi na kampanię wyborczą, która prowadzi do promocji wszystkich kandydatów. Propaganda rosyjska ma jeszcze inne korzyści – środowiska w Polsce zupełnie marginalne będą wykorzystywane przez Rosję jako dowód, że „nawet rusofobiczna Polska” (jak nas prezentuje Rosja) skręca dziś w stronę „racjonalizmu” i szuka możliwości porozumienia z Kremlem. Promocja środowisk prorosyjskich daje Rosji nowe możliwość manipulowania i rozgrywania Zachodu, w tym nas. Niestety Polska nie daje dziś sobie rady z tymi zjawiskami, a rząd zupełnie abdykował w tej sprawie. Jest nawet jeszcze gorzej. Istnieje ryzyko, że start jawnie prorosyjskich kandydatów może być przez obecny rząd oceniany pozytywnie. Z jednej strony może dać w przyszłości pretekst, by podważyć wiarygodność wyborów, a może i unieważnić, jeśli pójdą nie po myśli władz. Z drugiej strony – jawnie prorosyjska linia narracyjna skupia na sobie uwagę, co daje możliwość ukrycia się środowisk, które podejmują działania korzystne dla rosyjskich interesów, ale w sposób skryty i zawoalowany. Obecność kandydatów, których tezy szokują, może być dla obecnych władz korzystna. Trzeba tu tylko przyjąć pokrętną, szkodliwą dla Polski, logikę…
Stanisław Żaryn
Materiał został przygotowany w ramach projektu #OchronaWyborów.
Wcześniej analizowaliśmy działania informacyjne rodzące zagrożenia dla bezpieczeństwa RP i wyborów:
-
Koalicja dla Niemiec, migracyjny problem dla Polski
Według niemieckich mediów do końca tego tygodnia mają zakończyć się rozmowy CDU/CSU i SPD dotyczące umowy koalicyjnej. Jak na razie brak konkretów na temat tego, co już ustalono. Wiadomo jednak, że rozmowy cały czas się toczą i nie są łatwe. W prasie pojawiają się zarzuty wobec przyszłego kanclerza F. Merza, że milczy i nie komunikuje opinii publicznej, na jakim etapie znajdują się rozmowy. Z drugiej strony w jego środowisku politycznym pojawiają się krytyczne głosy mówiące o tym, że jest zbyt uległy wobec partnerów z SPD. Sytuacja stała się jeszcze bardziej nerwowa, gdy ogłoszono wyniki ostatniego sondażu, w którym notowania CDU zrównały się z notowaniami AFD.
Przy wielu niewiadomych pewne jest to, że jednym z kluczowych tematów omawianych przy negocjacyjnym stole jest kwestia odsyłania migrantów do krajów sąsiadujących z Niemcami, w tym do Polski. Punkt ten został wpisany do dokumentu, który powstał w wyniku pierwszych uzgodnień między CDU/CSU i SPD już na początku marca tego roku i stanowi podłoże do trwających negocjacji. „We współpracy z naszymi europejskimi sąsiadami, będziemy prowadzić odesłania na naszych wspólnych granicach (…). Chcemy podjąć wszelkie prawne środki w celu ograniczenia nielegalnej migracji” – napisano w dokumencie, na bazie którego wykuwa się przyszła umowa koalicyjna.
W ubiegłym tygodniu na ten temat wypowiedział się w mediach zaangażowany w negocjacje koalicyjne polityk CDU Thorsten Frei. Stwierdził on, że w rozmowach dotyczących przyszłej koalicji rządzącej CDU/CSU i SPD zgodziły się na odsyłanie osób ubiegających się o azyl na granicach Niemiec. Należy to robić „we współpracy” z krajami sąsiadującymi, ale – jak zaznaczył – Niemcy nie mogą uzależnić się od sąsiadów. Lider CDU Friedrich Merz nie wyklucza samodzielnego działania Niemiec w tej sprawie. Jak relacjonował Frei, Merz widzi poparcie dla niemieckich planów „ze strony Polski, Austrii i Francji”. Frei zaznaczył także, że kraje sąsiednie mają „znacznie bardziej restrykcyjną politykę migracyjną niż Niemcy” i z perspektywy tych krajów „Niemcy, ze swoimi licznymi czynnikami przyciągającymi, są magnesem w centrum Europy”. Dlatego – zdaniem cytowanego polityka CDU – czymś pozytywnym jest to, że Niemcy podążają w tym samym kierunku co inni Europejczycy. „Mamy w Niemczech około 240 000 osób, które są prawnie zobowiązane do opuszczenia kraju. I potrzebujemy dla nich rozwiązania” – zapowiedział Thorsten Frei.
Inny polityk CDU Christoph de Vries, po tym jak opublikowano wyniki sondażu, w którym AfD zrównała się z CDU, zażądał wyciągnięcia z tego wniosków dla toczących się negocjacji i doprowadzenia do rzeczywistego „przełomu migracyjnego”.
O tym, jak wiele emocji wywołuje w Niemczech temat migracji i jak szybko Niemcy chcą pozbyć się ze swojego terytorium nadmiaru przybyszów poprzez odsyłanie ich do państw sąsiednich, świadczy również list otwarty młodzieżówki CDU skierowany do kierownictwa partii. To także wyraz niezadowolenia z dotychczasowych wyników rozmów. „Podczas kampanii wyborczej wysyłaliśmy ludziom jasne komunikaty. Jeśli nic z tego nie zostanie wdrożone, będziemy postrzegani jako kłamcy” – piszą młodzi działacze w liście opublikowanym przez dziennik Bild.
Młodzi chadecy stawiają swoim liderom konkretne żądania, wśród których na pierwszym miejscu znalazło się żądanie „migracyjnego przełomu”. „Obiecane odesłania na granicy muszą nastąpić” – apelują. W liście podkreślono, że bez zawarcia w umowie koalicyjnej wskazanych w liście punktów, CDU nie będzie uczestniczyła w rządzeniu.
Podsumowując, nie ulega wątpliwości, że wynik negocjacji koalicyjnych w Niemczech będzie miał realny wpływ na bezpieczeństwo Polski. Medialne doniesienia potwierdzają, że przyszły rząd RFN priorytetowo będzie traktował sprawę kryzysu migracyjnego, zaś odpowiedzialnością za swoją zbyt liberalną politykę w tym zakresie będzie próbował przerzucić na kraje ościenne. To będzie skutkowało w oczywisty sposób na Polskę i nasze bezpieczeństwo. Rosnące poparcie dla antyimigranckich ugrupowań takich jak AFD skłoni przyszłych koalicjantów, w obawie przed utratą wyborców, do jeszcze bardziej zdecydowanych działań słuzących rozwiązaniu nabrzmiałego problemu nadmiarowej liczby migrantów w Niemczech. I wszysko wskazuje na to, że stanie się to kosztem państw sąsiednich.
Marcin Lidka
ŹRÓDŁA:
https://www.cdu.de/app/uploads/2025/03/Sondierungspapier-CDU-CSU-SPD.pdf
-
Komisją w bezpieczeństwo Polski
Wciąż głośno o Komisji ds. Pegazusa, która od miesięcy działa w warunkach stwierdzonego deliktu konstytucyjnego. Jej prace wywołują emocje i skupiają uwagę opinii publicznej, jednocześnie wciąż wyrządzając szkody w systemie bezpieczeństwa RP. Kontynuowanie tej aktywności jest dowodem przedkładania politycznych zysków ponad interesy RP. Powołanie i działalność Komisji powinny przejść do historii jako symbol podeptania krytycznie ważnych dla państwa interesów. Komisja uderza w bezpieczeństwo naszej Ojczyzny.
Przypomnijmy – w interesie wąskiego grona osób publicznych, które – jak dziś wiemy – zostały za zgodą sądów objęte legalnymi działaniami z zakresu kontroli operacyjnej, rozpętano w Polsce nagonkę na polskie służby specjalne i poprzedni rząd. W imię obrony wskazanej grupy osób publicznych powiązanych z obecną władzą doprowadzono do złamania tajemnic państwowych i wywleczono szczegóły pracy operacyjnej na światło publiczne. Żadnej inny kraj NATO nie poszedł w tę stronę, choć większość z nich stosuje te same albo analogiczne narzędzia pracy operacyjnej.
W Polsce, w imię interesu wąskiej grupy osób powiązanych z obecną władzą, doprowadzono do realnych strat w systemie bezpieczeństwa państwa. Czym to będzie skutkowało?
Żaden kontrahent nie będzie chciał nawet rozmawiać z Polską o sprzedaży do Polski nowoczesnych środków kontroli operacyjnej skoro dziś debatuje się o takich szczegółach publicznie.
Żaden Szef Służby nie będzie zainteresowany używaniem nowoczesnych środków kontroli operacyjnej skoro może się spodziewać ciągania po prokuraturach, sądach i komisjach śledczych w przyszłości.
Żaden funkcjonariusz nie będzie chciał się wychylać i prowadzić ofensywnie spraw przeciwko osobom publicznym i politykom skoro dziś widzi, jak tropi się, zatrzymuje i doprowadza siłowo byłych funkcjonariuszy, a nawet byłych szefów służb na przesłuchania.
Skutki działania władz w tej sprawie są oczywiste – na lata osłabiono potencjał polskich służb specjalnych działających na rzecz bezpieczeństwa Polski i Polaków. Nie tego, czy innego ugrupowania, nie tego czy innego polityka. Polski!
Będziemy te straty odrabiać bardzo długo. Cieszyć się z tego mogą tylko nasi wrogowie i ci, którzy na niemocy polskich służb zamierzają korzystać.
Stanisław Żaryn

Instytut Bezpieczeństwa Narodowego
Numer KRS: 0001117730
NIP: 1182288207
REGON: 52923234700000
Adres: Aleja Zjednoczenia 50/U1
01-801 Warszawa
e-mail: kontakt@fibn.pl