• Pochopne wnioski, poważny błąd

    Dzięki ostatnim wizytom Szefa BBN oraz Szefa MSWiA na granicy z Białorusią opinia publiczna mogła poznać fragment zmodernizowanej bariery granicznej, którą chwalą się ostatnio rządzący. Widać, że na konstrukcji dodano dwie poprzeczne belki, uzupełniono je od polskiej strony pasem concentriny, a samo obelkowanie ma również ostre kolce, które stanowią dodatkowe zabezpieczenie. Rząd przekonuje od dłuższego czasu, że modernizacja ma być kluczem do uszczelnienia granicy. W oficjalnych przekazach najważniejszym problemem obecnie jest kwestia rozginania pionowych przęseł, co umożliwia przejście na polską stronę. Rządzący przekonują, że poprzeczne belki rozwiążą ten problem.

    Rzeczywiście, wygląd nowej konstrukcji sugeruje, że trudniej będzie rozginać pionowe przęsła bariery. Ale myli się ten, kto już otwiera korki od szampana i zapowiada stabilizację. Od początku było jasne, że mamy do czynienia z przeciwnikiem, który analizuje nasze działania, zmienia własną taktykę i szuka luk w zabezpieczeniach. Jeśli my zmieniliśmy coś w barierze, to na pewno nie możemy spocząć na laurach. Pewne jest, że przeciwnik zmieni sposób działania i dalej będzie destabilizował naszą granicę. Szlak migracyjny przez granicę Polski z Białorusią nie ma charakteru naturalnego. Operacja hybrydowa przeciwko Polsce jest prowadzona w interesie i na rzecz Rosji. A zatem będziemy dalej atakowani. Nasze zabezpieczenia na granicy nie powstrzymają tego.

    Pojawia się wręcz pytanie, czy zabezpieczając barierę przed jedną taktyką nie ułatwimy działań przy pomocy innych narzędzi i metod (o szczegółach nie należy pisać publicznie). Paradoksalnie bariera zabezpieczona przed jedną metodą – rozginaniem przęseł – może być łatwiejsza do pokonania przy pomocy innego sposobu. A na pewno służby rosyjskie i białoruskie będą takich sposobów szukać. Jest to oczywiste i należy to zakładać. Konstrukcja wzmocniona w jeden sposób, może był słabsza pod innym względem.

    Kluczowe pytanie obecnie brzmi, czy w Straży Granicznej oraz MSWiA przeprowadzono odpowiednie analizy i symulacje, dotyczące tego, jak wzmocniona bariera będzie funkcjonować. Czy ujawniono zagrożenia związane z nowymi pomysłami autorów operacji hybrydowej przeciwko Polsce? Czy oszacowano ryzyka związane z możliwymi scenariuszami? Na jakiej podstawie podjęto decyzje o zastosowaniu rozwiązań, które w reakcji mogą rodzić nowe sposoby działania? Należy mieć nadzieję, że takie analizy miały miejsce, bowiem decyzje o uzupełnieniu zapory ataków na Polskę nie zakończą. Ataki będą, ale być może inne. Dodatkowe zagrożenia budzi fakt, iż wzmacnianie zapory może przekierować uwagę na inne kierunki graniczne, które mogą być również wyzwaniem dla Polski. Nawet większym. Czy ktoś to oceniał?

    Niestety obecnie rządzący mają łatwość do prezentowania optymizmu i wyciągania bezpodstawnych przedwczesnych wniosków. Gdy wprowadzono tzw. strefę buforową rząd rozpoczął kampanię przekonywania, że to był klucz do bezpiecznej, stabilnej granicy. Rząd i koalicja prezentowały hasła wskazujące na przełom na pograniczu. Po kilku tygodniach nic z tego nie zostało, a rządzący musieli przenieść dużo większe siły wojskowe i policyjne na wschód Polski. Z promowanej przez dłuższy czas teorii niewiele zostało, co pokazuje nieodpowiedzialność tez koalicji rządzącej w Polsce, ale też budzi wątpliwości dotyczące profesjonalizmu w działaniach zabezpieczających granicę RP z Białorusią. Sprawa strefy buforowej pokazuje, że rządzący uprawiają bezpodstawną propagandę sukcesu. To odbija się na bezpieczeństwie.

    Sytuacja na naszej granicy pozostaje bardzo trudna. Statystyki Straży Granicznej pokazują, że wrzesień 2024 roku był bardziej wymagający niż wrzesień w 2023 i 2022 roku razem wzięte. Pokazują to również dane FRONTEXu, które wskazują na 192 procentowy wzrost popularności szlaku migracyjnego właśnie przez Białoruś na Zachód. Polska musi skutecznie bronić swojej granicy. Pudrowanie rzeczywistości, czy działania pochopne tego nie gwarantują. Raczej utrudniają.

    Stanisław Żaryn

  • Krok do europejskiej cenzury?

    Niemiecka Federalna Agencja Sieci dopuściła pierwszego zaufanego sygnalistę, który ma wspomóc walkę z tzw. mową nienawiści, fake newsami czy propagandą terrorystyczną w internecie. Została nim prywatna fundacja, która prowadzi platformę do zgłaszania nielegalnych treści. Część niemieckich środowisk politycznych i medialnych bije na alarm, że rządowa agencja, na której czele stoi były polityk partii Zielonych Klaus Müller, w ten właśnie sposób ogranicza wolność słowa i wprowadza cenzurę.

    1 października br. Federalna Agencja ds. Sieci Elektrycznych, Gazowych, Telekomunikacyjnych, Pocztowych i Kolejowych (Bundesnetzagentur) poinformowała o certyfikowaniu pierwszego zaufanego sygnalisty (Trasted Flagger) – została nim młodzieżowa fundacja z Badenii-Wirtembergii prowadząca internetowy punkt zgłoszeniowy „REspect!”. W kolejce do rozpatrzennia czeka kolejne 11 wniosków innych podmiotów ubiegających się o ten status. 

    Swój krok niemiecki urząd tłumaczy koniecznością wypełnienia unijnych zobowiązań służących zwalczaniu nielegalnych treści w internecie, tj, rozporządzania Digital Services Act, które przewiduje funkcjonowanie zaufanych podmiotów sygnalizujących.

    Organizacje ze statusem „Trasted Flagger” mają dysponować szczególną wiedzą i doświadczeniem w rozpoznawaniu i zgłaszaniu treści niezgodnych z prawem, a platformy internetowe są „prawnie zobowiązane do priorytetowego traktowania takich zgłoszeń i niezwłocznego działania, na przykład poprzez usunięcie wskazanych treści” – wskazuje Federalna Agencja Sieci. Organizacje „Trasted Flagger” mają być również niezależne – i właśnie braku spełnienia tego warunku przez certyfikowaną fundację wydaje się dotyczyć większość krytycznych głosów kierowanych w stronę Federalnej Agencji Sieci. 

    Część niemieckojęzycznych mediów ostro zaprotestowała przeciwko decyzji Federalnej Agencji Sieci, wskazując na konkretne zagrożenia z nią związane. Według krytyków rząd federalny właśnie dopuścił do tego, że jakiś prywatny podmiot według własnego uznania będzie decydował o tym, które treści są zakazane i będzie mógł wykorzystywać uzyskaną pozycję w kontaktach z dostawcami serwisów internetowych. Ich zdaniem jest to sprzeczne z niemiecką konstytucją i funkcjonowaniem państwa prawa. Tylko sądy mają prawo decydować o tym, co jest zakazane i podlega karze, a co nie – wskazują. Zauważają również, że wszelkie podejrzane treści powinny być zgłaszane na policję, a nie do prywatnych osób lub podmiotów.

    Szef Federalnej Agencji Sieci to nie jedyny polityk partii Zielonych, który pojawia się w kontekście walki niemieckiego rządu z nielegalnymi treściami w internecie. Fundacja, która właśnie została przez niego certyfikowana jako zaufany sygnalista, jest finansowana m.in. z pieniędzy ministerstwa rodziny, na którego czele stoi również polityk partii Zielonych. Dodatkowo premierem Badenii-Wirtembergii, gdzie działa certyfikowana przez Federalną Agencję ds. Sieci fundacja, także jest polityk parii Zielonych – Winfried Kretschmann. Łatwo więc przewidzieć, jak będą traktowane przypadki „mowy nienawiści” czy „dezinformacji” wymierzone na przykład w polityków tej partii – zauważają dziennikarze.

    „Instytut zielonej cenzury” – tak decyzję Federalnej Agencji Sieci podsumował wiceprzewodniczący Bundestagu i prawnik Wolfgang Kubicki z FDP na portalu X.

    Przy okazji toczącej się w Niemczech dyskusji warto zwrócić uwagę na kilka aspektów. Po pierwsze, zawsze duże wątpliwości i powody do obaw rodzą sytuacje, gdy prywatne podmioty lub osoby mają zastępować lub wyręczać instytucje państwowe w ich zadaniach i kompetencjach. Tym bardziej jeśli dotyczy to tak kardynalnych i delikatnych kwestii jak bezpieczeństwo czy wolność słowa.

    Po drugie, prywatne podmioty działające na innych zasadach, często o niejasnych powiązaniach i sposobach finansowania, z reguły nie cieszą się takim zaufaniem obywateli co urzędy państwowe. Owszem, takie podmioty powinny wspomagać państwo w walce z nielegalnymi treściami, ale nie występować w jego imieniu w kontaktach np. z dostawcami serwisów społecznościowych. Kierują się one bowiem inną logiką działania niż instytucje państwowe i bardzo często jest tak, że – w mniejszym lub większym stopniu – nastawione są, a z pewnością bardziej wyczulone, na interesy tych środowisk, które je finansują. Dlaczego? Głównie dlatego, że od ich promotorów i mecenasów zależy ich istnienie. 

    Ale abstrahując od niemieckiego podwórka politycznego – unijne przepisy dotyczące zwalczania nielegalnych treści w internecie dotyczą wszystkich członków UE, niewykluczone więc, że podobne pomysły zawitają również do Polski. I pod płaszczykiem „zwalczania nielegalnych treści” w internecie również w naszym kraju dojdzie do wskazania podmiotów nierządowych, które będą „wspierały” te procesy. Będzie to prowadziło do poważnych zagrożeń dla wolności wypowiedzi i wolności słowa.

    awa

    Źródła:

    https://www.bundesnetzagentur.de/SharedDocs/Pressemitteilungen/DE/2024/20240927_DSC_TrustedFlagger.html

    https://eur-lex.europa.eu/legal-content/PL/TXT/?uri=CELEX%3A32022R2065

    https://meldestelle-respect.de/#team

    https://www.welt.de/kultur/plus253879132/Meldestelle-der-Bundesnetzagentur-Die-nette-neue-Zensurbehoerde.html

    https://www.nzz.ch/der-andere-blick/bundesnetzagentur-respect-meldestellen-gefaehrden-die-meinungsfreiheit-ld.1851972

    https://www.handelsblatt.com/politik/deutschland/digitale-dienste-gesetz-gruene-zensuranstalt-streit-um-meldestelle-fuer-hass-im-netz/100077846.html

    https://taz.de/Welt-diffamiert-Behoerde/!6042017/https://www.swr.de/swrkultur/leben-und-gesellschaft/meldestelle-respect-wird-bundesweit-erster-trusted-flagger-bundesnetzagentur-hate-speech-hassrede-100.html

  • W uścisku potężnej luki…

    W czasach rządów Platformy Obywatelskiej w Polsce odnotowywano ogromną lukę w dochodach z VAT. W poszczególnych latach rządów PO-PSL oscylowała ona wokół sumy 40 mld złotych rocznie. Wielu ekonomistów alarmowało w tej sprawie przez lata, ale rządzący nie wykazywali się w żaden sposób determinacją, by lukę uszczelnić. Co więcej, pojawiały się sygnały, że jest ona przez rządzących tolerowana.

    „O problemie wyłudzania VAT-u Ministerstwo Finansów było informowane od wielu lat, a w roku 2012 przedsiębiorcy i funkcjonariusze mówili już o tym problemie bardzo głośno. O jego skali najlepiej mówią liczby – w 2012 roku niezapłacony przez mafie VAT-owskie podatek był szacowany na 16,5 mld złotych, w roku 2015 było to już 46 mld, a w 2016 r. 65 mld. Wyłudzenia VAT stały się przestępstwem powszechnym” – mówił w 2017 roku przewodniczący Związku Zawodowego Celnicy PL Sławomir Siwy. Wielokrotnie wskazywał on, że rządzący byli głusi na alarmy ze środowiska celników.

    Sytuacja zmieniła się, gdy w roku 2016 przyjęty został opracowany przez nowy rząd pakiet paliwowy. Nowy gabinet przyjął wtedy szereg zmian prawnych, które sprawiły, że luka VAT od 2017 roku radykalnie zmalała. Władze również podjęły działania praktyczne ograniczające działalność mafii VATowskich, jak choćby uruchomiły kontrole transportów z paliwem, które trafiały do Polski. Dzięki przepisom i nowej praktyce do budżetu państwa zaczęły spływać dodatkowe środki. W czasie rządów PiS udało się podwoić wpływy dochodowe państwa. Między innymi dlatego, że rząd przestał tolerować fakt, że środki VAT do budżetu nie wpływały. W tym przypadku potrzebna była wola polityczna, ale też efektywne działania służb i prokuratury, które z większą determinacją zaczęły tropić przestępstwa VATowskie. Bez zmian legislacyjnych, uszczelnienia prawa i nowej praktyki, nie udałoby się dokonać tej rewolucji.

    Historia zmian z lat 2016-2017 i walka z mafiami VAT wskazuje, że skuteczne uszczelnianie systemu zależy między innymi od woli politycznej oraz systemowych decyzji władz, które muszą widzieć w tych zadaniach priorytety. W czasie rządów PO-PSL tej determinacji nie było.

    Niestety ostatnie pismo Związków Zawodowych Krajowej Administracji Skarbowej sugeruje, że możemy mieć do czynienia z powtórką zgubnej dla budżetu państwa polityki. W swoim piśmie do Premiera Donalda Tuska Związkowcy piszą bowiem o decyzjach Szefa KAS, które będą bardzo szkodliwe i kosztowne dla budżetu państwa. „Podejmowane przez Szefa KAS decyzje, w naszej ocenie, przyczyniają się do spadku dyscypliny podatkowej, znacznego zwiększenia przestępczości podatkowej, a co za tym idzie spadku dochodów podatkowych i pogłębiania się deficytu budżetowego. Według danych ministerstwa finansów, dostępnych przy projekcie ustawy budżetowej na 2025 r., do wykonania planu dochodów na 2024 rok zabraknie około 28 mld zł dochodów podatkowych” – czytamy w piśmie do Premiera. Związkowcy stawiają poważne zarzuty wskazując, że Szef KAS Marcin Łoboda ma podejmować decyzje „wpływające na wzrost przestępczości podatkowej, a co za tym idzie spadek wpływów do budżetu”.

    Sytuacja wydaje się bardzo niepokojąca, bowiem z innych źródeł wynika jednoznacznie, że Polska już mierzy się z kryzysem dochodów państwa. Jak pisały media, w roku 2024 do budżetu może nie trafić nawet 40 miliardów złotych zaplanowanych środków. Co więcej, już wiadomo, że w opracowanym przez rząd projekcie budżetu na 2025 rok mamy również widoczne załamanie się dochodów państwa. Przy zakładanym wzroście polskiego PKB rządzący zapisali mniejsze dochody o kilkadziesiąt miliardów złotych. W tej sytuacji sygnały o szkodliwych działaniach Szefa KAS należy oceniać jako brak kompetencji i efektywności KAS, albo… celową politykę. Czyżby zatem wracało stare, a Polska była znów w uścisku luki VAT? Byłoby to szalenie niebezpieczne, bowiem luka taka ogranicza możliwości budżetowe Polski, a to – również ze względu na niekorzystne zmiany bezpieczeństwa w Europie – będzie miało wpływ na przyszłości Polski oraz nasze bezpieczeństwo. Zgoda na lukę oznaczać więc będzie poważne zagrożenia.

    Stanisław Żaryn

  • Floryda w oku cyklonów

    Zarządzanie kryzysowe na Florydzie podczas huraganów Helena i Milton: Klucz do skutecznej ochrony społeczności lokalnej.

    Pobyt na Florydzie w czasie uderzenia dwóch potężnych huraganów, które nawiedziły ten Stan w ostatnich tygodniach, to okazja do analizy działań władz dotyczących zarządzania kryzysowego oraz sposobu funkcjonowania systemu ochrony ludności.

    Dla Florydy zagrożenie huraganowe to powtarzające się zjawisko. Stan położony jest bowiem w strefie subtropikalnej. Nasilające się w ostatnich dekadach zjawiska atmosferyczne stawiają przed władzami i mieszkańcami stanu wyjątkowe wyzwania, szczególnie w zakresie zarządzania kryzysowego. Huragany, jak Helena i Milton, stanowią test dla systemów ochrony ludności i gotowości na wypadek katastrof, które doskonali się tutaj od lat.

    Huragany: lekcje z przeszłości

    Huragany, które uderzały we Florydę w ostatnich latach, zmusiły lokalne władze do przemyślenia dotychczasowych procedur zarządzania kryzysowego. Choć w przeszłości przygotowania i ostrzeżenia dla mieszkańców były wydawane z odpowiednim wyprzedzeniem, siła żywiołu na ogół przerastała oczekiwania, a niektóre obszary były dotknięte poważnymi zniszczeniami. Po tych katastrofach władze lokalne i stanowe zdały sobie sprawę, że zarządzanie kryzysowe nie może ograniczać się jedynie do działań reaktywnych, lecz musi obejmować skuteczne, proaktywne formy zabezpieczenia. W wyniku analiz wprowadzono szereg kluczowych reform. Znaczące inwestycje skierowano na rozbudowę infrastruktury, usprawnienie systemów ostrzegania, a także poprawę współpracy między służbami ratunkowymi, lokalnymi władzami i społecznością. Szczególny nacisk położono na komunikację kryzysową – konieczność przekazywania dokładnych i szybkich informacji stała się priorytetem.

    Huragan Milton: nowoczesne podejście do zarządzania kryzysowego

    W czasie przygotowania do huraganu Milton, który obecnie zagraża Florydzie, ujawniło się, że skutecznie wdrożone procedury mogą chronić społeczność przed najgorszymi skutkami katastrofy. W odpowiedzi na zagrożenie, władze Florydy wdrożyły zaawansowane strategie zarządzania kryzysowego, oparte na doświadczeniach z przeszłości oraz nowoczesnych technologiach. Jednym z najważniejszych elementów przygotowań jest system wczesnego ostrzegania. Zaawansowane modele pogodowe pozwalają przewidzieć trajektorię i siłę huraganu z większą precyzją niż kiedykolwiek wcześniej. Dzięki temu mieszkańcy otrzymali ostrzeżenia na kilka dni przed spodziewanym uderzeniem, co umożliwiło im przygotowanie się na potencjalne niebezpieczeństwo. Ponadto władze lokalne i stanowe wdrożyły system ewakuacyjny, który skutecznie kieruje ludzi z zagrożonych rejonów na bezpieczne obszary.

    Skuteczność służb ratunkowych i współpraca między agencjami

    Jednym z imponujących aspektów zarządzania kryzysowego na Florydzie podczas huraganu Milton jest koordynacja działań służb ratunkowych. Dzięki wcześniejszym szkoleniom oraz programom modernizacji, zespoły reagowania kryzysowego działają w sposób niezwykle skoordynowany. Straż pożarna, policja, służby medyczne i ratownictwo wodne są w pełnej gotowości do reagowania na incydenty związane z huraganem.

    Dużą rolę w tym procesie odgrywa również współpraca z agencjami federalnymi, takimi jak Federalna Agencja Zarządzania Kryzysowego (FEMA). FEMA, wraz z lokalnymi władzami, zapewnia niezbędne zasoby i koordynuje logistykę pomocy, dzięki czemu procesy ratunkowe i ewakuacyjne przebiegają sprawnie.

    Komunikacja medialna i jej rola w informowaniu społeczności

    Nie można pominąć roli mediów i komunikacji w zarządzaniu kryzysowym. W czasach huraganu Milton zauważalna jest skuteczna koordynacja informacji między rządem, agencjami rządowymi, mediami tradycyjnymi i społecznościowymi. Stacje telewizyjne i radiowe, portale informacyjne, a także aplikacje na smartfony dostarczają regularnych aktualizacji na temat sytuacji meteorologicznej, planów ewakuacyjnych, miejsc schronienia i działań ratunkowych.

    Komunikaty są jasne, zwięzłe i przekazywane wielokrotnie, aby dotrzeć do jak największej liczby mieszkańców, również tych najbardziej narażonych. Przykładem takiego podejścia jest współpraca z lokalnymi liderami społecznymi, którzy pomagają w dotarciu do osób starszych, niepełnosprawnych lub słabiej zinformatyzowanych.

    Wnioski na przyszłość dla Polski

    Huragan Milton, mimo swojego niszczycielskiego potencjału, stanowi dowód na to, że skuteczne zarządzanie kryzysowe może ograniczyć skutki katastrof naturalnych i zapewnić ochronę dla milionów mieszkańców. Floryda, będąc jednym z najbardziej narażonych stanów, udowadnia, że przy odpowiednim przygotowaniu, współpracy i edukacji społecznej, można stawić czoła nawet najbardziej ekstremalnym wyzwaniom.

    Te doświadczenia pokazują, jak istotne jest, aby zarządzanie kryzysowe w naszym kraju opierało się na nowoczesnych technologiach, ścisłej współpracy służb oraz efektywnej komunikacji. Władze rządowe i samorządowe powinny wyciągnąć wnioski z ostatniej powodzi i wprowadzić reformy, które znacząco poprawią bezpieczeństwo mieszkańców.

    Ostatnia klęska żywiołowa w Polsce pokazała że RCB, choć pełni ważną rolę w systemie zarządzania kryzysowego, nie posiada wystarczającej pozycji. Brak autonomii i odpowiednich zasobów sprawia, że instytucja ta jest zbyt słaba, by skutecznie interweniować i koordynować działania na szeroką skalę w obliczu kryzysu. Problem ten mógłby zostać rozwiązany poprzez przeniesienie RCB do struktur Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA), co umożliwiłoby lepszą współpracę ze służbami odpowiedzialnymi za zarządzanie kryzysowe, lub stworzenie osobnego Organu na wzór amerykańskiego FAME.

    Dariusz Nowak,
    Floryda 9 października 2024 r.



  • Szpieg, który łamie rządową narrację

    O historii Pawła Rubcowa vel Pablo Gonzalesa powiedziano w Polsce już sporo. Ale warto zwrócić uwagę na kontekst, który dotyczy bieżących sporów politycznych w naszym kraju. Działalność Rubcowa stoi bowiem w sprzeczności wobec fałszywej narracji, jaką przez kilka miesięcy próbował zaszczepić w Polsce obecny rząd.

    Gdy z Polski na Białoruś uciekł zdrajca Tomasz Szmydt polska debata publiczna została na chwile zdominowana przez tematykę dotyczącą zagrożeń szpiegostwem. Narracja szybko przeistoczyła się w rzucanie oskarżeń o to, z kim był bardziej powiązany Szmydt, a premier Donald Tuska przy pomocy tej historii próbował przypiąć łatkę partii agenturalnej oponentom politycznym z PiS. Polska polityka pogrążyła się w oskarżeniach, które – nota bene – Platforma Obywatelska kolportowała również w ostatnich latach, oskarżając poprzedni rząd o prowadzenie polityki korzystnej dla Kremla. Absurdalne teorie wróciły z nową mocą, gdy Szmydt uciekł na Białoruś.

    Reakcją na zdradę Szmydta była kampania oskarżeń i insynuacji, co przełożyło się również na decyzje formalne. Premier powołał Komisję badającą wpływy rosyjskie i białoruskie w Polsce. Na jej czele postawił Jarosława Stróżyka, obecnego Szefa SKW. Słowa premiera, które towarzyszyły powołaniu Komisji, rzutowały od początku na jej wiarygodność. Szef Rządu bowiem przesądzająco sugerował, że przedmiotem prac Komisji mają być przede wszystkim powiązania PiS z Rosją, a Komisja zająć się ma ich wskazaniem i udowodnieniem. Efekty pracy nie są znane, bowiem do dziś nie pojawił się żaden raport. Nie są również publicznie znane szczegóły dotyczące agendy, ani nawet eksperci zajmujący się tymi tematami. W związku ze słabym umocowaniem Komisji oraz brakiem informacji o ludziach, mających realny wpływ na prace Komisji, można mieć podejrzenia, że Komisja będzie realizowała naznaczoną politycznie linię działań.

    W tym kontekście historia Pawła Rubcowa miesza plany rządowej rozgrywki z oponentami. Okazuje się, że najważniejsza sprawa szpiegowska realizowana przez polski kontrwywiad w ostatnich latach dotyczy człowieka, który wymyka się podziałowi i ramom, które chce sprawie nadać rząd. Paweł Rubcow uderza w zero-jedynkową opowieść polityków rządzących i burzy wizję zagrożeń szpiegowskich, którą promuje obecna koalicja w ramach walki partyjnej. Rubcow był człowiekiem prezentującym typowe lewicowe, a nawet lewackie tezy. Prowadził on swoje działania informacyjne związane z promowaniem środowisk LGBT, atakował Polskę na rzekome łamanie praw mniejszości. W sposób przychylny dla środowisk liberalno-lewicowych odnosił się do tzw. protestów aborcyjnych, jakie wybuchły w Polsce kilka lat temu. Co więcej, wpisywał się w nagonkę na Polskę prowadzoną właśnie z pozycji liberalno-lewicowych. Promował insynuacje pod adresem Polski w związku z kryzysem przy naszej granicy z Białorusią. Angażował się w nagłaśnianie tez, które w poprzednich latach dla opozycji stanowiły paliwo polityczne w walce o władze. Paweł Rubcow był człowiekiem, który infiltrował środowiska lewicowo-liberalne. I infekował je tezami, co stanowiło realizację założeń rosyjskiej walki informacyjnej.

    Rubcow starał się docierać do różnych środowisk, co jest naturalne dla osób prowadzących działalność agenturalną. Jednak jego operacje inspiracyjno-dezinformacyjne dotyczyły przede wszystkim kręgów liberalnych i lewicowych oraz opierały się na szerzeniu haseł promowanych właśnie przez takie kręgi. To również z tych stron płynęły po jego zatrzymaniu głosy oburzenia i naciski na Rząd RP, by Rubcowa uwolnić.

    Debata o Rubcowie pokazuje aktywność rosyjskich służb wywiadowczych w środowiskach prezentujących stanowiska bliskie obecnej koalicji, a jego tezy były wielokrotnie takie same, jak tezy opozycji działającej przed 2022 rokiem w Polsce. Wbrew taktyce obecnego Rząd nie traktuję tej zbieżności, jako dowodu agenturalnych działań obecnej koalicji. To pokazuje raczej brak skrupułów politycznych oraz granic w walce partyjnej w Polsce. Ale też dowodzi, że Rosja do dziś stara się wpływać na debatę publiczną w Polsce i inspirować różne środowiska do działań polityczno-informacyjnych. Opinia publiczna w Polsce powinna z tego wyciągać wnioski. Również wtedy, gdy rządzący wrócą do używania kwestii zagrożeń wywiadowczych do bieżącej walki politycznej i partyjnej.

    Stanisław Żaryn



Instytut Bezpieczeństwa Narodowego

Numer KRS: 0001117730
NIP: 1182288207
REGON: 52923234700000
Adres: Aleja Zjednoczenia 50/U1
01-801 Warszawa

e-mail: kontakt@fibn.pl