„Czas ogłosić prawdziwy alert w służbach” – wezwał Pan Premier dziś mówiąc o zagrożeniach ze strony rosyjskich służb specjalnych, prowadzących od wielu lat agresywną wojnę wywiadowczą przeciwko Polsce. Pusty śmiech ogarniać musi każdego, kto wie co dziś – niestety – dzieje się w polskich służbach.

Najważniejsza polska służba – ABW – jest paraliżowana konfliktem wewnętrznym w kierownictwie. Od wielu miesięcy jeden z wiceszefów – Adam Ciszewski – ryje pod Szefem i sabotuje jego działania oraz rozkazy. Od rozpoczęcia kampanii wyborczej kolportuje przekaz sugerując, że za chwilę zajmie stanowisko Szefa Agencji, najpierw w związku z zakładaną przez niego wygraną R. Trzaskowskiego, a potem – jako skutek rekonstrukcji rządu. Ciszewski jest częścią ekipy K. Bondaryka, która walczy o wpływy z dominującą dziś grupą Siemoniaka i Kujawy. W ABW konflikt o wpływy jest tak silny, że realnie rzutuje na możliwości wypełniania przez Agencję obowiązków. Linia podziałów widoczna jest właściwie w każdej służbie, a patologiczne zjawisko walk frakcyjnych i wewnętrznych księstw jest tolerowany przez Premiera Donalda Tuska.
Czy sposób zarządzania ABW i służbami jest jedną z przyczyn zbyt opieszałych działań Agencji? Wiele na to wskazuje, skoro Premier dziś ogłasza „prawdziwy alert” w służbach. Wszystko przez to, że problem tarć i napięć wewnętrznych zbiega się z innymi patologiami, które wynikają wprost ze sposobu zarządzania służbami specjalnymi.
Przypomnę – już w 2023 roku polskie służby zdobyły dowody, że Rosja zaczyna wojnę asymetryczną przeciwko Polsce. Alert w polskich służbach powinien być stałym sposobem zarządzania tymi strukturami od początku istnienia rządu Tuska. W poprzednich latach polskie służby działały w stanie podwyższonej gotowości i alertu od połowy 2021 roku. Gdy politycy PO, z Donaldem Tuskiem na czele, sabotowali ochronę granicy RP z Białorusią, polskie służby opracowywały nowe sposoby walki z zagrożeniami związanymi z większą agresją Rosji i Białorusi. Alert w polskich służbach powinien być wprowadzony przez Premiera Tuska 13 grudnia, gdy wymienił on kierownictwo polskich służb specjalnych. Dziś jego słowa są kpiną! Widoczną szczególnie w zestawieniu z warunkami, w jakich polskie służby działają dziś – pracując często jak zwykłe urzędy.
Ale sprawa zarządzania służbami w Polsce jest dużo większym problemem. Wystarczy przypomnieć sobie, co dzieje się w zakresie stosowania przez polskie służby nowoczesnych środków kontroli operacyjnej. Rząd do dziś atakuje polskie służby za korzystanie z tzw. Pegazusa, choć sam przyznał, że działania te były prowadzone za zgodą sądów i w sposób zgodny z procedurami. Działania rządu w sposób oczywisty uderzają w skuteczność polskich służb, morale funkcjonariuszy i kierownictwo, które nie jest zainteresowane ofensywnym zwalczaniem zagrożeń, żeby się nie narażać. A dziś skuteczność służb specjalnych zależy w dużej mierze od możliwości szybkiego – natychmiastowego – korzystania z nowoczesnych technologii. Premier ogłosił właśnie sukces – polskie służby ustaliły, przywołując czeskie śledztwo i proces sądowy, że ponad rok temu Kolumbijczyk dokonał w Polsce dwóch aktów dywersji na zlecenie rosyjskiego wywiadu. Potrzeba było ponad roku oraz działań międzynarodowych, by takie ustalenia poczynić. To wygląda dramatycznie. Szczególnie, gdy wsłuchać się w słowa rzecznika Ministra Koordynatora Służb Specjalnych, który powiedział, że zatrzymany w Czechach Kolumbijczyk dokonał w Polsce dwóch aktów dywersji w przeciągu (!) tygodnia. Dlaczego w tym czasie nie został zidentyfikowany i zatrzymany, skoro polskie służby powinny w takich sprawach działać w trybie natychmiastowym? Sytuacja skrajnie niepokojąca. I dowód patologicznego działania służb kontrwywiadowczych. Polska jest trapiona aktami dywersji i pożarami, których nikt z polityków zarządzających służbami nie traktuje poważnie. To jakaś kpina, a nie sukces. Polskie służby przestały działać skutecznie i na czas.
Przykład, jaki rząd funduje służbom przy pomocy Komisji ds. Pegazusa, czy przy okazji nobilitacji i promowania postaci będących w przeszłości w kręgu zainteresowania służb, a także polityczne wytyczne i oczekiwania obciążają służby na tyle, że nie zajmują się one tym, czym absolutnie powinny. Niestety nie zmieniają się za to oczekiwania polskiego rządu. Dla ekipy D. Tuska nadal najważniejsze są rozliczenia, rewanżyzm i tropienie przeciwników politycznych za ich rzekome przewiny. Do dziś w służbach specjalnych wygrzebuje się nowe sprawy archiwalne w ramach przedłużających się audytów. Z nadzieją, że coś się znajdzie. A Premier zamiast zapowiedzieć ostrą wojnę z rosyjskim wywiadem i ogłosić jakiś krok odwetowy (nawet słowa o tym nie było) wykorzystał po raz kolejny insynuacje dot. rzekomej agenturalności do oczerniania oponentów politycznych. To komunikacja szkodliwa, która osłabia państwo a nie pomaga. A dodatkowo budzi pytania, polskie służby będą ostrzej walczyć z wrogimi wywiadami, czy ludźmi monitorującymi granicę Polski z Niemcami?
Sposób komunikacji ws. zatrzymanego Kolumbijczyka pokazuje nie tylko brak skuteczności w zabezpieczeniu Polski przed rosyjską wojną wywiadowczą, ale też sugeruje uzależnienie Polski od pomocy sojuszniczej w zakresie ustaleń. Gdy Premier ogłaszał, że hale przy Marywilskiej podpalono na zlecenie rosyjskiego wywiadu, powołał się na śledztwo litewskie. Dziś ABW w komunikacie przywołuje śledztwo czeskie ws. Kolumbijczyka, którego tam zatrzymano i osądzono. Czy to oznacza, że polskie służby przestały być wiodącymi służbami w naszym regionie w zakresie rozpoznania i zwalczania zagrożeń ze strony Rosji? Sytuacja byłaby bardzo niepokojąca. Również dlatego, że uzależnia to nas w ogromnym stopniu od sojuszników, których coraz częściej zrażamy do siebie – otrzymują oni dowody obniżenia wiarygodności i standardów bezpieczeństwa. Kontakty przedstawicieli polskich służb z naszymi sojusznikami powodują też wysłanie do naszych partnerów sygnałów konfrontacyjnych lub dowodów na zupełny brak profesjonalizmu (naprawdę nie można znaleźć eksperta od zwalczania terroryzmu, który wie, że Pakistan i Palestyna nie to samo?). Sytuacja jest więc szalenie niepokojąca – Polacy otrzymują sygnały, że służby nie są w stanie samodzielnie skutecznie zapobiegać i ścigać rosyjskich dywersantów i sabotażystów, a jednocześnie zrażamy do siebie sojuszników. To na czym ma bazować poczucie bezpieczeństwa naszych współobywateli?
Rządowa propaganda sukcesu to infantylny przekaz, który ma przykryć nieudolność rządu, ale i mieszać Polakom w głowach. Premier Donald Tusk przyzwyczaił już opinię publiczną, że budzi się po latach i ogłasza przełom, albo zauważa zagrożenia bagatelizowane przez niego od dłuższego czasu. W tym przypadku nie można jednak przymykać na to oczu. Sytuacja wygląda dramatycznie, bowiem dotyczy kwestii, która jest kluczowa dla bezpieczeństwa Polski i Polaków.
Rząd dokonał wielkiego spustoszenia w polskich służbach specjalnych. Na szczęście są w tych strukturach nadal ludzie, którym zależy, którzy wiedzą jak powinno się działać, i którzy – dziś często poddani presji czy represji – czekają na moment, by znów wzmacniać Polskę i zwalczać zagrożenia. Na tych ludzi trzeba postawić, by odbudować polskie służby specjalne i postawić politykę w tym obszarze na nogi. Największą wartością polskich służb specjalnych są właśnie ci, którzy chcą służyć Polsce i kierować się interesami RP. Wszyscy czekamy na moment, by właśnie takie osoby stanowiły trzon polskich służb specjalnych.
Stanisław Żaryn
Dodaj komentarz