-
Syndrom Hawański. Nowe ustalenia
„Jest bardzo prawdopodobne, że za tzw. syndromem hawańskim stoi zagraniczny sprawca” – wskazała na początku grudnia specjalna podkomisja Kongresu USA badająca tajemnicze zjawisko, które od lat budzi zainteresowanie struktur bezpieczeństwa na całym świecie. Nowy raport opublikowany przez USA nakazuje znów postawić pytanie, czy przeciwko dyplomatom na całym świecie zastosowano nowy rodzaj broni?
Sytuacja jest niepokojąca i elektryzująca. „Syndrom hawański” to zespół niewyjaśnionych do dziś dolegliwości, które po raz pierwszy odnotowano na Kubie w 2016 roku. Od tamtego czasu dyplomaci skarżyli się na zespół niewytłumaczalnych schorzeń – uporczywe bóle głowy, zawroty głowy, brak snu, problemy z koncentracją. Początkowo relacje dyplomatów i oficerów służb uznawano za przesadę, a dolegliwości za oznakę stresu czy infekcji, ale z czasem sytuację uznano za poważną. Pojawiły się podobne relacje z wielu miejsc na świecie, a dodatkowo pojawiły się przypadki doznania poważnych obrażeń (również zagrażających życiu) przy wystąpieniu podobnych objawów.
Od momentu pojawienia się pierwszych zgłoszeń dotyczących syndromu Hawańskiego, amerykańskie służby wywiadowcze podjęły intensywne działania, mające na celu zidentyfikowanie przyczyny tych dolegliwości. Początkowo skupiono się na hipotezie o ataku celowym, przeprowadzonym przez obce mocarstwo, najczęściej wskazując na Rosję. Amerykańskie agencje wywiadowcze przeprowadziły wieloletnie śledztwo, analizując dane medyczne, śledząc ruchy podejrzanych osób, a także badając potencjalne urządzenia, które mogłyby być wykorzystane do wywołania takich objawów. Po latach intensywnych badań, w 2023 roku, amerykańskie służby wywiadowcze opublikowały swoje wnioski. Wnioski zaskakujące dla wielu: agencje stwierdziły, że jest „bardzo mało prawdopodobne”, aby za syndromem Hawańskim stał wróg dysponujący tajną bronią. Chociaż nie wykluczono całkowicie możliwości ataku, to jednak nie znaleziono przekonujących dowodów na to, aby jakikolwiek przeciwnik Stanów Zjednoczonych posiadał technologię zdolną do wywołania takich objawów.
W związku z powyższymi wnioskami, uwagę zwrócono na inne potencjalne przyczyny syndromu. Wśród nich wymieniano:
- Czynniki środowiskowe: Zanieczyszczenia, promieniowanie, nowe substancje chemiczne.
- Choroby psychogenne: Stres, lęk, zaburzenia somatyzacyjne.
- Zespół wielu czynników: Połączenie czynników fizycznych, psychicznych i środowiskowych.
Wnioski amerykańskich służb wywiadowczych spotkały się z różnymi reakcjami. Część ekspertów i polityków podzieliła je, wskazując jednak na luki w prowadzonym śledztwie oraz na fakt, że niektóre dowody mogły zostać zignorowane. Z drugiej strony, część opinii publicznej wyraziła wątpliwości co do obiektywizmu tych wniosków, sugerując, że mogły one być zmanipulowane ze względów politycznych. Sytuacja była bardzo niejednoznaczna m.in. z uwagi na to, że syndrom hawański jest trudno uchwytny. Nie ma konkretnego schorzenia, ani testu, który ma go wykryć. Z drugiej strony, powtarzalność objawów oraz fakt, że takie relacje zanotowano w Chinach, Polsce, Kolumbii, Wietnamie, Austrii, Rosji i Stanach Zjednoczonych (dotykały dyplomatów, oficerów służb, rodzin), sugerowało, że mamy jednak do czynienia nie z naturalnym, ale wywołanym działaniem. Pierwotny raport nie zakończył dyskusji.
Sprawa wróciła w tym roku. Syndromem zajęła się ponownie specjalna Podkomisja Kongresu USA, a na początku grudnia 2024 roku wydała zupełnie inną od dotychczasowej ocenę. W raporcie czytamy, że „jest bardzo prawdopodobne, że za syndromem Hawańskim stoi zagraniczny sprawca”. Nowe stanowisko skrytykowało dotychczasowe działania podejmowane na rzecz wyjaśnienia sytuacji. Uznano, że służby ukrywały materiały, a Komisja Kongresu przyjęła nierzetelny raport. Kongres w tym roku uznał, że przy badaniu sprawy popełniono poważne błędy metodologiczne, w tym przyjęto zbyt wąskie kryteria, szukając konkretnych urządzeń lub substancji, które mogłyby być odpowiedzialne za objawy, informacje, które mogłyby wskazywać na celowy charakter ataków, mogły zostać zignorowane lub niedocenione, szukano na siłę wyjaśnień alternatywnych, badania poddane były presji politycznej.
Poza krytyką wskazano na nowe ustalenia. Badania, przeprowadzone przez niezależnych ekspertów oraz inne agencje rządowe, pozwoliły wskazać na:
– Korelacje czasowe i przestrzenne: ustalono, że występuje korelacja między występowaniem objawów a obecnością określonych osób lub grup w danym miejscu.
– Świadectwa świadków: wielu poszkodowanych opisywało podobne, niezwykłe doświadczenia, które trudno wytłumaczyć znanymi mechanizmami.
– Analiza sygnałów elektromagnetycznych: niektóre badania wskazały na obecność nietypowych sygnałów elektromagnetycznych w miejscach, gdzie występowały przypadki syndromu Hawańskiego.
Kongres podsumowując swój nowy raport wskazuje, że sytuacja wymaga dalszych badań i pogłębionych analiz, żeby w pełni zrozumieć, co się stało i w jaki sposób atakowano amerykańskich obywateli. Nowy Raport Kongresu więc sprawy nie kończy. A zaczyna nowy jej etap. Wydaje się, że obecnie należy pogłębić badania dotyczące aspektów technicznych, operacyjnych oraz medycznych, by w pełni zrozumieć, co się stało. Sytuacja jest kluczowa do oceny działań przeciwko dyplomatom USA.
Debata wraca na nowych zasadach. I w nowych okolicznościach. Rosyjska walka z Zachodem trwa i jest prowadzona właśnie przy użyciu niekonwencjonalnych metod podprogowych. Choć dziś wciąż brakuje ostatecznych dowodów, wydaje się, że za badanymi zjawiskami może stać plan rosyjskich służb specjalnych, które szukają możliwości ataków asymetrycznych i działań o charakterze terrorystycznym przeciwko państwom i obywatelom krajów Zachodu. Mamy więc do czynienia z palącą potrzebą dalszych badań i analiz sprawy syndromu hawańskiego. Jeśli to rosyjskie ataki, trzeba natychmiast poznać ich naturę, by przeciwdziałać.
Dariusz Nowak
Wiceprezes Fundacji Instytut Bezpieczeństwa Narodowego*Art. opracowany na podstawie raportu https://intelligence.house.gov/news/documentsingle.aspx?DocumentID=1486
-
Wojenne prądy na Bałtyku
Ostatnie wydarzenia wskazują, że Morze Bałtyckie stało się nową areną wojny hybrydowej Rosji przeciwko Zachodowi. Aktywność rosyjska przyspiesza, dziś już mamy do czynienia z sabotażem, agresywnymi rosyjskimi manewrami, prowokacjami wojskowymi. I nie jest to przypadek, ale zaplanowana ofensywna „gra” z użyciem środków aktywnych przeciwko państwom rejonu Morza Bałtyckiego.
Zdarzenia z początku grudnia wskazują, że sytuacja na Bałtyku stała się w ostatnim czasie bardzo napięta. Rosyjski okręt wojenny miał oddać strzały amunicją sygnałową w kierunku niemieckiego śmigłowca patrolowego w czasie misji nad Morzem Bałtyckim. O incydencie poinformowała szefowa niemieckiego MSZ podczas szczytu NATO w Brukseli. Minister spraw zagranicznych wskazała, że do zdarzenia doszło podczas misji patrolowej jednego ze śmigłowców Bundeswehry. Szefowa MSZ nie ujawniła szczegółów, ale zapowiedziała, że kontrole rurociągów i przewodów na Morzu Bałtyckim będą kontynuowane.
Utrzymanie aktywności patrolowej jest dziś koniecznością. Powodem są częstsze akcje sabotażowe, do których dochodzi na Bałtyku. Mieliśmy w ostatnim czasie szereg przypadków zniszczenia kabli i połączeń telekomunikacyjnych oraz prowokacyjnej aktywności rosyjskich okrętów. Wciąż dochodzi również do manipulowania systemami np. GPS.
Choć przypadki niszczenia infrastruktury podmorskiej zdarzały się już wcześniej (sabotaż i wysadzenie Nord Stream czy uszkodzenie połączeń między Finlandią i Estonią w 2023 roku), ale dziś natężenie takich incydentów wskazuje na przyspieszenie agresji hybrydowej. W samym listopadzie na Morzu Bałtyckim uszkodzono dwa kable światłowodowe. Jeden z nich łączy Szwecję z Litwą, a drugi Finlandię z Niemcami.
17 listopada doszło do uszkodzenia podmorskiego kabla telekomunikacyjnego, który biegnie na dnie Bałtyku między Litwą a Szwecją – poinformował szwedzki koncern Telia. Tego samego dnia fińska firma Cinia ogłosiła przerwanie podobnego kabla łączącego Helsinki z niemieckim Rostockiem. Po incydencie władze Finlandii i Niemiec poinformowały o wszczęciu śledztwa. „Trwa dogłębne dochodzenie w tej sprawie. Nasze europejskie bezpieczeństwo jest zagrożone nie tylko przez agresywną wojnę Rosji przeciwko Ukrainie, ale także przez wojnę hybrydową prowadzoną przez złośliwe podmioty. Ochrona naszej wspólnej infrastruktury krytycznej ma kluczowe znaczenie dla naszego bezpieczeństwa i odporności naszych społeczeństw” – podkreślono we wspólnym oświadczeniu.
Chaos i zagrożenia generuje również stałe zakłócanie sygnału GPS na Bałtyku. Do tego dochodzi notorycznie. Pod koniec października, Fińska Straż Przybrzeżna poinformowała o nowym, równie niebezpiecznym zjawisku – tj. fałszowaniu danych o lokalizacji statków wpływających do rosyjskich portów. Może mieć to związek z próbą uniknięcia sankcji.
Jak wynika z danych przedstawionych przez Finów, systematycznie przybywa zgłoszeń o zakłóceniach w pozycjonowaniu GPS i GNSS. W najbardziej skrajnych wypadkach Straż Przybrzeżna Finlandii musiała ostrzegać jednostki przed wpłynięciem na wyspy czy płyciznę. Fińskie władze, uważają, że za zakłóceniami nawigacji satelitarnej stoi Rosja.
Opisane zdarzenia wskazują jednoznacznie, że Bałtyk jest dziś regionem znacznie bardziej zagrożonym działaniami dywersyjnymi i sabotażem. Mamy do czynienia z przejawami agresji na Bałtyku. Takie zagrożenia były przewidywane przez polskie służby specjalne w czasie poprzednich rządów. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego ostrzegała przed takim scenariuszem naszych sojuszników z basenu Morza Bałtyckiego, a w kraju wdrożyła nowe procedury związane z zabezpieczeniem infrastruktury morskiej i podmorskiej RP. Dzięki temu udało się znacząco wzmocnić ochronę polskiej infrastruktury na Bałtyku. Oczywiście, wyzwania pozostają aktualne. O czym mówił niedawno Prezydent RP Andrzej Duda w czasie obchodów Święta Marynarki Wojennej w Gdyni. „Bałtyk staje się jedną z najważniejszych aren, na której toczy się wojna hybrydowa z agresywnie nastawioną Rosją” – podkreślał. Prezydent wskazał także bezpośrednio na akcje wymierzane w infrastrukturę państw bałtyckich: „Skuteczna obrona morskiej infrastruktury krytycznej wymaga udziału marynarki wojennej”. Bez wątpienia, Polska powinna traktować poważnie cel jakim jest wzmocnienie potencjału w tym zakresie. Choć przez lata uznawano, że dla Polski marynarka wojenna ma mniejsze znaczenie, dziś widać, że nie możemy sobie tego kierunku „odpuścić”. Dziś Polska musi chronić własną infrastrukturę, mieć możliwość przeciwdziałania rosyjskim zagrożeniom, a także potrafić zabezpieczać szlaki transportowe – na potrzeby dostaw energetycznych i wojskowego wsparcia sojuszniczego – dla RP i Ukrainy. To oznacza, że Marynarka Wojenna musi być szybko i skuteczne rozbudowywana.
W Polsce o znaczeniu Bałtyku mówi się zbyt mało. A tymczasem Rosja od wielu lat prowadzi właśnie na tych wodach niepokojące manewry wojskowe. W sierpniu 2023 roku przeprowadzone zostały pod kierownictwem naczelnego dowódcy Sił Morskich cykliczne ćwiczenia „Tarcza oceaniczna”, których celem była – według oficjalnego komunikatu – „weryfikacja zdolności floty wojennej do obrony interesów narodowych Rosji na ważnym operacyjnie obszarze”. W manewrach udział wzięło m.in. 30 okrętów i 30 statków powietrznych oraz ok. 6 tys. żołnierzy. Scenariusz tych ćwiczeń zakłada bardzo niekorzystne dla Polski działania na rzecz zablokowania morskich szlaków między Europą Środkową a wodami na Zachodzie Europy. W przypadku działań wojennych taka blokada miałaby na celu odcięcie Polski i in. krajów regionu od pomocy wojskowej. Zdolność niszczenia rosyjskiej floty oraz neutralizowania działań prowadzonych według scenariusza manewrów staje się krytycznie ważna.
Sytuacja na Bałtyku jest poważna, a może się jeszcze pogorszyć. Sytuacja w Syrii sprawia, że Rosjanie prawdopodobnie stracą możliwość utrzymania baz morskich w tym kraju. Istnieje realna groźba, że część jednostek zostanie przekierowana na Bałtyk, co jeszcze pogorszy sytuację naszego regionu. A już dziś, jak przekonuje w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” wiceadmirał Krzysztof Jaworski, dowódca Centrum Operacji Morskich, trwa na Bałtyku „wojna hybrydowa”. „Mamy akty terrorystyczne na kablach i rurach. (…) Ale mamy też zakłócenia sygnałów GSM i GPS. Prowadzona jest też wojna informacyjna, pojawia się wiele fake newsów.”
Rzeczywiście Bałtyk stał się ważnym elementem zapewnienia bezpieczeństwa nie tylko naszego kraju, ale także państw bałtyckich. Rosja doskonale zdaje sobie sprawę z ogromnego potencjału i znaczenia chociażby bałtyckich terminali przeładunkowych np. Baltic Hub, który tylko w 2023 roku odnotował wynik na poziomie 2,05 mln TEU, przyjął ponad 600 statków, w tym 105 oceanicznych na czele z największym na świecie kontenerowcem zasilanym skroplonym gazem ziemnym LNG. Działania rosyjskie na Bałtyku mogą więc destabilizować państwa regionu na wielu różnorodnych poziomach. Wszystko rodzi reale zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego RP.
Stanisław Żaryn/mr
ŻRÓDŁA:
https://www.pap.pl/aktualnosci/uszkodzenie-kabli-na-dnie-baltyku-niemcy-mowia-o-akcie-sabotazu
https://wgospodarce.pl/informacje/146656-groznie-na-baltyku-rosjanie-psuja-sygnal-gps-na-potege
-
Niebezpieczna polityka
Minister Koordynator Służb Specjalnych poinformował, że po audytach w służbach specjalnych skierowano do prokuratury 24 zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. Ogłoszenie tej informacji zbiega się w czasie z publicznie formułowanym przez Pana Premiera oczekiwaniem, żeby „przyspieszyć” rozliczanie poprzedniej władzy. Niestety do dziś rewanżyzm i szukanie „czegoś” na poprzedników jest głównym zmartwieniem i celem działania obecnego rządu. O zgrozo, dotyczy to także struktur bezpieczeństwa państwa. To budzi poważne zagrożenia.
Informacje docierające ze służb tworzą obraz struktur pogrążonych w marazmie, którymi nikt nie zarządza i nikt się nie interesuje. Obecnie nie ma gospodarza tego tematu, który realnie pracowałby ze służbami, stawiał im zadania i miał na nie jakąś koncepcję polityczną. Służby działają, mają swoje ustawowe obowiązki, ale to za mało, by państwo mogło wykorzystać ich potencjał i korzystać na ich aktywności. Niestety Premier Tusk i Minister Siemoniak nie są tym zainteresowani.
Rządzący traktują służby raczej jako instytucje, które można wykorzystać do atakowania poprzedników, tropienia polityków opozycji i rozgrywek wewnątrz koalicji, o czym mówił ostatnio nawet Marszałek Szymon Hołownia. Realna praca ze służbami się nie odbywa, a ich merytoryczna działalność nie jest priorytetem dla władz. Co więcej, z każdej służby docierają informacje o powrotach ludzi z głębokiej emerytury. Wracają do służby, a często i obejmują ważne stanowiska, ludzie będący na emeryturze dłużej niż 10 lat. Oni często chcą zwyczajnie poprawić sobie wysokość świadczeń emerytalnych. Ale niestety odbija się to na efektywności służb. Ludzie ci bowiem spowalniają pracę służb. A to w dzisiejszych warunkach samobójcze. Dodatkowo, w kierownictwie każdej służby jest obecnie przynajmniej jedna osoba skompromitowana, która nie powinna mieć nic wspólnego z zarządzaniem służbami w obecnych czasach. Fakt, że one są – i niszczą służby – też jest odpowiedzialnością Pana Ministra Siemoniaka i Premiera Tuska.
Służby specjalne dziś działają na wolniejszych obrotach – i nikomu to nie przeszkadza. Rząd tym obszarem się zwyczajnie nie interesuje i nie ma na niego pomysłu. Zamiast działań służb mamy sygnały o kolejnym wikłaniu ich w bieżącą politykę obozu rządzącego. Rząd RP wciąż skupia się na rewanżyzmie i rozgrzewa emocje radykalnych grup w elektoracie KO. W obecnej sytuacji w Europie i w obliczu coraz poważniejszych zagrożeń dla naszego regionu to taktyka szkodliwa. W wielu momentach w ostatnim roku rząd w wyniku swojej polityki prowadził do osłabienia bezpieczeństwa RP (nagonka na służby ws. Pegazusa, czy niestabilna postawa ws. granicy z BY).
Niestety kolejne wypowiedzi i przekazy rządzących świadczą, że tematyka służb specjalnych jest przez nich traktowana jako obszar walki partyjnej. Wykorzystują oni służby do uzasadniania własnych radykalnych działań i słów z poprzednich lat. W ten sposób prowadzą do demontażu ważnych zasobów państwa, które mogłyby działać na rzecz interesów RP. Taka polityka to dramatyczny błąd, który może skutkować poważnymi zagrożeniami.
Stanisław Żaryn
-
Ataki nietrafione, ale szkody realne
Rządzący od wielu miesięcy atakują poprzedni rząd za zmiany w strukturze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Premier, Minister Koordynator Tomasz Siemoniak, sprzyjające im media powtarzają jak mantrę ataki dotyczące zmian w zarządzaniu ABW. Manipulują przy tym opinią publiczną, mówiąc choćby o „likwidacji 10 Delegatur ABW”, „zniszczeniu kontrwywiadu”, czy działaniu na szkodę bezpieczeństwa RP poprzez rzekomy paraliż funkcjonowania największej służby specjalnej.
Tę sprawę analizował publicznie także szef rządowej komisji badającej wpływy Rosji i Białorusi Jarosław Stróżyk, uznając że jest ona dowodem na „rosyjskie i białoruskie wpływy w Polsce”. Po konferencji Stróżyka ataki na poprzedni Rząd zmieniły swoją naturę. Od tego momentu już mowa o działaniu pod wpływem rosyjskich i białoruskich służb specjalnych. Czyli obecny Rząd oskarżył poprzedników o to, że działając pod wpływem rosyjskich i białoruskich służb „sparaliżował ABW”. W tej historii wszystko jest kłamstwem.
Reforma ABW miała na celu zmianę sposobu zarządzania Agencją. Wzmocniono 5 Delegatur, a pozostałe zmieniono na Wydziały Zamiejscowe. Jednostki ABW pozostały wszędzie tam, gdzie działały wcześniej. Z żadnego miasta ABW się nie wyniosła, żadna jednostka nie została zlikwidowana. Zmieniono status niektórych jednostek, ale niczego nie likwidowano. Jeśli ktoś z zewnątrz zauważył różnice, to dotyczyły one zmian tabliczek na budynkach jednostek ABW.
Jest rzeczą trywialną ustalenie podstawowych faktów:
Czy po zmianach zwolniono wszystkich funkcjonariuszy Delegatur? Jeśli likwidacja, to cięcia wszystkich etatów…
Czy po zmianach sprzedano obiekty ABW, w których były zlokalizowane Delegatury, albo przekazano w zarząd innym podmiotom? Jeśli likwidacja, to po co trzymać puste budynki…
Czy po zmianach spadła czy wzrosła liczba funkcjonariuszy operacyjnych w terenie? Czy wzmocniony został Departament Kontrwywiadu czy osłabiony? Czy po zmianach doszło do wzmocnienia pionów operacyjnych?
Odpowiedź na te pytania, oczywiste w chwili badania sprawy, pokazałyby jednoznacznie prawdę – nie było likwidacji jednostek ABW, jednostki działały dalej, choć nazwy części Delegatur zmieniono na Wydziały zamiejscowe. Ciężar w tych jednostkach przeniesiono z działów administracyjnych i logistycznych na operacyjne. Wzmocniono dzięki temu działalność operacyjną, zwiększono liczbę funkcjonariuszy w terenie, rozbudowano sieci osobowych źródeł informacji. Zbudowano w 5 głównych Delegaturach centa logistyczne i administracyjne, odchudzając to w innych jednostkach.
Ustalenie tych faktów nie jest specjalnie trudne. Politycy zajmujący się dziś służbami, Komisja Pana Stróżyka, czy kierownictwo Służb rozumie zapewne, co stało się w ABW w 2017 roku. Oznacza to więc, że Ci ludzie świadomie manipulują opinią publiczną, wprowadzając w błąd Polaków. Robią to, ponieważ ten wątek postanowili włączyć do działań politycznych prowadzonych przeciwko oponentom. Obecny rząd próbuje od dawna przekonać opinię publiczną, że poprzedni rząd realizował rzekomo cele rosyjskie. Wątek dotyczący zmian w ABW, prezentowany w sposób zakłamany, pasuje do tej koncepcji.
Fakty jednak pokazują skalę kompromitacji tych tez. Odchudzenie biurokracji, wzmocnienie działań operacyjnych, w tym w następstwie wzmocnienie Departamentu Kontrwywiadu, przyspieszenie działań i uelastycznienie systemu zarządzania Agencją – to było celem zmian w strukturze ABW. A następne lata pokazały, że nowa struktura była efektywna i skuteczna w walce z najważniejszymi zagrożeniami dla Polski.
Absurdem, który kompromituje autorów, są sugestie, jakoby zmiany w Delegaturach oznaczały osłabienie działań kontrwywiadu. To właśnie dzięki zmianom udało się pozyskać nowych funkcjonariuszy do realizowania zadań kontrwywiadowczych. I każdy, kto służbami się zajmuje, powinien te sprawy rozróżniać. Każdy, kto analizuje działania ABW z lat 2016-2023 łatwo znajdzie dane świadczące o sukcesach polskiego kontrwywiadu – SKW i ABW. No chyba że woli manipulować dla celów politycznych.
Sytuacja jest kuriozalna. Rząd w zapalczywej walce partyjnej oskarża oponentów o działania na rzecz i pod wpływem Rosji, a jednocześnie zmiany, które są piętnowane umożliwiły ofensywne działania przeciwko rosyjskim i białoruskim służbom specjalnym. Jak to się ma łączyć? Sprawa jest absurdalna, ale niestety również groźna. W imię walki partyjnej już nie tylko sferę bezpieczeństwa, ale nawet kwestie działań polskiego kontrwywiadu zmieniono w polityczno-medialną pałkę na polityków. Szkody są oczywiste…
Stanisław Żaryn
-
Rosyjskie boty w natarciu
Rosja kontynuuje pełno-skalową wojnę przeciwko Ukrainie. Te działania mają znamiona ludobójstwa i są słusznie nazywane wojną totalną. Jednak nie chodzi tylko o to, że rosyjskie ataki są wymierzone we wszystkie możliwe cele, i wojskowe, i cywilne, a działania najeźdźców są skupione na zniszczeniu całego narodu. Ta wojna jest „totalna” także z uwagi na różnorodność metod wykorzystywanych przez najeźdźców.
Doświadczenia ukraińskie pokazują ogromny wzrost znaczenia walki informacyjnej dla prowadzonych działań wojennych. Ukraińskie służby wiele już razy informowały o zidentyfikowaniu i rozbiciu „farm” rosyjskich botów, które prowadziły zorganizowane kampanie informacyjne. Również w ten sposób Rosja prowadzi wojnę przeciwko Ukrainie. Wojna obejmuje działania militarne i pozamilitarne m.in. dezinformacyjne i propagandowe.
W listopadzie służby specjalne Ukrainy poinformowały o zatrzymaniu dwóch mieszkańców Winnicy, którzy posiadali sprzęt i dziesiątki tysięcy kart SIM lokalnych operatorów, które wykorzystywali, by codziennie rejestrować setki fałszywych kont w popularnych mediach społecznościowych, w tym tych zakazanych na Ukrainie. Takie konta w dalszym etapie były wykorzystywane do realizowania prorosyjskich scenariuszy, ale także prawdopodobnie były odsprzedawane przedstawicielom służb specjalnych Kremla.
Wcześniej, Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) namierzyła i zneutralizowała farmę botów w Kijowie, która współpracowała z firmami powiązanymi z Federacją Rosyjską. Dwaj mieszkańcy ukraińskiej stolicy stworzyli 3 tys. fałszywych kont, aby rozpowszechniać prorosyjskie treści w popularnych sieciach społecznościowych. Na celowniku cyberprzestępców znalazły się m.in. ministerstwa i departamenty, organy ścigania, komisariaty wojskowe czy Sąd Konstytucyjny Ukrainy. W sieci zajmowali się oni rozpowszechnianiem w socialmediach fałszywych materiałów fotograficznych i nagrań wideo, które miały na celu dyskredytowanie ukraińskich polityków oraz zakwestionowanie inicjatyw ustawodawczych.
Zatrzymani prowadzili swoją „działalność” wykorzystując w pełni profesjonalny sprzęt, który pozwalał na zmianę adresu IP przy tworzeniu każdego kolejnego konta, imitując za każdym razem rejestrację w sieci społecznościowej innego prawdziwego abonenta ukraińskich operatorów komórkowych. Jak poinformowały ukraińskie specsłużby, utworzone w ten sposób konta były wynajmowane m.in. przez rosyjskie firmy PR, które zajmowały się dystrybucją antyukraińskich treści.
Podobna sytuacja miała miejsce w czerwcu, kiedy to SBU ujawniła dwie farmy botów działające w obwodach dniepropetrowskim i żytomierskim. Cyberprzestępcy nie tylko rozpowszechniali rosyjską propagandę, ale także zajmowali się hakowaniem telefonów ukraińskich żołnierzy, aby potem zbierać poufne dane. Jeden z zatrzymanych zarejestrował prawie 15 tysięcy fikcyjnych kont w różnych sieciach społecznościowych i sprzedawał je rosyjskim służbom. Rosjanie wykorzystywali anonimowe konta farm botów do rozpowszechniania kremlowskich narracji, rzekomo w imieniu zwykłych obywateli Ukrainy.
To tylko kilka przykładów, skala rosyjskich działań jest ogromna. Rosja wytoczyła przeciwko Ukrainie potężną machinę propagandową, której nieodzownym elementem stały się „farmy” botów mające za zadanie nieustanne zalewanie mediów społecznościowych czy forów internetowych setkami tysięcy dezinformujących wpisów. Cele tych działań zostały już lata temu opisane w doktrynach wojennych Rosji oraz analizach dotyczących oddziaływania psychologicznego. O tym, jak duże znaczenie oddziaływanie psychologiczne ma dla sowieckich a teraz rosyjskich służb mówił choćby Jurij Bezmienow, sowiecki szpieg, który uciekł na Zachód w czasie zimnej wojny. „Zaledwie 15% czasu, pieniędzy i zasobów ludzkich przeznacza się do realizowania celów wywiadu. Pozostałe 85% służy nadzorowaniu powolnego procesu, który nazywamy dywersją ideologiczną, strategią małych kroków, działaniami aktywnymi lub wojną psychologiczną. (…) To potężny i bardzo powolny proces prania mózgów” – tłumaczył mediom. Dziś takie działania są elementem wojny przeciwko Ukrainie. Prowadzić mają do rozkładu społeczeństwa na Ukrainie i sparaliżowania możliwość podejmowania przez Ukrainę działań obronnych. Te same mechanizmy dotyczą również Zachodu, w tym Polski. Moskwa stara się bowiem nie tylko złamać opór Ukraińców, ale też zatrzymać pomoc z Zachodu. W związku z tym uderza również w relacje Polski z Ukrainą oraz deprecjonuje wizerunek RP wśród sojuszników, by z nami nie chcieli współpracować. Widać dziś wyraźnie, że komponent działań informacyjnych jest wykorzystywany przeciwko Ukrainie, Polsce i całej społeczności Zachodu, wobec której Rosja prowadzi działania agresywne.
Prowadzona i dziś operacja dyskredytacji Ukrainy niesie ze sobą realne zagrożenia. Prowadzona przez władze na Kremlu kampania zaczęła się na dobre już w 2013 roku, czyli na krótko przed pierwszym atakiem Rosji przeciwko Ukrainie w 2014 roku. To właśnie wtedy Rosja zaczęła kolportować insynuacje dotyczące władz w Kijowie i samych Ukraińców, pojawiły się hasła: „Ukraińcy to naziści”, „ukraińska armia i formacje ochotnicze wykazują się okrucieństwem”, „reformy na Ukrainie są skierowane przeciwko Rosjanom” czy „Ukraina wspiera terroryzm” i wiele innych. Kampania dehumanizowania Ukraińców, oczerniania władz, insynuacji dot. rzekomego ludobójstwa była prowadzona przez lata. A w 2022 roku właśnie ten przekaz dał Kremlowi podstawy do działań propagandowych, które miały wytłumaczyć światu przyczyny ataku na Ukrainę. Widać więc wyraźnie, że ten typ działań rosyjskich niesie ze sobą poważne zagrożenia. Wojna informacyjna może mieć swój cel militarny i może być przygotowaniem do ataku kinetycznego.
Doświadczenia i obserwacje dot. wojny Rosji przeciwko Ukrainie dowodzą, że w ostatnich latach wzrosła bardzo rola działań informacyjnych, propagandowych, dezinformacji w polityce agresji, którą stosuje Moskwa. To ważny sygnał dla całego NATO, w szczególności wschodniej flanki Sojuszu, która jest najmocniej zagrożona. Z tego należy wyciągać wnioski, rozwijając własne możliwości identyfikowania takich działań oraz skutecznego ich neutralizowania. Również Polska musi rozwijać potencjał działań w tym obszarze. Inaczej nie będziemy w stanie prowadzić polityki bezpieczeństwa w sposób skuteczny. Dziś rozmowa o bezpieczeństwie narodowym bez analizy działań i zagrożeń informacyjnych jest ułomna. Przykład z Ukrainy mówi o tym dobitnie.
Stanisław Żaryn/mr
Źródła:
https://cyberdefence24.pl/armia-i-sluzby/rozbito-farme-botow-sluzyla-rosji
https://cyberdefence24.pl/armia-i-sluzby/ukraina-padla-potezna-farma-botow
https://www.dobreprogramy.pl/rosyjskie-trolle-i-ich-farma-botow-sbu-urzadzila-skuteczne-polowanie,6812586599389920a https://www.stopfake.org/pl/wojna-informacyjna-rosji-przeciwko-ukrainie-w-latach-2014-2022/

Instytut Bezpieczeństwa Narodowego
Numer KRS: 0001117730
NIP: 1182288207
REGON: 52923234700000
Adres: Aleja Zjednoczenia 50/U1
01-801 Warszawa
e-mail: kontakt@fibn.pl