Nadchodzące miesiące mogą być czasem bardzo gorącym w polityce międzynarodowej, a rozwój wydarzeń i podejmowane na arenie międzynarodowej decyzje bezpośrednio przełożą się na sytuację bezpieczeństwa w naszym regionie. Mowa głównie o decyzjach dotyczących wojny Rosji przeciwko Ukrainie.
Przekazywanie władzy w Białym Domu, wybory w Niemczech, NATO pod przywództwem nowego sekretarza generalnego – to tylko niektóre zmienne w polityce międzynarodowej, które będą z pewnością bacznie obserwowane na Kremlu, także pod kątem wykorzystania ich do realizacji rosyjskich celów. Wojna tocząca się przeciwko Ukrainie mocno „uwiera” część zachodnich elit, które coraz silniej wywierają presję na władze w Kijowie by zasiąść z Rosją do rozmów „pokojowych”. Zachodni establishment liczący na rychły powrót do dawnych układów z Rosją coraz chętniej szykuje się do nowego rozdania, a także – co w kontekście europejskiej architektury bezpieczeństwa jest szczególnie niebezpieczne i lekkomyślne – snuje wizję zakończenia „geopolitycznego outsourcingu”. W praktyce może to oznaczać faktyczną rewizję stosunków Europa-USA oraz osłabienie współpracy krajów UE ze Stanami Zjednoczonymi. Rosja będzie wykorzystywała dostępne jej narzędzia, by ten proces stymulować i nakręcać. Bowiem proces byłby realizacją celów rosyjskich, o które od lat walczy Kreml. Dla Polski taka sytuacja byłaby szalenie niepokojąca, bowiem narazi to nas na poważniejsze działania hybrydowe ze strony Rosji, próbującej otwarcie wciągnąć Europę Środkową w swoją strefę wpływów. Już sam fakt zamrożenia frontu budzić powinien w naszym kraju spore wątpliwości. Wizja, że w ten sposób można w sposób trwały zaprowadzić pokój, jest nie tylko naiwna, ale wręcz niebezpieczna, w szczególności dla naszego regionu.

Nic nie wskazuje bowiem na to, by Federacja Rosyjska chciała zakończyć trwającą wojnę. Co więcej, coraz częściej pojawiają się głosy, że jest to wojna „obecnie” tocząca się przeciwko Ukrainie, ale nie możemy mieć pewności, że nie zostanie ona przeniesiona na kolejne kraje. Liczne indykatory wskazują, że Rosja poważnie szykuje się do scenariusza zarówno przedłużania działań wojennych na Ukrainie, jak i ewentualnego ataku na kolejne kraje, w tym członków Sojuszu Północnoatlantyckiego. Choć działania te nie muszą nigdy wykroczyć poza sferę przygotowań, zastraszania i wywierania presji psychologicznej, w żadnym razie nie można ich bagatelizować, zwłaszcza, że wraz z rozpoczęciem pełnoskalowej wojny na Ukrainie obserwujemy znaczący wzrost rosyjskiej agresji hybrydowej wymierzonej w Europę Środkową, a w szczególności w państwa bałtyckie i Polskę. Na co dzień doświadczamy stosowania przez Rosję inżynierii przymusowej migracji, ataków cybernetycznych, zakłócania sygnału GPS, naruszania natowskiej przestrzeni powietrznej, aktów sabotażu, dywersji, zastraszania i nieustannych wrogich działań w przestrzeni informacyjnej. Do tych czynników należy dodać skokowo rosnące wydatki wojskowe przewidziane na kolejne lata w rosyjskim budżecie, rozbudowę armii, modernizację arsenału nuklearnego, budowanie sojuszy z takimi państwami jak Iran, Chiny czy Korea Północna, czy mocną rozbudowę działań propagandowych skierowanych do młodego pokolenia. Indoktrynacja wojenna w Rosji rozpoczyna się obecnie już w wieku przedszkolnym.
Do opinii publicznej systematycznie docierają kolejne doniesienia potwierdzające, że Rosja szykuje się na długi marsz. Wskazują na to choćby ostatnio upublicznione wyniki zakrojonego na szeroką skalę międzynarodowego dziennikarskiego śledztwa dotyczącego funkcjonowania licznych rosyjskich baz wojskowych w pobliżu granic Polski i państw bałtyckich. Dziennikarze serwisu frontstory.pl we współpracy z mediami estońskimi i litewskimi zbadali rozmieszczenie baz zarówno na terytorium Federacji Rosyjskiej jak i na Białorusi oraz przeanalizowali ich zdolności wojskowe w kontekście potencjalnego wykorzystania baz przeciwko NATO. Kluczowe ustalenia nie pozostawiają wątpliwości, że choć część zasobów zostało przerzuconych na Ukrainę, część jednostek (zwłaszcza przy granicach Estonii) wygląda na opustoszałe lub znacznie okrojone, to w wielu punktach mamy do czynienia z gwałtowną rozbudową infrastruktury, zwiększaniem personelu, szkoleniem żołnierzy, modernizacją sprzętu i efektywnym odzyskiwaniem zasobów zniszczonych na Ukrainie.
Wśród zidentyfikowanych baz 24 wskazano jako kluczowe dla rosyjskiej armii. Jest wśród nich m.in. Ługa (120 km od estońskiej granicy, jedno z największych zapleczy i poligonów szkoleniowych rosyjskiej armii dysponujące 12 wyrzutniami Iskander o zasięgu 500 km), Psków (kilkadziesiąt kilometrów od granic Estonii i Łotwy, siedziba 2. Brygady Specnazu oraz 76. Dywizji Powietrznodesantowej, które miałyby zostać bezpośrednio użyte do przejęcia celów w przypadku bezpośredniego ataku na terytorium Estonii), baza w pobliżu Petrozawodzka nad jeziorem Onega (skąd startowałyby samoloty w przestrzeń powietrzną nad Bałtykiem w razie konfliktu z NATO), czy bazy leżące na terytorium Białorusi: Osipowicze (baza mająca być rozbudowywana od 2023 r., gdzie prawdopodobnie mogą być przechowywane głowice nuklearne do Iskanderów) czy Grodno (gdzie mają stacjonować najemnicy z Grupy Wagnera i skąd stacjonująca tam 6. Brygada Zmechanizowana dotarłaby do przesmyku Suwalskiego w jeden dzień).
Z punktu widzenia Polski szczególną wagę, zwłaszcza w świetle wzmożonej rosyjskiej działalności dywersyjnej wymierzonej w nasz kraj, mają ustalenia dotyczące rosyjskich baz w obwodzie królewieckim, obrazowo nazwanym „gniazdem sabotażu”. Jedna z nich mieści się w miejscowości Parusnoje, gdzie funkcjonować ma specjalna jednostka GRU mająca być odpowiedzialna za coraz częstsze akcje sabotażowe rosyjskiego wywiadu przeprowadzane w krajach wschodniej flanki NATO. Jak ustalili dziennikarze fronstory.pl, to tam szkoleni są sabotażyści mający dokonywać ataków na terytorium Polski. Ta grupa GRU uważana jest za jednostkę elitarną, a jednocześnie jedną z najbardziej niebezpiecznych rosyjskich jednostek operujących przy granicy z NATO. Szkolenia należących do niej komandosów ukierunkowane są m.in. na atakowanie infrastruktury krytycznej, a zwłaszcza portowej i podmorskiej. Co ciekawe, wg litewskich źródeł, wroga działalność dywersantów z jednostki w Parusnoje była odnotowywana na Litwie w strategicznym porcie w Kłajpedzie już w 2016 r.
Ustalenia dotyczące baz przy granicach NATO jasno pokazują, że Putin nie tylko może wykorzystać te zasoby w przyszłości przeciwko państwom Sojuszu, ale robi to już dziś, tu i teraz, do coraz intensywniejszych ataków hybrydowych, w tym operacji sabotażowych. Wyraźnie mówi o tym w rozmowie z estońskimi dziennikarzami generał Ben Hodges jednoznacznie stwierdzając, że Rosja już prowadzi z Zachodem wojnę, nawet jeśli sami tego nie chcemy przed sobą przyznać. Poprzez uszkadzanie podmorskiej infrastruktury krytycznej, cyberataki czy dywersję Rosja testuje nasze reakcje. Zdaniem Hodgesa w przypadku przegranej przez Ukrainę wojny, Rosja przejmie jej zasoby, żołnierzy oraz sprzęt i w ciągu kilku lat odbuduje własną armię. W świetle tych przewidywań zamrożenie wojny, zwłaszcza przy jednoczesnej uległości wobec rosyjskich żądań, zaakceptowaniu okupacji podbitych terytoriów, zniesieniu sankcji i wznowieniu relacji gospodarczych, Rosja wykorzysta na swoją korzyść i, nie porzucając imperialnych celów strategicznych, powróci silniejsza. W tym kontekście szczególnie niebezpieczny wydaje się scenariusz, w którym wzmocniona Rosja dokonuje dalszej eskalacji przeciwko Sojuszowi, co dotknęłoby prawdopodobnie terytorium państw bałtyckich, a może nawet Polski, a zdolności obronne Sojuszu są osłabione m. in. przez zredukowane zaangażowanie USA na naszym kontynencie.
Obraz sytuacji nie pozostawia więc wątpliwości, że rosyjski imperializm to nie jakieś mrzonki, ale realnie istniejące zagrożenie u naszych bram. Dlatego Polska musi wykorzystać najbliższe miesiące zarówno w kontaktach z nową amerykańską administracją, jak i partnerami europejskimi, do naświetlania naszych racji i forsowania naszych interesów, ukazując jednocześnie ryzyka i zagrożenia, którym świat zachodni musi umieć stawić czoła.
Stanisław Żaryn/mr
Dodaj komentarz