• Niebezpieczna polityka

    Minister Koordynator Służb Specjalnych poinformował, że po audytach w służbach specjalnych skierowano do prokuratury 24 zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. Ogłoszenie tej informacji zbiega się w czasie z publicznie formułowanym przez Pana Premiera oczekiwaniem, żeby „przyspieszyć” rozliczanie poprzedniej władzy. Niestety do dziś rewanżyzm i szukanie „czegoś” na poprzedników jest głównym zmartwieniem i celem działania obecnego rządu. O zgrozo, dotyczy to także struktur bezpieczeństwa państwa. To budzi poważne zagrożenia.

    Informacje docierające ze służb tworzą obraz struktur pogrążonych w marazmie, którymi nikt nie zarządza i nikt się nie interesuje. Obecnie nie ma gospodarza tego tematu, który realnie pracowałby ze służbami, stawiał im zadania i miał na nie jakąś koncepcję polityczną. Służby działają, mają swoje ustawowe obowiązki, ale to za mało, by państwo mogło wykorzystać ich potencjał i korzystać na ich aktywności. Niestety Premier Tusk i Minister Siemoniak nie są tym zainteresowani.

    Rządzący traktują służby raczej jako instytucje, które można wykorzystać do atakowania poprzedników, tropienia polityków opozycji i rozgrywek wewnątrz koalicji, o czym mówił ostatnio nawet Marszałek Szymon Hołownia. Realna praca ze służbami się nie odbywa, a ich merytoryczna działalność nie jest priorytetem dla władz. Co więcej, z każdej służby docierają informacje o powrotach ludzi z głębokiej emerytury. Wracają do służby, a często i obejmują ważne stanowiska, ludzie będący na emeryturze dłużej niż 10 lat. Oni często chcą zwyczajnie poprawić sobie wysokość świadczeń emerytalnych. Ale niestety odbija się to na efektywności służb. Ludzie ci bowiem spowalniają pracę służb. A to w dzisiejszych warunkach samobójcze. Dodatkowo, w kierownictwie każdej służby jest obecnie przynajmniej jedna osoba skompromitowana, która nie powinna mieć nic wspólnego z zarządzaniem służbami w obecnych czasach. Fakt, że one są – i niszczą służby – też jest odpowiedzialnością Pana Ministra Siemoniaka i Premiera Tuska.

    Służby specjalne dziś działają na wolniejszych obrotach – i nikomu to nie przeszkadza. Rząd tym obszarem się zwyczajnie nie interesuje i nie ma na niego pomysłu. Zamiast działań służb mamy sygnały o kolejnym wikłaniu ich w bieżącą politykę obozu rządzącego. Rząd RP wciąż skupia się na rewanżyzmie i rozgrzewa emocje radykalnych grup w elektoracie KO. W obecnej sytuacji w Europie i w obliczu coraz poważniejszych zagrożeń dla naszego regionu to taktyka szkodliwa. W wielu momentach w ostatnim roku rząd w wyniku swojej polityki prowadził do osłabienia bezpieczeństwa RP (nagonka na służby ws. Pegazusa, czy niestabilna postawa ws. granicy z BY).

    Niestety kolejne wypowiedzi i przekazy rządzących świadczą, że tematyka służb specjalnych jest przez nich traktowana jako obszar walki partyjnej. Wykorzystują oni służby do uzasadniania własnych radykalnych działań i słów z poprzednich lat. W ten sposób prowadzą do demontażu ważnych zasobów państwa, które mogłyby działać na rzecz interesów RP. Taka polityka to dramatyczny błąd, który może skutkować poważnymi zagrożeniami.

    Stanisław Żaryn

  • Ataki nietrafione, ale szkody realne

    Rządzący od wielu miesięcy atakują poprzedni rząd za zmiany w strukturze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Premier, Minister Koordynator Tomasz Siemoniak, sprzyjające im media powtarzają jak mantrę ataki dotyczące zmian w zarządzaniu ABW. Manipulują przy tym opinią publiczną, mówiąc choćby o „likwidacji 10 Delegatur ABW”, „zniszczeniu kontrwywiadu”, czy działaniu na szkodę bezpieczeństwa RP poprzez rzekomy paraliż funkcjonowania największej służby specjalnej.

    Tę sprawę analizował publicznie także szef rządowej komisji badającej wpływy Rosji i Białorusi Jarosław Stróżyk, uznając że jest ona dowodem na „rosyjskie i białoruskie wpływy w Polsce”. Po konferencji Stróżyka ataki na poprzedni Rząd zmieniły swoją naturę. Od tego momentu już mowa o działaniu pod wpływem rosyjskich i białoruskich służb specjalnych. Czyli obecny Rząd oskarżył poprzedników o to, że działając pod wpływem rosyjskich i białoruskich służb „sparaliżował ABW”. W tej historii wszystko jest kłamstwem.

    Reforma ABW miała na celu zmianę sposobu zarządzania Agencją. Wzmocniono 5 Delegatur, a pozostałe zmieniono na Wydziały Zamiejscowe. Jednostki ABW pozostały wszędzie tam, gdzie działały wcześniej. Z żadnego miasta ABW się nie wyniosła, żadna jednostka nie została zlikwidowana. Zmieniono status niektórych jednostek, ale niczego nie likwidowano. Jeśli ktoś z zewnątrz zauważył różnice, to dotyczyły one zmian tabliczek na budynkach jednostek ABW.

    Jest rzeczą trywialną ustalenie podstawowych faktów:

    Czy po zmianach zwolniono wszystkich funkcjonariuszy Delegatur? Jeśli likwidacja, to cięcia wszystkich etatów…

    Czy po zmianach sprzedano obiekty ABW, w których były zlokalizowane Delegatury, albo przekazano w zarząd innym podmiotom? Jeśli likwidacja, to po co trzymać puste budynki…

    Czy po zmianach spadła czy wzrosła liczba funkcjonariuszy operacyjnych w terenie? Czy wzmocniony został Departament Kontrwywiadu czy osłabiony? Czy po zmianach doszło do wzmocnienia pionów operacyjnych?

    Odpowiedź na te pytania, oczywiste w chwili badania sprawy, pokazałyby jednoznacznie prawdę – nie było likwidacji jednostek ABW, jednostki działały dalej, choć nazwy części Delegatur zmieniono na Wydziały zamiejscowe. Ciężar w tych jednostkach przeniesiono z działów administracyjnych i logistycznych na operacyjne. Wzmocniono dzięki temu działalność operacyjną, zwiększono liczbę funkcjonariuszy w terenie, rozbudowano sieci osobowych źródeł informacji. Zbudowano w 5 głównych Delegaturach centa logistyczne i administracyjne, odchudzając to w innych jednostkach.

    Ustalenie tych faktów nie jest specjalnie trudne. Politycy zajmujący się dziś służbami, Komisja Pana Stróżyka, czy kierownictwo Służb rozumie zapewne, co stało się w ABW w 2017 roku. Oznacza to więc, że Ci ludzie świadomie manipulują opinią publiczną, wprowadzając w błąd Polaków. Robią to, ponieważ ten wątek postanowili włączyć do działań politycznych prowadzonych przeciwko oponentom. Obecny rząd próbuje od dawna przekonać opinię publiczną, że poprzedni rząd realizował rzekomo cele rosyjskie. Wątek dotyczący zmian w ABW, prezentowany w sposób zakłamany, pasuje do tej koncepcji.

    Fakty jednak pokazują skalę kompromitacji tych tez. Odchudzenie biurokracji, wzmocnienie działań operacyjnych, w tym w następstwie wzmocnienie Departamentu Kontrwywiadu, przyspieszenie działań i uelastycznienie systemu zarządzania Agencją – to było celem zmian w strukturze ABW. A następne lata pokazały, że nowa struktura była efektywna i skuteczna w walce z najważniejszymi zagrożeniami dla Polski.

    Absurdem, który kompromituje autorów, są sugestie, jakoby zmiany w Delegaturach oznaczały osłabienie działań kontrwywiadu. To właśnie dzięki zmianom udało się pozyskać nowych funkcjonariuszy do realizowania zadań kontrwywiadowczych. I każdy, kto służbami się zajmuje, powinien te sprawy rozróżniać. Każdy, kto analizuje działania ABW z lat 2016-2023 łatwo znajdzie dane świadczące o sukcesach polskiego kontrwywiadu – SKW i ABW. No chyba że woli manipulować dla celów politycznych.

    Sytuacja jest kuriozalna. Rząd w zapalczywej walce partyjnej oskarża oponentów o działania na rzecz i pod wpływem Rosji, a jednocześnie zmiany, które są piętnowane umożliwiły ofensywne działania przeciwko rosyjskim i białoruskim służbom specjalnym. Jak to się ma łączyć? Sprawa jest absurdalna, ale niestety również groźna. W imię walki partyjnej już nie tylko sferę bezpieczeństwa, ale nawet kwestie działań polskiego kontrwywiadu zmieniono w polityczno-medialną pałkę na polityków. Szkody są oczywiste…

    Stanisław Żaryn

  • Rosyjskie boty w natarciu

    Rosja kontynuuje pełno-skalową wojnę przeciwko Ukrainie. Te działania mają znamiona ludobójstwa i są słusznie nazywane wojną totalną. Jednak nie chodzi tylko o to, że rosyjskie ataki są wymierzone we wszystkie możliwe cele, i wojskowe, i cywilne, a działania najeźdźców są skupione na zniszczeniu całego narodu. Ta wojna jest „totalna” także z uwagi na  różnorodność metod wykorzystywanych przez najeźdźców.

    Doświadczenia ukraińskie pokazują ogromny wzrost znaczenia walki informacyjnej dla prowadzonych działań wojennych. Ukraińskie służby wiele już razy informowały o zidentyfikowaniu i rozbiciu „farm” rosyjskich botów, które prowadziły zorganizowane kampanie informacyjne. Również w ten sposób Rosja prowadzi wojnę przeciwko Ukrainie. Wojna obejmuje działania militarne i pozamilitarne m.in. dezinformacyjne i propagandowe.

    W listopadzie służby specjalne Ukrainy poinformowały o zatrzymaniu dwóch mieszkańców Winnicy, którzy posiadali sprzęt i dziesiątki tysięcy kart SIM lokalnych operatorów, które wykorzystywali, by codziennie rejestrować setki fałszywych kont w popularnych mediach społecznościowych, w tym tych zakazanych na Ukrainie. Takie konta w dalszym etapie były wykorzystywane do realizowania prorosyjskich scenariuszy, ale także prawdopodobnie były odsprzedawane przedstawicielom służb specjalnych Kremla.

    Wcześniej, Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) namierzyła i zneutralizowała farmę botów w Kijowie, która współpracowała z firmami powiązanymi z Federacją Rosyjską. Dwaj mieszkańcy ukraińskiej stolicy stworzyli 3 tys. fałszywych kont, aby rozpowszechniać prorosyjskie treści w popularnych sieciach społecznościowych. Na celowniku cyberprzestępców znalazły się m.in. ministerstwa i departamenty, organy ścigania, komisariaty wojskowe czy Sąd Konstytucyjny Ukrainy. W sieci zajmowali się oni rozpowszechnianiem w socialmediach fałszywych materiałów fotograficznych i nagrań wideo, które miały na celu dyskredytowanie ukraińskich polityków oraz zakwestionowanie inicjatyw ustawodawczych.

    Zatrzymani prowadzili swoją „działalność” wykorzystując w pełni profesjonalny sprzęt, który pozwalał na zmianę adresu IP przy tworzeniu każdego kolejnego konta, imitując za każdym razem rejestrację w sieci społecznościowej innego prawdziwego abonenta ukraińskich operatorów komórkowych. Jak poinformowały ukraińskie specsłużby, utworzone w ten sposób konta były wynajmowane m.in. przez rosyjskie firmy PR, które zajmowały się dystrybucją antyukraińskich treści.

    Podobna sytuacja miała miejsce w czerwcu, kiedy to SBU ujawniła dwie farmy botów działające w obwodach dniepropetrowskim i żytomierskim. Cyberprzestępcy nie tylko rozpowszechniali rosyjską propagandę, ale także zajmowali się hakowaniem telefonów ukraińskich żołnierzy, aby potem zbierać poufne dane. Jeden z zatrzymanych zarejestrował prawie 15 tysięcy fikcyjnych kont w różnych sieciach społecznościowych i sprzedawał je rosyjskim służbom. Rosjanie wykorzystywali anonimowe konta farm botów do rozpowszechniania kremlowskich narracji, rzekomo w imieniu zwykłych obywateli Ukrainy.

    To tylko kilka przykładów, skala rosyjskich działań jest ogromna. Rosja wytoczyła przeciwko Ukrainie potężną machinę propagandową, której nieodzownym elementem stały się „farmy” botów mające za zadanie nieustanne zalewanie mediów społecznościowych czy forów internetowych setkami tysięcy dezinformujących wpisów. Cele tych działań zostały już lata temu opisane w doktrynach wojennych Rosji oraz analizach dotyczących oddziaływania psychologicznego. O tym, jak duże znaczenie oddziaływanie psychologiczne ma dla sowieckich a teraz rosyjskich służb mówił choćby Jurij Bezmienow, sowiecki szpieg, który uciekł na Zachód w czasie zimnej wojny. „Zaledwie 15% czasu, pieniędzy i zasobów ludzkich przeznacza się do realizowania celów wywiadu. Pozostałe 85% służy nadzorowaniu powolnego procesu, który nazywamy dywersją ideologiczną, strategią małych kroków, działaniami aktywnymi lub wojną psychologiczną. (…) To potężny i bardzo powolny proces prania mózgów” – tłumaczył mediom. Dziś takie działania są elementem wojny przeciwko Ukrainie. Prowadzić mają do rozkładu społeczeństwa na Ukrainie i sparaliżowania możliwość podejmowania przez Ukrainę działań obronnych. Te same mechanizmy dotyczą również Zachodu, w tym Polski. Moskwa stara się bowiem nie tylko złamać opór Ukraińców, ale też zatrzymać pomoc z Zachodu. W związku z tym uderza również w relacje Polski z Ukrainą oraz deprecjonuje wizerunek RP wśród sojuszników, by z nami nie chcieli współpracować. Widać dziś wyraźnie, że komponent działań informacyjnych jest wykorzystywany przeciwko Ukrainie, Polsce i całej społeczności Zachodu, wobec której Rosja prowadzi działania agresywne.

    Prowadzona i dziś operacja dyskredytacji Ukrainy niesie ze sobą realne zagrożenia. Prowadzona przez władze na Kremlu kampania zaczęła się na dobre już w 2013 roku, czyli na krótko przed pierwszym atakiem Rosji przeciwko Ukrainie w 2014 roku. To właśnie wtedy Rosja zaczęła kolportować insynuacje dotyczące władz w Kijowie i samych Ukraińców, pojawiły się hasła: „Ukraińcy to naziści”, „ukraińska armia i formacje ochotnicze wykazują się okrucieństwem”, „reformy na Ukrainie są skierowane przeciwko Rosjanom” czy „Ukraina wspiera terroryzm” i wiele innych. Kampania dehumanizowania Ukraińców, oczerniania władz, insynuacji dot. rzekomego ludobójstwa była prowadzona przez lata. A w 2022 roku właśnie ten przekaz dał Kremlowi podstawy do działań propagandowych, które miały wytłumaczyć światu przyczyny ataku na Ukrainę. Widać więc wyraźnie, że ten typ działań rosyjskich niesie ze sobą poważne zagrożenia. Wojna informacyjna może mieć swój cel militarny i może być przygotowaniem do ataku kinetycznego.

    Doświadczenia i obserwacje dot. wojny Rosji przeciwko Ukrainie dowodzą, że w ostatnich latach wzrosła bardzo rola działań informacyjnych, propagandowych, dezinformacji w polityce agresji, którą stosuje Moskwa. To ważny sygnał dla całego NATO, w szczególności wschodniej flanki Sojuszu, która jest najmocniej zagrożona. Z tego należy wyciągać wnioski, rozwijając własne możliwości identyfikowania takich działań oraz skutecznego ich neutralizowania. Również Polska musi rozwijać potencjał działań w tym obszarze. Inaczej nie będziemy w stanie prowadzić polityki bezpieczeństwa w sposób skuteczny. Dziś rozmowa o bezpieczeństwie narodowym bez analizy działań i zagrożeń informacyjnych jest ułomna. Przykład z Ukrainy mówi o tym dobitnie.

    Stanisław Żaryn/mr

    Źródła:

    https://www.pap.pl/aktualnosci/sluzba-bezpieczenstwa-ukrainy-ujawnilismy-farmy-botow-ktore-pomagaly-rosji-siac

    https://cyberdefence24.pl/armia-i-sluzby/rozbito-farme-botow-sluzyla-rosji

    https://cyberdefence24.pl/armia-i-sluzby/ukraina-padla-potezna-farma-botow

    https://www.dobreprogramy.pl/rosyjskie-trolle-i-ich-farma-botow-sbu-urzadzila-skuteczne-polowanie,6812586599389920a https://www.stopfake.org/pl/wojna-informacyjna-rosji-przeciwko-ukrainie-w-latach-2014-2022/

  • Coraz trudniej nie widzieć zagrożenia

    Nadchodzące miesiące mogą być czasem bardzo gorącym w polityce międzynarodowej, a rozwój wydarzeń i podejmowane na arenie międzynarodowej decyzje bezpośrednio przełożą się na sytuację bezpieczeństwa w naszym regionie. Mowa głównie o decyzjach dotyczących wojny Rosji przeciwko Ukrainie.

    Przekazywanie władzy w Białym Domu, wybory w Niemczech, NATO pod przywództwem nowego sekretarza generalnego – to tylko niektóre zmienne w polityce międzynarodowej, które będą z pewnością bacznie obserwowane na Kremlu, także pod kątem wykorzystania ich do realizacji rosyjskich celów. Wojna tocząca się przeciwko Ukrainie mocno „uwiera” część zachodnich elit, które coraz silniej wywierają presję na władze w Kijowie by zasiąść z Rosją do rozmów „pokojowych”. Zachodni establishment liczący na rychły powrót do dawnych układów z Rosją coraz chętniej szykuje się do nowego rozdania, a także – co w kontekście europejskiej architektury bezpieczeństwa jest szczególnie niebezpieczne i lekkomyślne – snuje wizję zakończenia „geopolitycznego outsourcingu”. W praktyce może to oznaczać faktyczną rewizję stosunków Europa-USA oraz osłabienie współpracy krajów UE ze Stanami Zjednoczonymi. Rosja będzie wykorzystywała dostępne jej narzędzia, by ten proces stymulować i nakręcać. Bowiem proces byłby realizacją celów rosyjskich, o które od lat walczy Kreml. Dla Polski taka sytuacja byłaby szalenie niepokojąca, bowiem narazi to nas na poważniejsze działania hybrydowe ze strony Rosji, próbującej otwarcie wciągnąć Europę Środkową w swoją strefę wpływów. Już sam fakt zamrożenia frontu budzić powinien w naszym kraju spore wątpliwości. Wizja, że w ten sposób można w sposób trwały zaprowadzić pokój, jest nie tylko naiwna, ale wręcz niebezpieczna, w szczególności dla naszego regionu.

    Nic nie wskazuje bowiem na to, by Federacja Rosyjska chciała zakończyć trwającą wojnę. Co więcej, coraz częściej pojawiają się głosy, że jest to wojna „obecnie” tocząca się przeciwko Ukrainie, ale nie możemy mieć pewności, że nie zostanie ona przeniesiona na kolejne kraje. Liczne indykatory wskazują, że Rosja poważnie szykuje się do scenariusza zarówno przedłużania działań wojennych na Ukrainie, jak i ewentualnego ataku na kolejne kraje, w tym członków Sojuszu Północnoatlantyckiego. Choć działania te nie muszą nigdy wykroczyć poza sferę przygotowań, zastraszania i wywierania presji psychologicznej, w żadnym razie nie można ich bagatelizować, zwłaszcza, że wraz z rozpoczęciem pełnoskalowej wojny na Ukrainie obserwujemy znaczący wzrost rosyjskiej agresji hybrydowej wymierzonej w Europę Środkową, a w szczególności w państwa bałtyckie i Polskę. Na co dzień doświadczamy stosowania przez Rosję inżynierii przymusowej migracji, ataków cybernetycznych, zakłócania sygnału GPS, naruszania natowskiej przestrzeni powietrznej, aktów sabotażu, dywersji, zastraszania i nieustannych wrogich działań w przestrzeni informacyjnej. Do tych czynników należy dodać skokowo rosnące wydatki wojskowe przewidziane na kolejne lata w rosyjskim budżecie, rozbudowę armii, modernizację arsenału nuklearnego, budowanie sojuszy z takimi państwami jak Iran, Chiny czy Korea Północna, czy mocną rozbudowę działań propagandowych skierowanych do młodego pokolenia. Indoktrynacja wojenna w Rosji rozpoczyna się obecnie już w wieku przedszkolnym.

    Do opinii publicznej systematycznie docierają kolejne doniesienia potwierdzające, że Rosja szykuje się na długi marsz. Wskazują na to choćby ostatnio upublicznione wyniki zakrojonego na szeroką skalę międzynarodowego dziennikarskiego śledztwa dotyczącego funkcjonowania licznych rosyjskich baz wojskowych w pobliżu granic Polski i państw bałtyckich. Dziennikarze serwisu frontstory.pl we współpracy z mediami estońskimi i litewskimi zbadali rozmieszczenie baz zarówno na terytorium Federacji Rosyjskiej jak i na Białorusi oraz przeanalizowali ich zdolności wojskowe w kontekście potencjalnego wykorzystania baz przeciwko NATO. Kluczowe ustalenia nie pozostawiają wątpliwości, że choć część zasobów zostało przerzuconych na Ukrainę, część jednostek (zwłaszcza przy granicach Estonii) wygląda na opustoszałe lub znacznie okrojone, to w wielu punktach mamy do czynienia z gwałtowną rozbudową infrastruktury, zwiększaniem personelu, szkoleniem żołnierzy, modernizacją sprzętu i efektywnym odzyskiwaniem zasobów zniszczonych na Ukrainie.

    Wśród zidentyfikowanych baz 24 wskazano jako kluczowe dla rosyjskiej armii. Jest wśród nich m.in. Ługa (120 km od estońskiej granicy, jedno z największych zapleczy i poligonów szkoleniowych rosyjskiej armii dysponujące 12 wyrzutniami Iskander o zasięgu 500 km), Psków (kilkadziesiąt kilometrów od granic Estonii i Łotwy, siedziba 2. Brygady Specnazu oraz 76. Dywizji Powietrznodesantowej, które miałyby zostać bezpośrednio użyte do przejęcia celów w przypadku bezpośredniego ataku na terytorium Estonii), baza w pobliżu Petrozawodzka nad jeziorem Onega (skąd startowałyby samoloty w przestrzeń powietrzną nad Bałtykiem w razie konfliktu z NATO), czy bazy leżące na terytorium Białorusi: Osipowicze (baza mająca być rozbudowywana od 2023 r., gdzie prawdopodobnie mogą być przechowywane głowice nuklearne do Iskanderów) czy Grodno (gdzie mają stacjonować najemnicy z Grupy Wagnera i skąd stacjonująca tam 6. Brygada Zmechanizowana dotarłaby do przesmyku Suwalskiego w jeden dzień).

    Z punktu widzenia Polski szczególną wagę, zwłaszcza w świetle wzmożonej rosyjskiej działalności dywersyjnej wymierzonej w nasz kraj, mają ustalenia dotyczące rosyjskich baz w obwodzie królewieckim, obrazowo nazwanym „gniazdem sabotażu”. Jedna z nich mieści się w miejscowości Parusnoje, gdzie funkcjonować ma specjalna jednostka GRU mająca być odpowiedzialna za coraz częstsze akcje sabotażowe rosyjskiego wywiadu przeprowadzane w krajach wschodniej flanki NATO. Jak ustalili dziennikarze fronstory.pl, to tam szkoleni są sabotażyści mający dokonywać ataków na terytorium Polski. Ta grupa GRU uważana jest za jednostkę elitarną, a jednocześnie jedną z najbardziej niebezpiecznych rosyjskich jednostek operujących przy granicy z NATO. Szkolenia należących do niej komandosów ukierunkowane są m.in. na atakowanie infrastruktury krytycznej, a zwłaszcza portowej i podmorskiej. Co ciekawe, wg litewskich źródeł, wroga działalność dywersantów z jednostki w Parusnoje była odnotowywana na Litwie w strategicznym porcie w Kłajpedzie już w 2016 r.

    Ustalenia dotyczące baz przy granicach NATO jasno pokazują, że Putin nie tylko może wykorzystać te zasoby w przyszłości przeciwko państwom Sojuszu, ale robi to już dziś, tu i teraz, do coraz intensywniejszych ataków hybrydowych, w tym operacji sabotażowych. Wyraźnie mówi o tym w rozmowie z estońskimi dziennikarzami generał Ben Hodges jednoznacznie stwierdzając, że Rosja już prowadzi z Zachodem wojnę, nawet jeśli sami tego nie chcemy przed sobą przyznać. Poprzez uszkadzanie podmorskiej infrastruktury krytycznej, cyberataki czy dywersję Rosja testuje nasze reakcje. Zdaniem Hodgesa w przypadku przegranej przez Ukrainę wojny, Rosja przejmie jej zasoby, żołnierzy oraz sprzęt i w ciągu kilku lat odbuduje własną armię. W świetle tych przewidywań zamrożenie wojny, zwłaszcza przy jednoczesnej uległości wobec rosyjskich żądań, zaakceptowaniu okupacji podbitych terytoriów, zniesieniu sankcji i wznowieniu relacji gospodarczych, Rosja wykorzysta na swoją korzyść i, nie porzucając imperialnych celów strategicznych, powróci silniejsza. W tym kontekście szczególnie niebezpieczny wydaje się scenariusz, w którym wzmocniona Rosja dokonuje dalszej eskalacji przeciwko Sojuszowi, co dotknęłoby prawdopodobnie terytorium państw bałtyckich, a może nawet Polski, a zdolności obronne Sojuszu są osłabione m. in. przez zredukowane zaangażowanie USA na naszym kontynencie.

    Obraz sytuacji nie pozostawia więc wątpliwości, że rosyjski imperializm to nie jakieś mrzonki, ale realnie istniejące zagrożenie u naszych bram. Dlatego Polska musi wykorzystać najbliższe miesiące zarówno w kontaktach z nową amerykańską administracją, jak i partnerami europejskimi, do naświetlania naszych racji i forsowania naszych interesów, ukazując jednocześnie ryzyka i zagrożenia, którym świat zachodni musi umieć stawić czoła.

    Stanisław Żaryn/mr

  • Islamskie „przykrywki”

    Meczety, uniwersytety czy szkoły walki – to przykłady miejsc wykorzystywanych jako przykrywki przez radykalne islamskie organizacje do zaszczepiania i szerzenia na Zachodzie swojej ideologii oraz werbowania przyszłych terrorystów. Warto przyjrzeć się, jak rosnąca liczba islamskich ośrodków przyczyniła się do obniżenia poziomu bezpieczeństwa w Niemczech. Niektóre z nich stały się wylęgarnią islamskiego terroryzmu, o czym świadczą działania niemieckich służb opisywane w tamtejszych mediach.

    Niedawno niemiecki dziennik „Bild” poinformował, że berlińskie służby dysponują tajną listą potencjalnych pomocników terrorystów i szpiegów pracujących dla Iranu. Według gazety chodzi o nazwiska blisko 700 osób należących do środowiska międzynarodowego irańskiego Uniwersytetu Al-Mustafa, którego filia znajduje się w stolicy Niemiec. Berliński oddział irańskiej uczelni, gdzie oficjalnie odbywają się wykłady z teologii, znalazł się na celowniku niemieckich służb specjalnych jako miejsce rekrutacji islamskich terrorystów.

    W dokumentach sankcyjnych Departamentu Skarbu USA widnieje informacja, że „międzynarodowy Uniwersytet Mustafa, który ma oddziały na całym świecie, jest wykorzystywany przez siły Quds irańskiej Gwardii Rewolucyjnej (IRGC-QF) jako platforma rekrutacyjna do gromadzenia danych wywiadowczych i prowadzenia działań o takim charakterze, w tym do rekrutacji do zagranicznych bojówek dowodzonych przez siły Quds”.

    W kwietniu 2019 roku irańska formacja Al-Quds została uznana przez USA za zagraniczną organizację terrorystyczną. Niemieckie służby prowadzą obecnie działania, które mają doprowadzić do wykrycia członków tej formacji w Republice Federalnej Niemiec.

    Inny przykład miejsca stanowiącego przyczółek ideologii islamskich radykałów w Niemczech, opisany w ostatnich dniach przez tamtejsze media, to szkoła walki dla dzieci w Wandsbek, jednej z biedniejszych dzielnic Hamburga. Fundatorem szkoły jest islamski lekarz Omar Samadzade, który znalazł się w zainteresowaniu niemieckiego kontrwywiadu ze względu na informacje wskazujące na jego przynależność do organizacji Hizb ut-Tahrir (HuT) – organizacji zakazanej w Niemczech od 2003 r. za popieranie przemocy i wzywanie do zabijania Żydów, domagającej się wprowadzenia prawa kalifatu i szariatu. Samadzadee prowadzi swoje gabinety w hamburskiej dzielnicy Steilshoop, gdzie prawie 60 proc. mieszkańców ma pochodzenie migracyjne.

    We wrześniu br. niemieckie media poinformowały, że Samadzade i jego gabinety mogą pełnić funkcję punktów kontaktowych wspomnianej islamskiej organizacji. Co ciekawe, działają one na terenie należącym do miasta i tamtejsze władze miały możliwość zablokować ich powstanie w tym miejscu, a jednak tego nie zrobiły. Dziś brak sprzeciwu tłumaczą niedostatecznym poziomem dostępu do podstawowej opieki zdrowotnej w dzielnicy, a także brakiem informacji na temat lekarzy pracujących w gabinetach doktora Samadzade. Tymczasem już w 2020 r. wspomniany lekarz pod swoim nazwiskiem publikował na Facebooku takie opinie, jak chociażby ta: „Mamy nadzieję, że islam jako globalna idea przewodnia wkrótce zastąpi skorumpowany system świecko-kapitalistyczny i że w ten sposób ludzkość osiągnie postęp intelektualny, ideowy i cywilizacyjny”.

    Niemiecki lekarz Omar Samadzade poprzez swoją fundację „Amin” wspiera liczne przedsięwzięcia na terenie Niemiec: budowę meczetu w Norderstedt przez Turecko-Islamską Unię Instytutu Religii (DITIB), młodzieżowy klub piłki nożnej czy właśnie wspomnianą wcześniej szkołę sztuk walki „UMMAH”. UMMAH to skrót od nazwy: United Mixed Martial Arts Hamburg, ale też słowo w języku arabskim oznaczające społeczność islamską. Według dziennika „Bild” istniejąca od 2022 r. szkoła jest prowadzona m.in. przez jednego ze zwolenników organizacji Hizb ut-Tahrir. Charakter szkoły ma wyraźne zabarwienie religijne. Na zdjęciach szkoły zamieszczanych na Instagramie widać dzieci z uniesionym w górę palcem wskazującym w islamskim geście Tauhid.

    O liczbie i skali zagrożeń, z jakimi borykają się Niemcy, świadczy również chociażby wielka akcja tamtejszych służb w listopadzie ubiegłego roku. Ponad 500 funkcjonariuszy na terenie kilku landów wkroczyło do 58 budynków powiązanych z organizacjami i stowarzyszeniami islamistycznymi obserwowanymi przez Federalny Urząd Ochrony Konstytucji. W samym Hamburgu przeszukano 32 obiekty, w tym Centrum Islamskie w Hamburgu (IZH), stowarzyszenie Islamska Akademia w Niemczech (IAD) oraz Stowarzyszenie zwolenników irańsko-islamskiego meczetu w Hamburgu.

    Jednym z celów operacji niemieckich służb był Błękitny Meczet sponsorowany przez wspomniane Centrum Islamskie w Hamburgu (IZH). Centrum to – jak podało wówczas federalne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych – pozostaje pod wpływem irańskiego reżimu. Jest ono podejrzewane o „działania wbrew porządkowi konstytucyjnemu i idei międzynarodowego porozumienia” – informował resort. W lipcu tego roku, po kolejnym przeszukaniu w Błękitnym Meczecie, niemieckie MSW zakazało działalności Centrum IZH, a także powiązanych z nim 5 innych stowarzyszeń. Oprócz naruszania porządku konstytucyjnego jako powód zakazu niemieckie władze wskazały szerzenie przez centrum agresywnych antysemickich i antyizraelskich treści, gloryfikowanie aktów terroru dokonywanych przez Hamas oraz wspieranie – poprzez werbowanie nowych zwolenników oraz zbiórki środków pieniężnych – organizacji terrorystycznej Hezbollah. Centrum, które zbudowało ogólnokrajową strukturę i wyznaczało kierunki polityczne i religijne lokalnym meczetom, zarzucono również propagowanie ideologii totalitarnego islamizmu reprezentowanego przez irański reżim.

    Podając powyższe przykłady akcji niemieckich służb warto przytoczyć ostatnie informacje niemieckiego rządu na temat śledztw prowadzonych przez Prokuratora Generalnego. Z odpowiedzi udzielonej na pytanie jednej z lewicowych posłanek do Bundestagu wynika, że większość postępowań wszczętych w tym roku to śledztwa w sprawie międzynarodowego terroryzmu islamskiego – jest ich 97. W poprzednim roku tego typu śledztw wszczęto jeszcze więcej, bo aż 357. Spośród wspomnianych 97 śledztw 83 dotyczy utworzenia organizacji terrorystycznej za granicą, w tym członkostwa w takiej organizacji (na przykład w tzw. Państwie Islamskim).

    Jakie wnioski wynikają z nakreślonej powyżej pobieżnie sytuacji Niemiec? I z jakimi zagrożeniami trzeba się liczyć?

    Po pierwsze, muzułmańskie instytucje oficjalnie mające być miejscem kultu czy ośrodkiem edukacyjnym są często wykorzystywane do „hodowli” muzułmańskich terrorystów, werbowania nowych zwolenników, gromadzenia środków dla organizacji terrorystycznych oraz szerzenia propagandy terrorystycznej. Z tego typu zjawiskiem będziemy mieli do czynienia coraz częściej w związku z zaostrzającą się sytuacją na Bliskim Wschodzie i coraz większą liczbą islamskich nielegalnych migrantów przenikających do Europy. Dodatkowo radykalizuje się drugie i trzecie pokolenie muzułmanów mieszkających w Europie. Takie zjawiska są już powszechne w Europie Zachodniej, co ma swoje wymierne, dramatyczne skutki. Radykalizujące się kolejne pokolenia migrantów muzułmańskich stają się poważnym wyzwaniem dla służb odpowiedzialnych za zwalczanie terroryzmu.

    Po drugie, radykalne organizacje islamskie wykorzystują słabość państw Zachodu, które są sparaliżowane poprawnością polityczną i przedkładają fałszywie rozumianą tolerancję i otwartość na inne religie i kultury nad bezpieczeństwo swoich obywateli. Pochopne decyzje władz publicznych przyczyniają się do wzrostu zagrożenia islamskim terroryzmem. Często wynika to z braku sprawnej współpracy na linii władze samorządowe – instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo. Konieczne jest uwzględnienie w procesach decyzyjnych dotyczących organizacji islamskich stanowisk służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo.

    Jak dotąd Polska szczęśliwie pozostaje wolna od ataków terrorystycznych. Zagrożenie terroryzmem islamskim  dla Polaków wydaje się być odległe i zupełnie nierealne. To jednak jest ułudą. Polska jest zagrożona terroryzmem, o czym choćby świadczą działania ABW z ostatnich lat. Agencja kilkukrotnie informowała o zatrzymaniach osób powiązanych z radykalnymi organizacjami islamskimi czy wręcz planujących zamachy mające podłoże terroryzmu islamskiego. Dodatkowo Polska jest zagrożona obecnością osób stanowiących zaplecze logistyczne i finansowe organizacji terrorystycznych, co również miało swoje przełożenie na działania podejmowane przez ABW. Pokazuje to, że Polska choć nie dotknięta zamachami terrorystycznymi, nie jest w pełni wolna od tego typu wyzwań. Również podróże Polaków po krajach zagrożonych dowodzą, że jako społeczeństwo musimy zachować czujność. Bowiem terroryzm, jako zagrożenie ponadnarodowe może mieć swoje oddziaływanie również na Polaków. Dlatego też konieczność monitorowania przez polskie służby wszelkich sygnałów mających związek z terroryzmem jest podstawowym elementem zapewnienia bezpieczeństwa Polaków.

    Prognozy dla Polski, na podstawie wydarzeń u naszych zachodnich sąsiadów, mogą być alarmujące. Radykalne organizacje islamskie, których możliwości działania w Niemczech są od jakiegoś czasu przez tamtejsze służby systematycznie osłabiane i ograniczane, będą szukać nowych przyczółków w Europie mających stanowić ich bazę werbunkową, propagandową i finansową. Jeśli polskie władze nie podejdą do tego zagrożenia z należytą powagą i odpowiedzialnością, to wkrótce możemy mieć do czynienia z podobnymi problemami co nasi zachodni sąsiedzi. Rozwój radykalizmu islamskiego w Europie Zachodniej pokazuje, że Polska musi na poważnie podchodzić do tego wyzwania od samego początku. Bowiem łatwo popełniony błąd potem skutkować może powstaniem zagrożeń, które trudno zwalczać. Trzeba być więc przewidywalnym i twardym nawet wtedy, gdy zagrożenia kryją się za dobrze brzmiącymi hasłami o tolerancji czy otwartości.

    Stanisław Żaryn/mr

    Źródło:

    https://www.bild.de/politik/inland/in-hamburger-kampfschule-schon-kinder-recken-den-islamistenfinger-6710c8e41f720348549a9e1c

    https://www.bild.de/politik/inland/stadt-hamburg-laesst-es-zu-mutmasslicher-islamist-betreibt-arzt-praxis-66e80124fe73281543a94d98

    https://www.bild.de/politik/spionage-verdacht-ist-das-die-berliner-terror-zentrale-des-iran-67100a7eb3637d7cb5b6d387

    https://www.faz.net/aktuell/politik/inland/97-verfahren-zu-islamistischem-terrorismus-aufgenommen-110065027.html

    https://www.dw.com/pl/niemcy-islami%C5%9Bci-z-tiktoka-wyszli-na-ulic%C4%99/a-69058689

    https://wgospodarce.pl/informacje/146305-meczet-w-centrum-stolicy-tanio-od-trzaskowskiego

    https://www.dw.com/pl/sze%C5%9B%C4%87-fakt%C3%B3w-o-meczetach-w-niemczech/a-63331463https://www.tagesschau.de/investigativ/ndr-wdr/verbot-islamischeszentrum-hamburg-100.html

Instytut Bezpieczeństwa Narodowego

Numer KRS: 0001117730
NIP: 1182288207
REGON: 52923234700000
Adres: Aleja Zjednoczenia 50/U1
01-801 Warszawa

e-mail: kontakt@fibn.pl